Florence and the Machine ukoronowana... wiankami
Florence Welch była head linerem pierwszego dnia festiwalu Opener.
Od pierwszego koncertu Florence w Polsce w warszawskiej Stodole, na który wszystkie bilety wyprzedały się na długo przed jej występem, minęło ponad sześć lat, w ciągu których Brytyjka z potężnym głosem dorobiła się w naszym kraju prawdziwej armii fanów i fanek.
Teren gdyńskiego festiwalu podczas pierwszego dnia pełen był młodych ludzi obsypanych brokatem, to tzw fandom zespołu: wierny, oddany i wpatrzony w swoją idolkę, która w środowy wieczór odwdzięczyła się za to uwielbienie.
Choć Flo rozpoczęła występ dość pechowo (przewróciła się na mokrej scenie - deszcz to już tradycja Openera), reszta, cały koncert był tak udany, że chyba zaskoczył samą artystkę. Nie zabrakło hitów z albumu Lungs, gdy pod koniec publiczność tańczyła do You've got the love, czy zapierającego dech w piersiach Cosmic Love. Z kolei potężne Say my name piosenkarka wykonała tańcząc na scenie z tęczową flagą, w odpowiedzi na co tłum pod sceną skandował hasło "Love is love".
Florence znana jest ze swojej spontaniczności: na koncertach nie dba o makijaż, fryzurę, ubiór. Podczas polskiego koncertu wystąpiła boso, z rozpuszczonymi włosami, machała nad głową różową kamizelką. W kulminacyjnym momencie zeszła do ludzi, którzy wkładali na jej głowę wianki z kwiatów.
Publiczności artystce zapewne zazdrości niejeden polski wykonawca. Tysiące ludzi miało ze sobą kolorowe neonowe opaski, wianki, brokat, kolorowe balony.
Podczas Openera bisy są wielką rzadkością, jednak nie dość, że Florence postanowiła nagrodzić fanów niemal godzinną "dogrywką", to jeszcze wykonała utwór, który rzadko pojawia się na jej koncertach: Third Eye.
Na fanów muzyki czekają kolejne openerowe wieczory, ale królowa została już wybrana.