Dzieci w show biznesie - dobra zabawa, czy rujnowanie dzieciństwa?
Życie w blasku fleszy to dla wielu dorosłych spełnienie marzeń, a liczba śledzących ich paparazzi to miara odniesionego sukcesu. Zupełnie inaczej wygląda to z perspektywy dziecięcych celebrytów, których zainteresowanie męczy, denerwuje, a nierzadko i rujnuje dzieciństwo.
North West – 3-letnia córka Kanye Westa i Kim Kardashian jeszcze przed narodzinami cieszyła się popularnością dorównującą reszcie swojej celebryckiej familii. Decyzja o wkroczeniu na łamy kolorowych czasopism, podjęta przez sławnych rodziców, najwyraźniej nie podoba się samej North. Podczas wyprawy do Muzeum Lodów w Los Angeles trzylatce puściły nerwy i nakrzyczała na otaczających ją fotoreporterów. Czy jest to początek jej buntu przed wystawieniem każdego kroku na widok publiczny?
Historie dziecięcych gwiazd, których popularność odbiła się na zdrowiu psychicznym i wrzuciła w pasmo nałogów, znane są w Hollywood bardziej niż lista zwycięzców ostatnich Oscarów. Macaulay Culkin, który swoją popularność zawdzięcza komedii „Kevin Sam w Domu” jest wręcz podręcznikowym przykładem drogi na samo dno. Wprowadzony w świat show biznesu w wieku 4 lat szybko zaskarbił sobie sympatię widzów i miano złotego dziecka Hollywood. Jednak za kulisami kasowych produkcji, rozgrywał się prawdziwy dramat młodego aktora. Presja sukcesu, obserwacja każdej minuty jego życia, doprowadziły Macaulaya do alkoholizmu i uzależnienia od heroiny. Naturalnym wydawałoby się zwrócenie o pomoc do rodziców, ale jak to zrobić, skoro oni traktują dziecko jak maszynkę do zarabiania pieniędzy? I chociaż brak konkretnych badań zgłębiających decyzje rodziców o wystawieniu swoich dzieci na pastwę show biznesu, zaryzykuję stwierdzenie, że ponad połowa robi to właśnie dla pieniędzy.
Liczne odwyki, szeroko komentowany wyrok, zerwane kontrakty, burzliwe romanse – prawdziwe życie Lindsay Lohan to materiał na niejeden film. Aktorka i wokalistka, która sławę zyskała dzięki roli rezolutnych sióstr w „Nie wierzcie bliźniaczkom”, równie ciekawie dobierała sobie imprezowe towarzystwo. Zdjęcia z kolejnych nocnych wojaży z Paris Hilton czy Britney Spears zalewały Internet, ku uciesze tysięcy obserwujących. Niestety, proporcjonalnie do liczby imprez, zwiększały się także skargi związane z jej brakiem profesjonalizmu na planie. Dziś znacznie częściej przeczytać można o jej kolejnych wybrykach niż nowych projektach.
Miley Cyrus, która obecnie wychodzi na prostą po okresie obfitującym w imprezy i wątpliwe decyzje wizerunkowe, to kolejny przykład gwiazdki Disneya, której wczesne sukcesy nie pomogły w procesie dorastania. Chcąc zerwać z łatką słodkiej nastolatki z sąsiedztwa, zaprzyjaźniła się z różnego rodzaju używkami. Niejednokrotnie przyznawała, że uwierały ją oczekiwania, jakie mieli względem niej producenci, reklamodawcy czy sami fani. Wykreowany na potrzeby biznesowe produkt „Miley Cyrus” nijak miał się do wkraczającej w dorosły świat dziewczyny.
Za spektakularne upadki same gwiazdki winą obarczają rodziców, którzy niespełnione ambicje przelewają na swoje pociechy. Dla rodziców-celebrytów jest to sposób na zdobycie lub utrzymanie czołowej pozycji. Przecież nic nie uratuje podupadającej kariery jak wartość dodana w postaci dzieci. Początkowe nieupublicznianie wizerunku potomstwa, tylko po to, by za jedno zdjęcie – oczywiście na wyłączność - zgarnąć całkiem niezłą sumę. Później jeszcze kilka wywiadów, zdjęć na Instagramie, koniecznie wydanie poradnika o tym jak prawidłowo wychować dziecko, uatrakcyjnione fotografiami własnej latorośli i oto mini-celebryta gotowy. Jego zdanie? Przecież jeszcze nie mówi…
Gwiazdy czasem same już gubią się jak to jest z tą prywatnością ich dzieci. Naczelna diva polskiej estrady – Edyta Górniak, najpierw pilnie strzegła wizerunku Allana, by później opublikować jego zdjęcie w kupie. I chociaż miał to być dramatyczny i niezwykle wymowny akt walki z paparazzi, przekroczona została granica, którą nawet fotoreporterzy by uszanowali. Obecnie Edyta nie ma problemu z pokazywaniem syna i opowiadaniem o różnych sferach jego życia.
Chroniąca swoje życie prywatne Małgorzata Kożuchowska przez długi czas robiła wszystko, by fotografia przedstawiająca jej synka nie przedostała się do kolorowej prasy. Momentem przełomowym była jednak wizyta w Pałacu Prezydenckim, na którą aktorka zabrała swą pociechę. Jak można się było spodziewać, zdjęcia małego Jana Franciszka wzbudziły jeszcze większe zainteresowanie niż sama uroczystość. Aktorka próbowała wpłynąć na niepublikowanie zdjęć z widoczną twarzą Jasia, jednak czy zabierając go na tego typu wydarzenie nie wiedziała jak to się skończy?
Wysyp różnego typu talent show z furtki do sławy zrobił wielką bramę, z której chętnie korzystają niespełnione gwiazdy filmowe czy wokalistki, dla których dziecko jest biletem do świata blichtru i splendoru. Tysiące rodziców poszukuje zatem u dziecka niezwykłego talentu, żeby wysłać je przed kamery i chociaż przez chwilę ogrzać się w blasku jupiterów. Czy dziecku się to spodoba? Według rodziców to zabawa. Oglądając płaczące kilkulatki, które od jurorów usłyszały „nie”, ciężko to nazywać zabawą. Presja, by nie odpaść w kolejnym odcinku, niezdrowa rywalizacja i poczucie klęski, może na stałe zachwiać poczuciem własnej wartości takiego malca, czego efektem będzie zrujnowany emocjonalnie dorosły.
Reakcja Kim, a raczej brak reakcji sugeruje, że North do bycia pod ciągłą obserwacją musi się po prostu przyzwyczaić, czy tego chce, czy nie. Podobnie jak pozostałe gwiazdki wystawione na bycie w ciągłym blasku fleszy wbrew swojej woli, musi znaleźć własny sposób na poradzenie sobie z „prezentem sławy”. Czy powieli łatwe schematy, prowadzące do klinik odwykowych, czy też wyciągnie wnioski z doświadczeń pokoleń – to pokażą już kolejne lata. Możemy być jednak spokojni, niezależnie od drogi jaką wybierze, będzie ona dokładnie udokumentowana przez paparazzi.
Zobacz także: