Dlaczego celebryci odpuścili sobie Marsz Równości? Wygrały pieniądze
Nie milkną echa po 17. Paradzie Równości, która w miniony weekend odbyła się w Warszawie. Portale społecznościowe żyją homofobicznymi incydentami mającymi miejsce tuż po marszu, a policja i organizatorzy licytują się, ile tak naprawdę osób wzięło w nim udział - ci pierwsi mówią o zaledwie 10 tysiącach paradujących, druga strona zaś szczyci się rekordową, bo aż 50-tysięczną frekwencją. Wiadomo natomiast, kogo w tym tłumie nie było: polskich gwiazd i celebrytów. Solidarność ze środowiskami homoseksualnymi znów przegrała z troską o wizerunek i kontrakty reklamowe.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Ciężko o bardziej naładowaną "tęczowymi" zawodnikami drużynę niż tę show-biznesową. Homoseksualiści są tutaj wszędzie. Aktorzy, wokaliści, prezenterzy, fryzjerzy, makijażyści, styliści, reżyserzy, choreografowie, tancerze, producenci, fotografowie, dziennikarze i można by tak jeszcze długo wymieniać. Wybaczcie uproszczenie w postaci form męskich, bo i lesbijek w rozrywce jest bez liku. Najmniej "tęczowych" jest oczywiście w pierwszym rzędzie, tych ujawnionych i bez cienia wstydu mówiących o swojej prawdziwej orientacji. Bo tych kreujących swoją fałszywą hetero-rzeczywistość nie brakuje i drogie panie, nie miejcie złudzeń - co trzeci amant, do którego wzdychacie i zostawiacie mu tłumnie lajki na Instagramie, w rzeczywistości nie otoczy was swoim silnym ramieniem. I nie dlatego, że jest niedostępną gwiazdą z telewizyjnego Olimpu. On po prostu sam takiego ramienia potrzebuje. Prowadzi to oczywiście do sytuacji skrajnie idiotycznych, w których dziennikarze pytają aktora wcielającego się w rolę geja w teatrze czy w filmie o to, jak wielkim wyzwaniem było tego homoseksualistę zagrać. Ten, mimo zimnego potu spływającego po skroni, o trudnościach takiej roli opowiada, a z boku obserwuje to... jego partner. I po co kupować bilety na taki spektakl, skoro niezła komedia rozgrywa się i bez tego?
Nieobecność na Paradzie Równości przestraszonych i uwięzionych w szafie już mnie nie dziwi. Pojawienie się w takich okolicznościach to opcja na kamikadze, coming out na życzenie i gwóźdź do medialnej trumny. Myślenie równie proste, co głupie, ale ciężko posądzać polskie gwiazdy o podjęcie ryzyka i wyjście przed szereg. A co z resztą? Co z heteroseksualnymi mężczyznami i kobietami, które na co dzień wręcz chwalą się wianuszkiem kolegów-gejów, nie ustają w pochwałach swojego ulubionego makijażysty-geja, zapewniają w wywiadach, że nikt tak nie zrozumie i nie doradzi jak gej właśnie? Oni też wszyscy zostali w sobotę w domu. Ze strachu. Nie przed tęskniącymi za rozumem narodowcami czy smutnymi dziewczynami z markerowymi tatuażami "Zakaz pedałowania", które podczas parady okupowały chodniki i tęskniącym wzrokiem wodziły za kolorowym i wesołym światem. Celebrytki zostały w domu, bo choć czasami ciężko je o to posądzić, potrafią liczyć i szybka kalkulacja dała jednoznaczny wynik - pedałów po prostu nie opłaca się wspierać.
- Reklamodawcom mogłoby się to nie spodobać - usłyszałem w odpowiedzi "Dlaczego nie przyszłaś na marsz?" od jednej z nich. Tyle kosztuje teraz solidarność z ludźmi, których nazywasz swoimi przyjaciółmi. Równowartość butelki szamponu, lakieru do paznokci i drogiej sukienki. Oczywiście, w grupie nieobecnych są tacy, którzy najzwyczajniej tego dnia pracowali - grali koncert czy byli na planie filmowym. Reszta bezwstydnie relacjonowała swoje pasjonujące sobotnie zajęcia czyli siłownię, lunche w modnych knajpach, szaleństwa na Orange Festival i inne rozrywki, do których absolutnie mają prawo. Niestety, mają też prawo do chowania głowy w piasek, gdy ich głos jest najbardziej potrzebny. W czasach, gdy największe światowe koncerny wręcz nie wyobrażają sobie aktywnego udziału w tego typu wydarzeniach, nad Wisłą celebryci boją się o stan lajków na Instagramie. Smutna to rzeczywistość i, nie bójmy się tego słowa, żenująca.
Rodzime gwiazdy czują odpowiedzialność za to, żeby mówić nam, jakiej marki buty mamy założyć albo na którą sieć telefonii komórkowej się zdecydować. Na tym zarabiają. Wsparcie środowisk, dzięki którym nierzadko tego gwiazdorskiego statusu się dorabiają, przerasta już ich możliwości, bo na koniec dnia nikt im nie zrobi tłustego przelewu, wręcz przeciwnie - wpływy z konta mogą nawet uszczuplić. Szkoda tylko, że zapominają o tym, że pomimo milionów na koncie nie kupią jednej rzeczy - szacunku. Ja mam na to tylko jedno słowo: wstyd.
Zobacz też: Narodowcy zakłócili Paradę Równości
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.