Beata Ścibakówna i Jan Englert. Historia miłości rodem z komedii romantycznej
Związek, któremu kibicowało niewielu
Historia tej miłości wydaje się być wyciągnięta ze scenariusza do komedii romantycznej. Tak jednak nie jest. Związek Beaty Ścibakówny i Jana Englerta od początku wzbudzał dużo emocji, ale uczucie pozwoliło im przetrwać wszystkie przeciwności losu.
Wyłowił ją z morza
Beata Ścibakówna początkowo była dla niego tylko jedną z wielu studentek, z którymi wyjechał do Australii. Jednak to ona zwróciła na siebie uwagę Jana Englerta. Gdy nie chciała wejść do wody, namówił ją do tego. Ścibakówna nie pływała zbyt dobrze, a fale były duże. Englert porwał ją jednak do wody, a gdy studentka straciła grunt pod nogami - uratował ją.
Jak podaje "Rewia", wyławiając Ścibakównę z wody Englert, trochę za długo trzymał jej rękę. Kiedy wyszli z wody, ona wciąż czuła na talii jego dotyk.
Tak narodziła się miłość
Po powrocie do Polski studentka dalej wpatrywała się w swojego wykładowcę, ale wciąż nie przypuszczała, że z tej znajomości może wyjść coś więcej. Nie zauważała też, że Englert zatrzymuje na niej wzrok częściej niż na innych studentkach.
Pierwszy krok w stronę rodzącego się uczucia zrobił on. Kiedy Ścibakówna szła korytarzem uczelni po obronie pracy magisterskiej, zaprosił ją na kawę. Nie chciał jednak wzbudzać podejrzeń i niepotrzebnych plotek, dlatego zabrał ją do ekskluzywnej kawiarni.
Wspólne mieszkanie
Po wspólnym wyjściu na kawę, sprawy potoczyły się niezwykle szybko. Kiedy Englert był już dyrektorem teatru, w którym Ścibakówna dostała angaż, stanął pod drzwiami jej kawalerki z dwoma walizkami. Powiedział jej wprost, że wyprowadził się od żony i w końcu mogą być razem.
Aktorka miała mieszane odczucia. Wiedziała, że ten związek nie będzie łatwy. Bała się też oskarżeń o zamiar zrobienia kariery za wszelką cenę i rozbicie rodziny.
Rodzice zaakceptowali wybór córki
Początkowo rodzice Ścibakówny nie popierali jej relacji z dużo starszym mężczyzną. Kiedy jednak okazało się, że całą przeszłość Englert zostawia za sobą, a jego małżeństwo zakończone jest rozwodem, przestali komentować wybór córki.
Dodatkowo różnica wieku między nim a ukochaną była tak duża, że teściowa okazała się być młodsza od zięcia. Dla niego był to świetny powód do żartów. Gdy tylko mama Beaty Ścibakówny mówiła coś, co nie było po jego myśli, ten śmiał się, że wie lepiej, bo przecież jest od niej starszy.
Owoc miłości
Oczkiem w głowie rodziców szybko stała się ich córeczka - Helena. To dla niej Jan Englert zaczął spędzać w domu więcej czasu i doceniać życie rodzinne. Znajomi aktora twierdzili nawet, że w związku ze Ścibakówną wreszcie się ustatkował i stał odpowiedzialnym ojcem i mężem.
Helena wyrosła na piekną kobietę, która po rodzicach odziedziczyła talent aktorski.