Trwa ładowanie...

Brytyjski pazur i jamajski luz. Sting i Shaggy rozpieścili fanów przebojowym show w Ergo Arenie

Sting i Shaggy to, mówiąc kolokwialnie, starzy wyjadacze. Obaj doskonale wiedzą, czego oczekuje od nich publika i wiedzą też, jak jej oczekiwaną przyjemność dawkować. A podczas koncertu w Trójmieście byli naprawdę hojni.

Brytyjski pazur i jamajski luz. Sting i Shaggy rozpieścili fanów przebojowym show w Ergo ArenieŹródło: Forum
d1b0j7h
d1b0j7h

Panowie na scenie są jak ogień i woda. Shaggy jest żywiołowy, roztańczony, nieustannie nawiązujący kontakt z publiką. Sting zaś jest nieco wycofany i skupiony na perfekcyjnym wykonaniu utworów. Nie umizguje się, nie zachęca kokieteryjnie do zabawy. Nie musi. Cała magia tkwi w jego głosie i muzyce. Bo gdy tylko zaczyna śpiewać, publika chłonie każdy dźwięk. Sting na własny sposób umie ją rozpieszczać.

I wśród tłumu wypełniającego Ergo Arenę prawdopodobnie trudno będzie znaleźć osobę, która mogłaby narzekać na dwugodzinne show energetycznego duetu. Obaj wokaliści doskonale rozumieją się na scenie i zręcznie przeplatają wspólne piosenki pomiędzy te z osobnych repertuarów. A powiedzieć, że repertuar Stinga wciąż nie postarzał się ani o minutę i wciąż porywa tłumy, to jak nie powiedzieć nic.

Forum
Źródło: Forum

Wystarczyło, że zaczynał grać pierwsze dźwięki swoich utworów, a publika popadała w euforię. Podczas koncertów nie brakowało nastrojowych ballad, jak choćby "Fields Of Gold" czy "Shape Of My Heart". Zdecydowanie najmocniejszymi punktami wieczoru były utwory The Police. Kiedy ze sceny płynęły takie hity, jak "Message In The Bottle", "So Lonely" czy "Every Little Thing She Does Is Magic", szaleństwo nie tylko na płycie, ale poderwały fanów z miejsc na trybunach. Nie było wątpliwości, kto jest największą gwiazdą na scenie i kto wywołuje największą ekstazę wśród słuchaczy. I trzeba przyznać, że Sting jest w znakomitej formie. Dźwiękami, jakie wyciągał przy nawoływaniu publiczności z niemal zatrząsł Ergo Areną w posadach.

d1b0j7h

Nie można jednak powiedzieć, że Shaggy wypadł gorzej od Stinga. Choć lata świetności i lansowania największych przebojów ma w przeciwieństwie do Stinga raczej za sobą, to wydaje się, że u boku rockmana przeżywa prawdziwy muzyczny renesans. Trzeba też podkreślić, że jest naprawdę zręcznym performerem, świetnie nawiązuje kontakt z publiką i potrafi porwać do zabawy nawet ostatnie rzędy. Naprawdę przyjemnie było posłuchać "Angel", "It Wasn’t Me" w nowych aranżacjach, ze z rockowym sznytem i charakterystycznym, pulsującym brzmieniem basu Stinga nabrały świeżości i zupełnie nowej energii.

Nie da się ukryć, że to dobrze znany repertuar obu panów spotykał się z największym entuzjazmem publiczności, choć nie szczędziła braw, gdy prezentowali utwory ze wspólnej płyty. Panowie przygotowali nawet scenkę do "Crooked Tree", w której Sting wystąpił w roli oskarżonego, a Shaggy sędziego. Największy aplauz zgarnęli oczywiście, gdy zagrali dobrze znany już singiel "Don’t Make Me Wait". Wokalistom towarzyszył na scenie zgrany skład: koncertujący ze Stingiem Dominic Miller i Rufus Miller na gitarach i Josh Freese na perkusji. Na uznanie zasługują także wokalistka wspierająca Melissa Musique oraz odpowiedzialny za chórki Gene Noble, którzy dali niemały popis swojego talentu.

Forum
Źródło: Forum

Kolaboracja Stinga i Shaggy’ego zdążyła już zostać okrzyknięta najgłośniejszym "mashupem' (w wolnym tłumaczeniu umiejętnym połączeniu dwóch gatunków) roku. I choć jest to połączenie co najmniej nietuzinkowe, to trzeba przyznać, że naprawdę zgrabne. Przekonać się o tym można było w finale, gdy wykonali wybuchową mieszankę utworów: "Roxanne” i "Mr. Boombastic".

d1b0j7h

Na koniec zaś panowie uraczyli fanów podwójnym bisem. Pożegnali się swoimi największymi hitami, Sting "Desert Rose" i "Every Breath You Take", a Shaggy wspomnianym właśnie "It Wasn’t Me". Na koniec zostawili zaś wisienkę na torcie – nastrojowe wspólne akustyczne wykonanie "Fragile". Jednego można być pewnym, połączenie brytyjskiej elegancji gwiazd rocka i jamajskiego nonszalanckiego roztańczenia sprawdza się koncertowo. Nucący jeszcze długo po koncercie fani wychodzący z gdańskiej Ergo Areny fani są tego najlepszym dowodem.

d1b0j7h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1b0j7h

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj