Grzegorz Turnau: Bywam zachwycony
- Uważałem, że mógłbym robić coś lepiej, ciekawiej – przyznaje Grzegorz Turnau. Już w liceum pisał muzykę do wierszy Joyce’a i wygrał Konkurs Piosenki Studenckiej, ale nie skupiał się na sobie. Patrzył na ludzi, którzy są zdolniejsi. W rozmowie z Jolą Szymańską opowiada o trzęsącej się łyżce zupy u Jeremiego Przybory, siedzeniu w pudle i fascynacji warczącymi pojazdami.
Jola Szymańska: Już jako znany artysta spotkał się Pan z Jeremim Przyborą. Stresował się Pan wtedy?
Grzegorz Turnau: Tak się denerwowałem, że nie byłem w stanie donieść łyżką zupy do ust. Ale wywiad się na szczęście odbył.
Rozmowy z autorytetami pomagają w życiu?
Autorytet to ktoś, kto buduje nam konstrukcję, wobec której istniejemy i możemy postawić swoje własne decyzje.
Takim pierwszym panem, którego poznałem dzięki mojemu przyjacielowi z czasów licealnych, był Maciej Słomczyński – pisarz, tłumacz. Kilka spotkań z nim ustawiło mi w jakimś sensie podejście do pisania i śpiewania piosenek. Dał mi też jasno do zrozumienia, że to, co robię z wierszami Joyce’a w jego tłumaczeniu, jest ciekawe. Pan Słomczyński dał mi cień nadziei na to, że moje poczynania mają formę.
I ten cień nadziei wystarczył?
To nie jest tak, że to wystarcza. To trzeba odbudowywać. Ale jeżeli ma się świadomość swoich słabości, to potrafi się skorzystać z wiedzy i doświadczenia ludzi, których uważamy za silniejszych od nas. Człowiek nie zawsze jest silny, jeżeli w ogóle czuje się silny. Ta siła odchodzi i przychodzi, bywa czasem znacznie mniejsza niż byśmy potrzebowali. Ale dzięki rozmowom z ludźmi, których, jak Pani mówi, chcemy uważać za autorytety, te chwile słabości są łatwiejsze do przejścia. Jak wiadomo nie sztuka upaść, sztuka się podnieść.
Podnieść się, odnieść sukces – co to dla Pana znaczy?
Tu ucieknę oczywiście w facecję i powtórzę za panem Antonim Słonimskim: „Sukces to coś, czego przyjaciele nigdy ci nie wybaczą”.
Może Pan powiedzieć tak o sobie?
Nie, to uwaga dotycząca ogólnie natury ludzkości. Ludzkość bywa niechętna osobom, które się wyróżniają. Ja nigdy nie miałem wrogów, choć miałem sukcesy. Jeszcze będąc licealistą wygrałem Festiwal Piosenki Studenckiej, ale nigdy nie miałem poczucia, że ktoś mi czegoś zazdrości. Zwłaszcza, że miałem dość niską samoocenę. Uważałem, że mógłbym robić coś lepiej, ciekawiej, a przede wszystkim, że inni robią lepiej i ciekawiej. Zawsze patrzyłem na tych, którzy są ode mnie zdolniejsi. Dlatego starałem się otaczać muzykami, którzy byli bieglejsi, lepsi ode mnie i szukać kontaktu z ludźmi, którzy z całą pewnością mieli znacznie więcej do powiedzenia niż ja.
W 2009 roku zaangażował się Pan w SZLACHETNĄ PACZKĘ. I to na tyle poważnie, że trafił Pan do pudła. Jak to możliwe?
Pomysł od początku był bardzo precyzyjny, chodziło o to, żeby nie skłamać w ani jednym słowie. Wiadomość, która została przekazana przez Teleexpress była prawdziwa. Nie padło tam ani jedno nieprawdziwe słowo. Natomiast przekazana później miała już charakter sensacyjny, czyli że zostałem aresztowany. ,,Trafił do pudła”, tak to zostało sformułowane. Chodziło oczywiście o pudło, paczkę, czyli symbol SZLACHETNEJ PACZKI.
Podobno część osób odebrała tę informację dosłownie?
Parę osób dzwoniło wtedy z troską, proponowało pomoc, martwiło się o moje losy. Na szczęście trwało to krótko. Miałem oczywiście wyrzuty sumienia, że naraziłem osoby życzliwe na taki rodzaj niepokoju, ale było to zrobione po to, by zwrócić uwagę na potrzebę istnienia Paczki. Cieszyłem się z tego bardzo.
Nagrywaliśmy wtedy spot w Warszawie. Pamiętam, że to się skończyło późną nocą i spytałem wtedy tylko Jacka Stryczka czy klient jest zadowolony, czyli czy ksiądz jest zadowolony. Powiedział, że jest zadowolony i reklamówka poszła w świat, a historia o moim zapudłowaniu weszła do... no dobrze, będę dumny, do historii SZLACHETNEJ PACZKI.
Dlaczego zaangażował się Pan akurat w Paczkę?
Bo to bardzo skuteczna forma pomocy. Dawanie ludziom tego, czego potrzebują, a nie byle czego. Ścisła kontrola tego co się dzieje z rzeczami, które mają pomoc zapewnić. I to, o czym mówił zawsze Jacek, żeby ludzie poczuli się bardziej dowartościowani. To nie jest jałmużna, tylko rodzaj empatii wyższego kalibru. Jeżeli rodzina potrzebuje stołu, bo go nie ma, kupujemy jej stół. A kiedyś być może sami będziemy takiego stołu potrzebować.
Empatia, dowartościowywanie drugiego człowieka – to takie niedzisiejsze.
To rzeczy na poziomie, do których zostałem przyzwyczajony przez mojego ojca i dziadka, którzy zawsze mieli taki stosunek do bliźnich. Jak można pomóc, to trzeba pomóc. Zrobić tak, żeby było dobrze i nie robić z tego wielkiej afery. SZLACHETNA PACZKA to umożliwia, anonimowo, ale bardzo konkretnie, skutecznie. Nie mam żadnych złudzeń, że moja chwilowa, dość kameralna współpraca z Paczką zmieni świat, ale dobrze się z tym czuję. Widzę, że to nie są wyłącznie słowa i zaspokajanie swojego ego jaki to ja jestem dobry.
Wczoraj jechaliśmy w nocy z taką straszną korbą, wynikającą z konieczności próby, występu, powrotu. Już po wszystkim powiedziałem do kolegi basisty: - Wiesz po co to jest wszystko teraz? Po co my się tak tułamy? Po to, żeby nam się w głowach nie poprzewracało. Na tym to polega. Jesteśmy czasem fetowani i oklaskiwani, ale żeby nam się w głowach nie poprzewracało trzeba też pomyśleć o ludziach, którym wiedzie się gorzej.
Grzegorzowi Turnauowi zdarzają się sytuacje, w których potrzebuje pomocy?
Codziennie! Nikt nie wstaje co dzień rano z poczuciem wszechmocnych potencjałów, tylko zastanawia się, co może wyniknąć z tego, że wstał. Moi najbliżsi zawsze realizowali te potrzebę. A o szczegółach nie ma co gadać, każdy musi sobie radzić z gorszymi chwilami.
A tak już na koniec, jaki jest Pana wymarzony prezent?
Takie pytania to właściwie nieprzyjemna jest sytuacja. Nie bardzo wiem, czego bym chciał do szczęścia. Moi najbliżsi irytują się pytając, co bym chciał na gwiazdkę, na urodziny. Zawsze mówię, że niczego nie potrzebuję. Ale tak z próżności i chwilowo zwalniając się z bycia człowiekiem w miarę skromnym, to chciałbym coś, co jeździ i warczy. Jakiś samochód, pojazd. Ostatnio miałem okazję jeździć traktorem. To mnie bardzo cieszyło.
12 000 wolontariuszy. 30 000 odwiedzonych rodzin. 620 rejonów w Polsce. 15 lat mądrej pomocy.
SZLACHETNA PACZKA walczy z biedą na wiele sposobów. To ogólnopolski projekt pomocy bezpośredniej, w którym darczyńcy przygotowują paczki dla rodzin w potrzebie. Tylko w 2014 roku Paczka połączyła niemal 1 000 000 Polaków, przekazując pomoc o wartości ponad 41 mln złotych.
Nie chcemy prezentów.
Wejdź na www.15latpaczki.pl i pomóż nam dalej działać.
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski