Chris Botti po trzykroć! Warszawa, Wrocław i Szczecin pod urokiem trębacza i występujących z nim artystów
To były niezwykłe show z tańcami pod sceną, artystami wychodzącymi do publiczności, a nawet występami najmłodszych słuchaczy na scenie! Chris Botti - jeden z największych i najbardziej charakterystycznych trębaczy na świecie był głównym bohaterem trzech z rzędu koncertów zorganizowanych w Polsce przez Prestige MJM. Artyście towarzyszyli muzycy, którzy koncertują z nim już od dawna. To obopólne zrozumienie plus świetny i niezwykle zróżnicowany repertuar dały spektakularny efekt.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Jeżeli ktoś do tej pory sądził, że jazz jest nudny, a koncerty tego rodzaju muzyki są zawsze tak samo monotonne i niestrawne, to po znakomitych wieczorach Chrisa Bottiego w Warszawie, Wrocławiu i Szczecinie z pewnością zmienił zdanie!
Artysta bywał już w Polsce kilkanaście razy, ale jak pokazały minione koncerty, fani wciąż nie mają dosyć urzekającego dźwięku trąbki tak charakterystycznego dla Amerykanina. Nic dziwnego: muzyk o światowej sławie jest także znakomitym showmanem, do minimum skracającym dystans między sobą, a publicznością. Podczas występów żartował, schodził ze sceny do widowni, przechadzał się między rzędami, niektórym osobom podawał rękę, zagadywał, a nawet podpisywał płyty, pozował do zdjęć i... oczywiście grał! W jego ślady poszła także jedna z niekwestionowanych gwiazd tych wieczorów – czarnoskóra Sy Smith o zniewalającej urodzie, urzekającym głosie i... pięknych kreacjach. Wokalistka przeszła do ostatnich rzędów na płycie wrocławskiej hali, promiennie się uśmiechając, przesyłała buziaki i kiwała osobom zajmującym najdalsze miejsca. Prawdziwą wirtuozerią w czasie koncertów popisała się Caroline Campbel – bosonoga blond piękność grająca na skrzypcach. W jej wykonaniu „Kashmir”, legendarnego zespołu Led Zeppelin, poprzedziły fragmenty najbardziej klasycznych utworów zaprezentowanych solo i to z wielkim improwizatorskim zacięciem. Gdy wydawało się, że to koniec – dołączył do niej zespół, aby z rockowym pazurem dokonać kulminacji. Owacjom nie było końca. Na osobną uwagę zasługuje także perkusista, który z pewnością zadziwił swoją biegłością! Pełne energii solówki – tak samo zachwyciły publiczność zarówno w Warszawie, Wrocławiu, jak i Szczecinie. Zlany potem Lee Pearson popisywał się niesamowitą wręcz zręcznością. A łatwość, z jaką wyrzucał pałeczki, przechodząc do grania samymi dłońmi, mogła zadziwić wielu! Basista Michael Olatuja grający raz na gitarze basowej a innym - na kontrabasie z luzem i uśmiechem na twarzy dorównywał wirtuozerią pozostałym. Z kolei Leonardo Amuedo prezentował delikatność towarzysząc Chrisowi zwłaszcza w romantycznym „Hallelujah” - coverze Leonarda Cohena. I to właśnie do przystojnego gitarzysty wzdychała przede wszystkim żeńska część publiczności. Trębaczowi towarzyszył także młody tenor Jonathan Johnson. Ich wspólna interpretacja „Time to Say Goodbay” zachwyciła i wzruszyła nie mniej jak oryginalna wersja śpiewana przez Andreę Bocellego i Sarah Brightman. Do tego jazzujący pianista Geoffrey Keezer oraz grająca na klawiszach Rachel Eckroth dopełnili całości. Reakcja publiczności nie mogła być inna, jak entuzjastyczna. We Wrocławiu słuchacze skwapliwie skorzystali z zaproszenia Bottiego do przyjścia pod scenę w końcówce koncertu. A tam było już istne szaleństwo! Widownia tańczyła, podawała ręce artystom, robiła sobie z nimi selfie... niczym na występach największych rockowych gwiazd! W jazzie taką niekwestionowaną gwiazdą z pewnością jest Chris Botti.
W każdym z miast dokonało się także coś zupełnie nieoczekiwanego. W samym środku koncertów, zamiast perkusisty-ekwilibrysty przed bębnami na chwilę zasiadały... dzieci, „wyłowione” z publiczności. Poinstruowane przez trębacza, kiedy mają „walić” pałeczkami z całą siłą, zaskarbiały sobie serca nie tylko członków zespołu, ale także widowni wszystkich trzech hal: Torwaru, Hali Stulecia i Arena Azoty. Ze swego zadania wywiązywały się znakomicie!
- To były trzy niezwykłe dni z Chrisem Bottim i jego artystami. Dość wyczerpujące dla muzyków, którzy nie tylko grali dzień po dniu, ale także musieli się przemieścić do miast, w których zaplanowaliśmy koncerty. Czy warto było? Oczywiście! Trębacz jest w świetnej formie, a jego goście sprawili, że widowiska stały na najwyższym poziomie - komentuje Janusz Stefański z agencji Prestige MJM, promotora wrześniowej trasy Chrisa Bottiego po Polsce.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.