Danuta Stenka z przepyszną kreacją w ciężkostrawnym pojedynku [RECENZJA]
Jeżeli teatr jest obietnicą, to aktor jest gwarantem jej dotrzymania. Grzegorz Wiśniewski reżyserując "Marię Stuart" skorzystał z doświadczeń przy obsypanym nagrodami spektaklu "Sonata jesienna" i dzięki Danucie Stence w Teatrze Narodowym oglądamy jakościowy teatr.
To XVI-wieczny pojedynek dwóch królowych: Anglii i Szkocji o władzę nad całą Brytanią, a także okrutna wojna religijna zainspirowały Friedriecha Schillera do napisania "Marii Stuart". Tekst z 1800 roku gościł już na polskich deskach, a reżyser Grzegorz Wiśniewski sztukę w obecnym udanym przekładzie Jacka St. Burasa pokazał w 2008 roku w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Tym razem wrócił do pracy na narodowej scenie.
Królowa w lateksie
Już wchodząc do sali Bogusławskiego, gdzie mieści się główna scena Teatru Narodowego widzowie włączają się w spektakl. Na ogromnej przestrzeni reżyser Wiśniewski i scenograf Mirek Kaczmarek, pośród betonowych dobrze oświetlonych murów, na fioletowym dywanie, w oklejonym taśmami i foliami niskim fotelu umieścili Elżbietę, królową Anglii (Danuta Stenka). Siedzi obok szkieletu zwierzęcia, w błyszczącym od kryształów ekstrawaganckim czepku i czarnej lateksowej sukni wieczorowej. Niedługo potem rusza w stronę widowni i tak zaczyna się jeden z ciekawszych politycznych dramatów Friedricha Schillera.
Więziona od lat Maria Stuart (Wiktoria Gorodeckaja) stoi przed wizją nieuchronnej śmierci, wyrok na nią został wydany i czeka jedynie na przypieczętowanie. Podpis, który wyśle Marię na szafot, ma złożyć jej kuzynka Elżbieta, królowa Anglii. Choć finał tej historii widzowie znają od samego początku, skupienie się reżysera na postaciach i ascetyczna choć mądrze wymyślona, trochę skopiowana z obsypanej nagrodami "Sonaty jesiennej" scenografia pozwalają odbiorcy utrzymywać pełne skupienie i odbiór w napięciu.
Aktorstwo z górnej półki
Pojedynek królowych jest ciężkostrawny, ale tylko w warstwie historycznej, bo duet Stenka – Gorodeckaja skutecznie go dosmacza. Na tle niezłej obsady (z męskich ról szczególnie udana kreacja Przemysława Stippy) wyróżnia się Danuta Stenka. Aktorka swoją grą w nowym przedstawieniu Wiśniewskiego niczego nie udowadnia, ona po prostu zmywa wszelkie wątpliwości dotyczącego kunsztu jej warsztatu. Choć od lat wszechobecna w telewizyjnych produkcjach, dla szerokiej publiczności polska Bridget Jones, czyli Judyta Kozłowska w komedii romantycznej "Nigdy w życiu!", grając Elżbietę sięga po całą paletę emocji. Gra porywająco tworząc przepyszną kreację.
"Maria Stuart" Wiśniewskiego spełnia obietnicę, jaką powinien dawać narodowy teatr: najlepsze teksty w ciekawych inscenizacjach i z doskonałym aktorstwem. Obsada najnowszej premiery Narodowego (Danuta Stenka, Wiktoria Gorodeckaja, Mateusz Rusin, Jarosław Gajewski, Przemysław Stippa, Paweł Brzeszcz, Wiesław Cichy, Karol Pocheć i Marcin Przybylski) swoim warsztatem zaciera złe wrażenie, jakie robi zbędne uwspółcześnianie inscenizacji (telefon komórkowy, lateksowe suknie, papierosy, projekcje wideo).
Ba! Gdy do głosu dochodzi Stenka, przed oczami stają zamczyska z tamtych czasów i historyczne stroje. I oto chyba chodzi w pojęciu: magia teatru.
Jakub Panek, dziennikarz Wirtualnej Polski