Grabaż z Pidżamy Porno boi się prawicowych fanatyków. "Polska jak Chiny Mao"
Krzysztof Grabaż Grabowski, lider grup Strachy na Lachy i Pidżama Porno, wydał nową piosenkę o tym, jak niekomfortowo żyje mu się w obecnej Polsce. W wywiadzie z WP tłumaczy: - Naziole nie przychodzą jeszcze pod moją chatę i nie palą mojej kukły. Ale wolę dmuchać na zimne. Presja wokół jest nie do wytrzymania.
Sebastian Łupak: "Każdego dnia wyjeżdżam z Polski" – śpiewa pan w nowej piosence. Planuje pan emigrację?
Krzysztof Grabaż Grabowski: Nie ma takiej opcji. Jestem polski do szpiku kości. Nie mam za bardzo wyjścia. Muszę tu żyć.
Czyli co? Emigracja wewnętrzna?
Uciekam w trwanie…
W co?
W trwanie. Jak TV Trwam. Staram się przetrwać. Trwać – to bardzo chorwackie słowo. Oni mają w języku dużo spółgłosek pod rząd.
Co by to trwanie znaczyło w pana przypadku?
Zdałem sobie sprawę, że mam przejeb.. na całej linii i próbuję z tym żyć. Jak masz depresję, to starasz się to leczyć i żyć z tym. Na tej samej zasadzie staram się funkcjonować w Polsce. Staram się odłączyć od tego, co się dzieje naokoło mnie. Jestem sobą, kiedy pracuję, kiedy gram koncerty, nagrywam. Ale czuję, że hokejowy zamek otacza moją głowę. Nie mam dokąd uciec, nie mam się gdzie skryć. Czuję się oblężony. Przeżywam takie prywatne oblężenie Leningradu…
Posłuchaj nowej piosenki Pidżamy Porno "Hokejowy zamek"
Chyba nie jest aż tak źle?
Naziole nie przychodzą jeszcze pod moją chatę i nie palą mojej kukły. Ale wolę dmuchać na zimne. Presja wokół jest nie do wytrzymania. Może to kwestia mojej nadwrażliwości? Może podchodzę do tego zbyt przesadnie? 10 lat nie było w moim towarzystwie podziałów politycznych. Byliśmy jedną wielka bandą. Całe lata funkcjonowaliśmy obok siebie. Ale sprawnie przeprowadzone pranie mózgu na społeczeństwie przyniosło swój efekt. Już nie jesteśmy jedną paką. Granie na najniższych instynktach przyniosło skutek. Nigdy bym nie pomyślał, że w ludziach, których znam od lat, siedzi tyle nienawiści…
Śpiewa pan o maszerującym przez Polskę tłumie, który ma "dwa prawe buty", czyli popiera prawicę. Ci ludzie panu zagrażają?
Tłum w swojej masie jest szalenie niebezpieczny. W tłumie mamy do czynienia z totalnym odwróceniem znaczeń i wartości. Nie wierzy się w naukę, w szczepionki, w in vitro. Wierzy się w cud i zaklęcia. Nie ma autorytetów. Istnieje coś takiego, jak wrodzona niechęć do nauki, z której wielu Polaków teraz chętnie korzysta. To przypomina rewolucję kulturalną Mao w Chinach, tylko jeszcze nie niszczy się instrumentów muzyków, a profesorów nie wysyła się na wieś w ramach reedukacji.
To już chyba za daleko posunięte porównanie między tym, co się dzieje w Polsce a w komunistycznych Chinach…
Przesłanki są podobne i mechanizmy rządzące tłumem są podobne. W Chinach również nieźle namieszano w głowach młodych ludzi i puszczono ich później w kraj, by czyścili społeczeństwo z wrogów. A oni dobrze się odnaleźli w roli szarańczy, która zżera wszystko i zostawia za sobą zgliszcza.
Nazywa pan tych ludzi w piosence "hołotą" i "badziewiem". Trochę nieładnie…
Stwierdzam fakty. Bluzgi i przekleństwa padające pod moim adresem z drugiej strony mają o wiele większy ciężar gatunkowy.
Jakie bluzgi pan słyszał?
O byciu zdrajcą, niepolakiem, gorszym sortem. Plus cała gama epitetów odgenitalnych…
Rozumiem, że przeszkadzają panu w Polsce marsze ONR na Jasną Górę czy Marsz Niepodległości?
Moja mama urodziła się w obozie Trier Feyn pod Koblencją w marcu 1945 r. Odcięła się od tego, nie chce do tego wracać. A teraz na ulicy mamy Polaków, którzy posługują się bliźniaczymi, nazistowskimi hasłami. To dla mnie szok. Jak można żenić polski patriotyzm z faszystowską symboliką? Tzw. nowa polityka historyczna PiS bankrutuje.
Stara się pan zrozumieć młodzież zafascynowaną PiS-em, Korwinem, Braunem czy Kają Godek?
Wiem, że młodzi potrzebują przełamania i zaprzeczenia temu, co było wcześniej. Ja studiowałem w latach 80. w PRL. Była wtedy garstka "czerwonych studentów", którzy idąc na studia wiedzieli, że będą robili karierę w partii. Ale dla mnie i większości moich kolegów studia to był okres buntu przeciwko komunie. Weszła wtedy nowa, zamordystyczna i rygorystyczna ustawa o studiach wyższych. Było krótko i za mordę. Ale moje pokolenie knuło przeciwko temu. Staraliśmy się systemowi zaszkodzić. To były szkolne koła oporu, nieprawomyślne piosenki, ulotki, strajki. Całkowita izolacja od wszystkiego, co było oficjalne na uczelni. To buzowało. Więc ja obecny bunt rozumiem. Nie przypuszczałem tylko, że ta rewolucja będzie miała brunatne ostrze.
Skąd w nich ta potrzeba buntu przeciwko liberalnej, praworządnej Polsce?
Moim zdaniem ten bunt powinien być skierowany przeciw światu korporacji. Polska stała się krajem wielu prędkości. Jedni dorobili się błyskawicznie, inni miraż kapitalistyczny obserwowali na wystawach. A każdy chciałby coś mieć. Jedni ścisnęli poślady, żeby kupić nowe adidasy. A inni byli bezradni. Najbardziej bezradni byli młodzi, w liberalnej Polsce bez szans na cokolwiek. A bezradność zawsze rodzi agresję. A my zapomnieliśmy o tych ludziach lub zdawaliśmy się ich nie dostrzegać. Dodajmy do tego słabość polskiej edukacji i odcięcie ludzi od kultury. Do tego słaba opozycja: leniwa, amatorska, bezradna. Prawica wie, jakich haseł używać, wyczuwa, co się ludziom spodoba. Oni cały czas rzucają im na żer krwistą "szamkę": uchodźcy, LGBT, lewactwo, Bruksela. Kreują im coraz to nowych wrogów, jako przyczynę ich złego losu. Ludzie łykają to skwapliwie, nie zdając sobie sprawy, że źródło zła jest zupełnie gdzie indziej.
Dlaczego ludzie tę prawicową retorykę tak łatwo kupują?
Rocznie robię z zespołem 50 tys. kilometrów. Widzę, jak wygląda Polska. To nie jest ruina. No, może w Łodzi na kilku ulicach jest ruina. Ale poza tym, obojętnie, czy to wschodnia czy zachodnia ściana – wszystko się zmieniło na lepsze. Ale Polacy uwierzyli, że jest źle. Siła propagandy jest niesamowita.
Pan jest w grupie tych, którzy na przemianach skorzystali?
Ja jestem maksymalnym egoistą. Ja jestem ja i z tej pozycji piszę swoje piosenki. Ja się zajmowałem sobą, a wolna Polska dała mi taką możliwość, że mogłem się, ku…, wreszcie zająć sobą. No i się, ku…, zająłem. Ciężko pracuję: koncertuję, nagrywam płyty. Pracuję po 12 godzin dziennie. Ale teraz mój spokój został zburzony, a rzeczywistość przestaje być dla mnie zrozumiała. Staję się bezradny, a przez to agresywny.
Ale pan nie chodzi w marszach narodowców i nie głosuje na prawicę. Właściwie jako artysta, należy pan do wielkomiejskiej, liberalnej elity z Poznania, przeciwko której buntuje się PiS-owska prowincja.
Ostatnią rzeczą, którą bym o sobie pomyślał, jest bycie elitą. Zawsze byłem anty-establishmentowy. Jestem za głupi, żeby być elitą. Ja po prostu szanuję ludzi, którzy są mądrzejsi ode mnie. Jestem rockandrollowcem, ale zostałem wychowany w szacunku do osób, które są mądrzejsze. Zawsze było mi głupio, gdy przychodziłem nieprzygotowany na zajęcia. Chyba jestem staroświecki.
I wzywa pan ludzi do opamiętania się…
No i co z tego? Mój głos nie jest słyszany. Tłum nie lubi głosów przeciw niemu, jest w stanie je zgnieść. Nie wierzę, że moje piosenki coś zmienią. Piszę je, żeby z siebie coś powyrzucać.
Mówił pan o odcięciu ludzi od kultury. Na czym to polega?
W Polsce wystarczy kilku wykonawców, którzy zaspokoją gusta większości. Czy jest Polsce jakaś stacja, która gra ambitną, sensowną muzykę?
Jest?
Nie ma. Ludzie się przyzwyczaili do darmowych festynów i muzyki użytecznej w radiu. Nie mówi się im o teatrze, o plastyce. Nawet jak jest święto miasta, to ludzie przychodzą nie posłuchać artystów, ale napić się rozwodnionego piwa.
Gracie na świętach miasta?
Tak! Taka praca. Ale postawiliśmy granicę! Nie gramy na otwarciach galerii handlowych i świętach policji. Ludzi odzwyczajono od kultury wysokiej. Dano im orkiestry strażackie i disco polo. Krach, jakiego doświadczyliśmy, nie ma jednej przyczyny. Zapaść edukacji i kultury, propaganda - to tylko niektóre z przyczyn.
Czy pana metafory, przenośnie, poezja są zrozumiałe dla odbiorców?
Mam oddane grono słuchaczy, którzy czekają na to, co robię i oni są dla mnie najważniejsi. A reszta? Młodzi na pewno mnie nie rozumieją. To pierwsze pokolenie, które nie chodzi na nasze koncerty. Pierwsze młode pokolenie, które głosuje na prawicę. Czasem, gdy w rozmowie rzucę żarcik sytuacyjny, ludzie patrzą na mnie jak na Mongoła, nie obrażając Mongołów. Nie rozumieją, co mówię. Więc jeśli chodzi o teksty piosenek, które zawierają czasem potężne zawiłości, to obawiam się, że dla olbrzymiej masy młodzieży jestem niezrozumiałym pajacem. Za komuny każdy cenzor, który miał do czynienia z moimi tekstami, chciał uciekać przez okno. Teraz historia zatacza koło.
Widzi pan podobieństwa między obecną Polską a PRL?
Jest duże pokrewieństwo mentalne. Rzeczywistość jest inna, ale pewne mechanizmy ludzkie zostały. W PRL na wybory chodziło 98 proc. ludzi, bo im kazano. Ci ludzie wciąż tu są. Opozycja to była garstka garstki w małej garstce niemowlaka. To był promil zbuntowanych, który siedział w więzieniach. A dziś się okazuje, że wszyscy walczyli z komuną. 25 mln ludzi...
W Polsce, żeby zarobić, trzeba grać disco polo?
Dawid Podsiadło pokazuje, że nie. On sprzedaje dwa Torwary i Stadion Narodowy. Jemu to wyszło. Zazdroszczę mu, ale zasługuje na to całkowicie. Ma talent, umie śpiewać. Chwała mu! A my – ja, Muniek, Tomek Lipiński – jesteśmy pokoleniem ginącym.
Czy w pana politycznej muzyce wciąż jest miejsce na miłość?
Ale przecież miłość też została wciągnięta do walki o nową, ”lepszą” rzeczywistość.
Chodzi panu o prawa dla społeczności LGBT?
Moim zdaniem panie kochające inne panie mają takie same prawa, jak każdy inny człowiek. Tak samo, jak panowie wzdychający do innych panów.
Co do miłości: była nią dla pana piłka nożna. Chodzi pan jeszcze na mecze Lecha Poznań?
Od czasu transparentu "Litewski chamie klęknij przed polskim panem" z 2013 r. nie uczęszczam na stadion przy ul. Bułgarskiej. Zawsze się zajeb.. czułem na stadionie, ale nie przychodziłem tam na jakieś idiotyczne demonstracje. Ekscytowałem się meczem i moją drużyną. Ale nie jest mi po drodze z tym, co dzieje się na trybunach. Dotąd jestem konsekwentny.
Nie ma pan piłki, to co panu zostało?
Trwanie, trwanie, trwanie…