"Człowiek z La Manchy" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. W poszukiwaniu swojej wizji świata [RECENZJA]
Po prawie trzech dekadach na deski stołecznego Teatru Dramatycznego powrócił amerykański musical "Człowiek z La Manchy" z doskonale znanymi na całym świecie bohaterami – błędnym rycerzem Don Kichotem i jego wiernym sługą Sancho Pansą. Powrócił z udaną obsadą i pod mistrzowskim kierownictwem muzycznym Adama Sztaby.
Gdy 8 stycznia 1994 roku na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie swoją premierę miał musical "Człowiek z La Manchy" w reżyserii Jerzego Gruzy, z m.in. Krzysztofem Gosztyłą, Wiktorem Zborowskim, Małgorzatą Kożuchowską czy Maciejem Damięckim w obsadzie – wszystko było inne. Polska dopiero kilka lat cieszyła się pełną wolnością, gospodarka, ale także kultura zaczynały mierzyć się z wyzwaniami kapitalizmu. Dramatyczny miał już sukces i doświadczenia z tysiącami widzów, którzy przychodzili, by obejrzeć pierwszy polski musical, a więc „Metro” Józefowicza i Stokłosy. Ale jednocześnie zaczęto odchodzić od tego gatunku, do którego wciąż w Polsce podchodzono z dystansem i często pogardą.
W każdym razie – choć ówczesną wersję "Człowieka z La Manchy" dobrze przyjęto, a aktorzy tam występujący do dziś święcą triumfy, Dramatyczny odchodził od tej formy teatralnej.
Don Kichot vs koronawirus
Premiera obecnej inscenizacji w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz odbyła się 31 stycznia 2020 roku. Na kilka tygodni przed światowym lockdownem spowodowanym pandemią wirusa SARS-CoV-2. Można by powiedzieć, że w najgorszym możliwym momencie. Ale któż mógł przewidzieć? Choć z opóźnieniem, na szczęście tytuł udało mi się obejrzeć w lipcu br.
Musical inspirowany dziełem Miguela de Cervantesa wykreowali: Dale Wasserman (libretto), Mitch Leigh (muzyka) i Joe Darion (teksty piosenek). Wasserman stworzył swobodną wariację na temat powieści Cervantesa, dostosowaną do wyobrażeń i oczekiwań amerykańskiej publiczności. Jego libretto zachowuje jedność miejsca i czasu – główny bohater, Miguel de Cervantes odgrywa w więzieniu sceny ze swojej powieści. Sam wciela się w Don Kichota.
Po raz pierwszy "Człowiek z La Manchy" został wystawiony w 1965 roku w Goodspeed Opera House w Connecticut w Stanach Zjednoczonych, później przeniesiono go na Off-Broadway do ANTA Washington Square Theatre. Dobrze przyjęty przez publiczność i krytykę, rok później zdobył musicalowego Oscara, czyli Tony Award – nagrodę dla najlepszej premiery musicalowej sezonu. Od tego czasu Broadway wystawił cztery kolejne inscenizacje utworu, a dziesiątki kolejnych powstawały w teatrach na całym świecie, w tym w Polsce (w kilku miastach). W paryskiej prapremierze w tytułową rolę wcielił się Jacques Brel, w hollywoodzkiej ekranizacji z 1972 roku Dulcyneę zagrała Sophia Loren. Polska obsada z 1994 roku też wstydu nie przyniosła. A obecna?
Musicale z energią
Zespół Teatru Dramatycznego w Warszawie w ostatnich latach niezwykle się rozwinął. W efekcie sceny zarządzane przez Tadeusza Słobodzianka mają się coraz lepiej. Od kilku lat widać tu także sporą różnorodność, stąd oprócz znakomitej „Naszej Klasy”, czy „Benta”, pojawiły się udane realizacje musicalowe - „Cabaret” i „Kinky Boots”.
„Człowiek z La Manchy” dołącza do tej listy. To przedstawienie mądrze poprowadzone – zarówno po stronie reżyserki Anny Wieczur-Bluszcz, jak i kierownika muzycznego Adama Sztaby. Wieczur-Bluszcz wykorzystuje w pełni potencjał dużej sceny Teatru Dramatycznego oraz aktorów, którym naprawdę można pozazdrościć energii. Dzięki znakomitej choreografii Anny Iberszer, reżyserka uzyskuje z zespołem efekty hiszpańskiego wieczoru. Dużo tu rytmiki, temperamentu i ognia. Muzyka – choć ciekawa – dzięki Adamowi Sztabie zyskuje soczystość. Jest tu perfekcja, pasja i miłość do muzyki.
Mimo tak dobrego fundamentu, nie byłoby sukcesu bez tej obsady. Modest Ruciński (Cervantes/Alonso Kichana/Don Kichot) zbudował piękną rolę. Jego Don Kichot śmieszy, wzrusza, hipnotyzuje. Widz szybko staje się jego kompanem i kibicuje w kolejnych absurdalnych podbojach. Jednocześnie budzi szacunek za poszukiwanie swojej wizji świata. Świata, którego nie ma, ale wielu chciałoby widzieć.
Sancho Pansę w Dramatycznym gra Krzysztof Szczepaniak. Wielki talent wokalny i aktorski. Potrafi z niewiarygodną swobodą przeistaczać się z żółwia w panterę. Energia, którą wytwarza na scenie grając towarzysza Don Kichota spokojnie pozwoliłaby oświetlić foyer teatru.
Błędy i obłędy
Choć na scenie oglądamy liczny i bardzo utalentowany zespół Dramatycznego, na wyróżnienie zasługuje jeszcze charyzmatyczna Anna Gajewska (Więźniarka/Aldonza/Dulcynea). Ma przed sobą trudne zadanie – stworzyć kobietę z krwi i kości, która finalnie zetknie się z ogromną tragedią. Jednocześnie musi udowodnić, że jest delikatna jako donkichotowska Dulcynea. Gajewska z powierzoną rolą poradziła sobie bezbłędnie.
„Człowiek z La Manchy” to nie tylko zabawna opowieść o błędnym rycerzu walczącym z wiatrakami. Mówi o brutalności ludzkich zachowań i pokazuje, że to śmierć wyznacza horyzont. Brak tu jednak pesymizmu. Najnowszy musical Dramatycznego skłania do refleksji nad własną wizją świata. Pełnego błędów i obłędów.