"Bulwar Zachodzącego Słońca" w Operze Nova w Bydgoszczy. Chwyta za serce [RECENZJA]
Ponadczasowa opowieść o poszukiwaniu szczęścia, miłości, szczerych relacji międzyludzkich i skutkach ich braku. "Bulwar Zachodzącego Słońca" autorstwa cesarza światowego musicalu, czyli Andrew Lloyda Webbera w bydgoskiej wersji zachwyca i porusza. Reżyser Jacek Mikołajczyk, dzięki doświadczeniu i świetnie dobranej obsadzie stworzył po prostu piękne przedstawienie.
Pandemia zmieniła życie i plany nas wszystkich. Szczególnie dotkliwie COVID-19 odczuła kultura i artyści. Wiele premier się w ogóle nie odbyło, a takie jak "Bulwar Zachodzącego Słońca" musiały zostać przełożone o wiele miesięcy. Wystawianie musicali w operach czy klasycznych teatrach np. dramatycznych obarczone jest dużo większym ryzykiem, niż granie takowych w wyspecjalizowanych teatrach muzycznych. Ale czasami ryzyko się opłaca. Z sukcesem od kilku lat Opera i Filharmonia Podlaska w Białymstoku pokazuje światowe hity musicalowe ("Upiór w operze", "Jesus Christ Superstar", "Skrzypek na dachu"), z kolei Teatr Dramatyczny w Warszawie ma na koncie udane musicale "Kinky Boots" i "Człowiek z La Manchy". Kluczem nie jest miejsce, a twórcy.
Bydgoski bulwar
Opera Nova w Bydgoszczy postanowiła do repertuaru włączyć musical "Bulwar Zachodzącego Słońca". Jego światowa premiera odbyła się 12 lipca 1993 roku w Adelphi Theatre w Londynie. Musical na podstawie filmu sprzed kilkudziesięciu lat stworzył cesarz gatunku Andrew Lloyd Webber (autor hitów wszech czasów jak m.in.: "Upiór w operze", "Koty", "Evita", "Jesus Christ Superstar"). Dobrze przyjęty tytuł z kilkoma porywającymi hitami zagościł na wielu scenach teatralnych. Jeszcze przed pandemią plany jego pokazania w Polsce miał stołeczny Teatr Rampa. Finalnie do produkcji nie doszło. Ale może to dobrze, bo ten musical wymaga rozmachu. Duża scena Opery Nova w Bydgoszczy pozwala reżyserowi i scenografowi "poszaleć".
Walka o uczucia
"Bulwar Zachodzącego Słońca" opowiada – co charakterystyczne dla tego gatunku – prostą, acz targaną emocjami historię. Bankrutujący scenarzysta Joe Gillis (w tej kreacji fantastyczny Karol Drozd – najlepsza jego dotychczasowa rola) ukrywa się przed wierzycielem. Przez przypadek trafia na Sunset Boulevard, reprezentacyjną ulicę Hollywood - do posiadłości Normy Desmond (porywająca Jolanta Litwin-Sarzyńska – wielkie brawa!), wielkiej niegdyś gwiazdy kina niemego. Aktorce wydaje się, że powróci jeszcze na ekrany przy okazji występu w filmie według jej własnego scenariusza.
Spotkanie z Joe Norma traktuje jako szczęśliwy zbieg okoliczności i prosi go o pomoc przy pisaniu tekstu. Wkrótce kobieta zakochuje się w scenarzyście, niestety – bez wzajemności. Istotną postacią domu Normy jest Max von Mayerling (w tej roli jeden z najlepszych polskich aktorów musicalowych Tomasz Steciuk). Obecnie totalnie oddany kamerdyner i sługa, niegdyś… reżyser i mąż gwiazdy. Nie byłoby pełnokrwistej historii bez Betty Schaefer (w tej roli Katarzyna Domalewska). Ta piękna, młoda scenarzystka ubóstwia Hollywood i głęboko wierzy, że uda jej się odnaleźć w tym niełatwym świecie. Narzeczona Artiego (Tomasz Bacajewski), zakochuje się w Joem.
Skomplikowane relacje bohaterów, pełne namiętności i zmienności prowadzą do nieprzewidzianego i tragicznego zakończenia.
Tłem do wydarzeń jest oczywiście świat Hollywood i wielka willa Normy. W tę wyjątkową scenerię przenosi nas piękna scenografia Mariusza Napierały, uzupełniona przemyślanymi projekcjami multimedialnymi Adama Kellera i dopracowane, godne operowych scen kostiumy Ilony Binarsch.
Reżyser przedstawienia, a także autor przekładu Jacek Mikołajczyk ma na koncie wiele sukcesów. Stworzył bardzo udane musicale dla Teatru Muzycznego w Poznaniu (m.in. "Zakonnica w przebraniu", "Nine", "Rodzina Addamsów"), czy Teatru Syrena w Warszawie (m.in. "Czarownice z Eastwick", "Next to normal", "Rock of Ages", "Rodzina Addamsów", "Bitwa o tron"). "Bulwar Zachodzącego Słońca" w Bydgoszczy może dopisać do listy sukcesów. Mikołajczyk udowadnia, że kocha teatr muzyczny, bowiem jego produkcje są nie tylko dopracowane technicznie, ale także emocjonalnie. Ma zmysł do współpracowników, obsada bydgoskiego "Bulwaru…" jest tego dowodem. Nie byłoby oczywiście sukcesu żadnego przedstawienia muzycznego bez muzyki. Opera Nova do produkcji "Bulwaru Zachodzącego Słońca" zaprosiła jednego z najlepszych polskich jazzmanów Krzysztofa Herdzina. Mając do dyspozycji pokaźną orkiestrę, Herdzin nadaje przedstawieniu nowy wymiar. Jest to muzyczna uczta. Muzyka nie stanowi tu wyłącznie tła do wielkiej produkcji. To jeden z głównych aktorów, który w pełnym skupieniu gra swoją rolę z pełną precyzją.
"Bulwar Zachodzącego Słońca" z Opery Nova w Bydgoszczy chwyta za serce i spełnia wysokie oczekiwania widzów. To pełne emocji widowisko wspaniale uzupełniające repertuar operowy, a także przedstawienie warte tzw. teatralnej turystyki. Widzowie z całej Polski winni planować wizytę w Bydgoszczy. Bo czeka na nich artystyczna uczta.