George Michael stworzył największy świąteczny hit. Odszedł w Boże Narodzenie
George Michael był znakomitym muzykiem i stworzył wiele przebojów. Jednak chcąc tego czy nie, wciąż słuchacze kojarzą go z chwytliwym świątecznym przebojem. Sam stał się nieodłącznym świątecznym elementem, choć, jak wynika ze wspomnień, za świętami wcale nie przepadał.
To wcale nie miał być bożonarodzeniowy hit. A przynajmniej w taki sposób nie myślał o nim George Michael. To miała być opowieść o nieszczęśliwej miłości, złamanym sercu. I przecież - jeśli wziąć pod uwagę tylko tekst, to właśnie taka jest jego wymowa. Zresztą, powstanie "Last Christmas" też nie ma nic wspólnego ze świętami.
Jak wspominał w swojej książce Andrew Ridgeley : "Byliśmy w domu George'a i w salonie jego rodziców oglądaliśmy jakiś mecz. Nagle poderwał się, pobiegł na górę do swojego pokoju i przez kilka godzin go nie widziałem – wspominał w publikacji "Wham! George Michael & Me".
Kiedy George tworzył na keyboardzie pierwsze szkice tak znanego później hitu, nie przeszkadzał mu i czekał cierpliwie na to, co mu zaprezentuje.
"Byliśmy świadkami cudu" - dodaje w książce.
Świątecznego charakteru nabrał mimochodem, choć kiedy muzycy nagrywali ostateczną wersję, Michael zadbał o odpowiednio świąteczną atmosferę. Tyle, że jak wynika ze wspomnień przyjaciół i współpracowników, świąt wcale nie lubił.
Ze wspomnień też maluje się jego wyraźny wizerunek, nawet nie superpopularnego i superzdolnego muzyka, ale przede wszystkim wrażliwego marzyciela.
Wychowywał się w Londynie w rodzinie greckich imigrantów. W rzeczywistości naprawdę nazywał się Georgios Kyriacos Panayiotou. Choć od zawsze marzył o scenie, ojciec podcinał mu skrzydła, twierdząc, że George nie ma talentu. Jednak gdy w 1981 z przyjacielem założył zespół Wham!, jego przeboje szybko opanowały listy przebojów, a cały świat okrzyknął go jednym z najseksowniejszych piosenkarzy. Czarował nie tylko swoją uwodzicielską prezencją, ale też aksamitnym głosem.
Tyle tylko, że nie o takiej sławie marzył. Chciał być znany przed wszystkim ze swoich przebojów, do tworzenia których miał niezaprzeczalny talent. Na punkcie swojego wyglądu zaś miał kompleksy, nie lubił swojego nosa i uważał, że ma dobry tylko lewy profil. Za każdym razem, gdy występował publicznie, kręcił klip, czy brał udział w sesji zdjęciowej, wielką wagę przykładał do tego, żeby wyglądać jak najlepiej.
Ale jeszcze większym perfekcjonistą był, kiedy pracował nad swoją muzyką. Kilka lat funkcjonowania w zespole Wham! zaowocowało takimi przebojami, jak "Wake me up", "Careless whisper", "Everything she wants" czy "I’m your man".
"Last Christmas" było już wyraźnym sygnałem, że Michael przygotowuje się do kroczenia własną, solową ścieżką. Już w 1984 r. wydał pierwszą płytę "Faith", a trzy lata później przebojowy album "Listen Without Prejudice Vol. 1", z hitem "Freedom! 90", okraszonym kultowym już teledyskiem z ówczesnymi supermodelkami.
Co zaskakujące, przy mnogości hitów, George Michael w rzeczywistości wydał tylko pięć albumów studyjnych. Ostatni, "Patience", ukazał się w 2004 r. Mimo to jeszcze przez długie lata koncertował i cieszył się uwielbieniem fanów. Sława jednak całe życie wiązała się z ogromną przyjemnością, ale i równie wielkim ciężarem.
George Michael był wrażliwy na swoim punkcie, szczególnie jeśli chodzi o całość jego wizerunku. Tymczasem przez całą jego karierę szczególnie chętnie rozpisywano się o jego życiu prywatnym i skandalach z jego udziałem. Wokół jego osoby pojawiło się wiele kontrowersji – głośny proces z wytwórnią Sony, aresztowania, uzależnienie od narkotyków, depresja, skandale obyczajowe. W 1998 r. przyznał publicznie, że jest gejem. Wcześniej nie mówił publicznie o swojej orientacji w obawie przed załamaniem kariery. Dopiero tournèe w 2006 roku pokazało, że nadal jest uwielbianą i wyjątkową ikoną rynku muzycznego.
Niestety, rockandrollowy tryb życia ściągał na Michaela same kłopoty. Był wielokrotnie aresztowany przez policję za posiadanie narkotyków. 24 sierpnia 2010 przyznał się do prowadzenia pojazdu pod wpływem narkotyków przed sądem w Highbury w Londynie, a 14 września 2010 przez ten sam sąd został skazany na osiem tygodni więzienia.
Kolorowa prasa rozpisywała się o tym, że to właśnie rockandrollowy tryb życia doprowadził do śmierci gwiazdora. Oficjalnie podaną przyczyną była niewydolność serca. Muzyk miał 53 lata. Wiadomość o jego odejściu była ciosem dla jego fanów.
Samo odejście było tak w pewnym sensie niezwykłe, jak sukces jego hitu. Choć nie przepadał za świętami, nagrał świąteczny przebój. Nie przepadał za świętami, ale zmarł paradoksalnie, w szczególny dzień, bo w Boże Narodzenie 2016 roku - w chwili, gdy wszystkie radiostacje świata nadawały jego przebój wszech czasów Last Christmas. Utwór nie brzmiał tak nigdy wcześniej i nigdy później.