Tłumaczy, co dzieje się na Białorusi. Najmłodsza aresztowana osoba miała 13 lat
- W Białorusi ma teraz miejsce niewyobrażalna na Zachodzie fala systemowej przemocy. Nawet idąc do sklepu czy na spacer można się stać jej ofiarą - mówi w rozmowie z WP Nikita Grekowicz, Białorusin od dziecka mieszkający w Polsce. Opowiada, jak naprawdę wygląda sytuacja za wschodnią granicą.
W jaki sposób można się teraz kontaktować z Białorusią, dowiadywać się, co się tam dzieje bezpośrednio od osób, które tam są?
Nikita Grekowicz: To przede wszystkim ten kanał, który jest dziś najczęściej używany w samej Białorusi, czyli serwis Telegram. Najważniejsze niezależne białoruskie portale informacyjne i popularne blogi komentujące politykę mają tam swoje kanały.
A telefon? Rozmawiasz ze znajomymi, z rodziną?
Jasne, ale nie przez telefon. Też przez Telegram. Rozmowy telefoniczne są od dawna podsłuchiwane. I nawet nikt się z tym nie kryje, czasem zdarza się, że w tle słychać rozmowy czy muzykę. Od niedawna zaczęły się też zdarzać dziwne sytuacje - np. w czasie rozmowy słychać jej fragmenty sprzed kilku minut. To wyraźnie wskazuje, że służby dokonują jakichś manipulacji, a przynajmniej nagrywają rozmowy. Internet jest nieustannie wyłączany, a potem przywracany, nie jest to więc stały i pewny sposób utrzymywania kontaktu, ale w tym momencie - zdecydowanie najlepszy.
Zobacz: "Białoruś w Polsce może się powtórzyć". Szymon Hołownia podaje jedno "ale"
Jak obecna sytuacja w Białorusi dotyka zwykłych ludzi? Czy dotyczy ich to, co się tam dzieje, czy to tylko walka garstki aktywistek i aktywistów ze służbami mundurowymi?
Absolutnie nie. To może dotyczyć każdego. To są działania systemowe, a zarazem - losowe. W Białorusi ma teraz miejsce niewyobrażalna na Zachodzie fala systemowej przemocy. Nawet idąc do sklepu czy na spacer można się stać jej ofiarą.
Co i rusz docierają stamtąd potworne historie, jak ta o kobiecie, która wyszła do sklepu z nastoletnim synem. Ona weszła zrobić zakupy, on został na zewnątrz i pilnował roweru. Chłopak został pobity i trafił do aresztu. Najmłodsza osoba, której zatrzymanie zostało potwierdzone, miała zaledwie 13 lat. Funkcjonariusze OMON-u potrafią zaatakować każdego, taranują swoimi pojazdami przejeżdżające samochody, rozbijają pałkami szyby.
Czy OMON to jedyne zagrożenie?
W Białorusi funkcjonuje w tej chwili kilka służb mundurowych. Ich zaangażowanie w sytuację i zagrożenia z ich strony są różne. Jest zwykła milicja, to z reguły drogówka i patrolowi, ale częścią milicji jest też OMON, czyli oddziały prewencji, które można porównać do polskiego ZOMO z czasów PRL-u.
Dalej, są oddziały tzw. wojsk wewnętrznych. One są bardzo brutalne i groźne. Są dowody na to, że ci żołnierze są indoktrynowani i uczeni tego, że demonstranci to terroryści, stanowiący śmiertelne zagrożenie. Żołnierze wojsk wewnętrznych nie boją się strzelać do ludzi na ulicy. Są bardzo duże podejrzenia, że są wśród nich żołnierze rosyjscy.
Nie ma na to żadnych konkretnych dowodów, ale są nagrania z żołnierzami wojsk wewnętrznych w mundurach z rosyjskimi oznaczeniami. Jest też wreszcie zwykłe, regularne wojsko. Czasem jest wykorzystywane do tłumienia demonstracji - w Brześciu brała w tym udział jednostka powietrzno-desantowa. Ale dla Łukaszenki to spore ryzyko, bo w wielu sytuacjach było wyraźnie widać, że ci żołnierze są raczej skłonni do stawania po stronie demonstrantów, niż strzelania do nich. Zresztą pojawiły się nagrania byłych żołnierzy palących ze wstydu mundury albo oświadczenia żołnierzy służby czynnej, którzy odchodzą z wojska.
Dużo tych służb mundurowych jak na pokojowe demonstracje...
To prawda. Nie przesadzę, kiedy powiem, że protestujący w 99,9 proc. przypadków powstrzymują się od przemocy. Siłowe działania pojawiają się właściwie tylko w jednej sytuacji: kiedy dochodzi do prób odbijania zatrzymanych. No i kiedy przemoc ze strony wojska staje się nie do zniesienia. Ale to działania w obronie własnej. Demonstrujący cały czas namawiają zresztą funkcjonariuszy do przyłączenia się do protestów - jedne z często pojawiających się haseł to: "milicja z narodem" czy "odłóżcie tarcze".
Jak przyjęty został wyjazd Swiatłany Cichanouskiej z kraju?
Na samym początku pojawił się moment rozczarowania, który lekko osłabił protesty. Ale to był naprawdę tylko moment. Bardzo szybko dotarły do ludzi informacje o tym, że była poddawana bardzo dużej presji ze strony służb specjalnych, przetrzymywana kilka godzin z funkcjonariuszami "pracującymi" nad nią. Że władza zrobiła wszystko, żeby ją złamać.
Jej dzieci musiały być wywiezione za granicę, jej mąż od dawna jest w więzieniu, gdzie przetrzymywany jest w takich warunkach, że stracił już 1/3 wagi. To działa na ludzi - żal szybko przerodził się w zrozumienie i współczucie. Szybko przebił się komunikat, że przecież nie chodzi tu o nią, ale o obalenie Łukaszenki. Zresztą demokratyczny ruch w Białorusi nieustannie traci liderów, którzy trafiają do więzień albo są zmuszeni do emigracji.
Jakie nastroje panują teraz w Białorusi?
Na pewno panuje duży strach i mocna niepewność. Dużo czasu było potrzeba, żeby ludzie otrząsnęli się z szoku, który wywołała skala przemocy. Łapanki, pobicia, granaty hukowe, strzelanie do demonstrantów - przecież nikt się nie spodziewał, że pokojowe protesty spotkają się z takimi reakcjami.
Białorusini nie mogą zrozumieć, czemu reakcja jest tak brutalna. Ale nie poddają się, wymyślają nowe sposoby pokojowej walki z systemem. Od niedawna skutecznie stosuje się blokady ulic za pomocą prywatnych samochodów. Popularne stały się też tzw. łańcuchy wolności, w których stają głównie kobiety. Ludzie mają nadzieję, że OMON-owcy nie posuną się tak daleko, żeby je bić. Nadzieja na zmiany wciąż żyje, wciąż jest silna. Mało tego, pojawiła się też determinacja: "skoro tyle już przecierpieliśmy, nie można teraz przestać walczyć".
Strajki dają nadzieję?
Na początku nie bardzo, bo było ich mało i odbywały się głównie w niewielkich prywatnych firmach. Ale to zaczyna się coraz bardziej rozszerzać. Ważnym punktem był moment, kiedy zaczęły się przyłączać duże przedsiębiorstwa państwowe. W internecie można zobaczyć relacje z wieców, na których pracownice i pracownicy tłumnie przyłączają się do strajków. To było przełomowe wydarzenie: ludzie uświadomili sobie, jak wielka jest skala niechęci do autorytarnej władzy. Przeciwko niej są przedstawicielki i przedstawiciele różnych pokoleń, grup zawodowych, klas społecznych. Ten ruch staje się coraz bardziej masowy.
A co mówi się o Łukaszence? Gdzie on jest?
Pierwszej nocy po wyborach pojawiała się plotka, że poleciał do Turcji, bo skierowano tam rządowy samolot. Albo raczej, że odesłał tam swojego syna, który jest ponoć zwolennikiem opozycji. Może chciał się go pozbyć, żeby nie potęgować zamieszania.
W internecie pojawiło się już kilka jego przemówień i wystąpienie na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa, którą zwołał. Określa tam protestujących narkomanami i przestępcami. Wszystko wskazuje na to, że jest w kraju, lata śmigłowcem ze swoich posiadłości pod Mińskiem do centrum, które zostało przez służby mundurowe zamienione w twierdzę. Przed wyborami Łukaszenko uważany był za oderwanego od rzeczywistości dyktatora, który zagubił się we własnych fantazjach, teraz coraz powszechniej myśli się o nim po prostu jako o zbrodniarzu. Oprócz frustracji pojawiła się nienawiść do niego i jego władzy.
A ty sam od dawna jesteś w Polsce?
Od dziecka. Ale cała moja rodzina jest w Białorusi, uważam się za Białorusina, od dawna działam na rzecz poprawy sytuacji w mojej ojczyźnie. Działam w stowarzyszeniu Inicjatywa Wolna Białoruś, która zajmuje się głównie dwiema sprawami: pomocą ludziom w Białorusi i rozpowszechnianiem w Polsce prawdziwych informacji o tym, co się tam dzieje.
Współpracuję z polskimi mediami, gdzie opowiadam o tym, jak naprawdę wygląda sytuacja za wschodnią granicą. Niedawno uruchomiliśmy na Facebooku kanał "Białoruś 2020 Live", gdzie na żywo tłumaczymy na język polski doniesienia białoruskich serwisów informacyjnych.
Nikita Grekowicz ma 26 lat, pochodzi z Białorusi, ale od dawna mieszka w Polsce. Ukończył MISH (Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne) na Uniwersytecie Warszawskim. Jest grafikiem, zarabia jako tatuażysta. Pasjonuje się literaturą i MMA. Pracuje też u krawca na miarę. Dużo czasu poświęca na działalność w organizacjach promujących w Polsce problematykę i kulturę Białorusi.