Historia miłości Grażyny i Jacka Kuroniów jest poruszająca. Mamy fragmenty listów
[Galeria]
Historia miłości tych dwojga jest piękna i niezwykle poruszająca. Po korespondencji, którą do siebie pisali widać, jak ogromne uczucie ich łączyło.
Grażyna Kuroń poznała Jacka w 1955 r. w czasie kolonii letnich dla dzieci z przedmieść Warszawy w Wolinie. Wówczas była tam zastępową. Para pobrała się 4 lata później, a w 1960 r. urodził się ich syn Maciej. Jacek Kuroń był opozycjonistą, który aktywnie udzielał się w różnego rodzaju stowarzyszeniach. Wielokrotnie miał przez to kłopoty i musiał odsiadywać kary więzienia.
Częste aresztowania przyczyniły się do tego, że Grażyna i Jacek Kuroniowie musieli zacząć pisać do siebie listy. Niejednokrotnie były bardzo intymne.
Internowanie
Już na początku swoje działalności opozycyjnej, Jacek Kuroń, został skazany na 3 lata pozbawienia wolności. Kilka lat później, 20 sierpnia 1980 r., został ponownie zatrzymany. Zarzucono mu „udział w związku posługującym się nazwą Komitet Samoobrony Społecznej KOR, którego działanie jest przestępcze polegające m.in. na rozpowszechnianiu wydawnictw pozbawionych debitu komunikacyjnego". Grażyna Kuroń w tym czasie została internowana.
- Przez ten czas, kiedy moja żona siedziała w Olszynce, Gołdapi, Darłówku na widzenia do mnie przychodziła jej siostra, Ewa. Dzięki niej miałem informacje o Gajce, bo nasze listy przetrzymywano, przychodziły rzadko lub wcale. Tęskniłem okrutnie, aż tu któregoś dnia, na początku lata, przyjechała do mnie do Białołęki sama Gajka. Piękna, opalona, pełna życia. Miała przerwę w internowaniu ze względu na stan zdrowia, czekał ją jakiś zabieg w wolnościowym szpitalu - opowiadał Kuroń.
Choroba Grażyny Kuroń
W czasie internowania Grażyny Kuroń, pieszczotliwie nazywanej przez Jacka Gają, okazało się, że cierpi ona na zwłóknienie płuc. Przez cały okres choroby kobieta widziała swojego męża tylko dwa razy, ponieważ ciągle przebywał w więzieniu. Pierwszy raz na pogrzebie ojca Kuronia, drugi tuż przed śmiercią.
- Jedyny mój. Pewnie jutro biegłabym na dodatkowe widzenie, a tu prątki Kocha albo inne niezidentyfikowane jeszcze wirusy zastawiły drogi, barykady, zasieki. Mam obustronne zapalenie płuc z zaciekami na całych płatach ze zrostami, pewnie trwające już 3 - 4 miesiące na tle infekcji gruźliczej bądź wirusowej, dopiero do ustalenia. Zapakowano mnie do łóżka, bo uznano, że jeszcze krok, a wywalą mi dziury i skończę jak Waryński - pisała Gaja w jednym z listów.
Strach
W listach do Grażyny Kuroń, Jacek nie ukrywał, że bardzo boi się o żonę. Tym bardziej, że nie mógł jej zobaczyć, dodać je otuchy. Ona z kolei była dobrej myśli.
- Widziałeś, że zdrowieję, z każdym dniem jest trochę lepiej, oddycham łatwiej, rzadziej kaszlę. Już niedługo będę zdrowa, będę do Ciebie biegała, nosiła paczki. Chcę ci przekazać moją pewność, moją wiarę. Chcę, żebyś był spokojny i czekał na mnie - pisała po jednym z widzeń, na które udało jej się dotrzeć.
Jeszcze jedno spotkanie
W sierpniu cały czas ze sobą korespondowali. Grażyna nadzorowała paczki, które były wysyłane do Kuronia do więzienia. Mieli jeszcze nadzieję na jedno spotkanie. Niestety, 2 września ukochana Kuronia otrzymała taki komunikat.
- W odpowiedzi na list informujemy, że uzyskanie widzenia z Jackiem Kuroniem w ogóle jest możliwe. Niemniej z uwagi na obecne stadium śledztwa, jak i pobyt obywatelki w szpitalu w Łodzi, pozytywne załatwienie widzenia musi być przełożone na później.
Na chwilę udało spotkać im się w październiku. Jacek Kuroń podarował żonie różę. Było to w kościele św. Józefata na Powązkach, w czasie pogrzebu Henryka Kuronia. Różę zerwał Jacek z żałobnego wieńca.
Ogromna czułość
Jacek Kuroń bardzo kochał Grażynę Kuroń. Nie wstydził się mówić o uczuciach do niej.
- Gajka mnie stworzyła, wszystko, co we mnie dobre, mam z niej. Konsultowałem z nią wszystkie ważne decyzje. Powiedziała: "dobrze", znaczy "dobrze"; mówi: "źle", znaczy "źle"; Gajka się waha, trzeba się wahać.
W poniedziałek, 22 listopada, do celi Jacka Kuronia na Rakowieckiej wszedł strażnik.
- Jedzie pan do żony, do szpitala. Tylko proszę się nie niepokoić. Doktor chce, żeby pan się zobaczył z żoną, bo to dobrze zrobi na leczenie.
Kuroń o chorobie żony
Jacek Kuroń w późniejszych wypowiedziach wspomina chorobę i śmierć żony.
- Leżałem na koju i modliłem się. Czułem, jak ciężko Gajce oddychać i prosiłem Pana Boga, żebym mógł oddychać za nią. I Bóg mnie wysłuchał, czułem to, starałem się łapać jak najwięcej powietrza, ale było coraz gorzej i gorzej. A potem wszystko przestało mnie boleć. I to była godzina, w której moja Gajka umarła.
Grażyna Kuroń zmarła 23 listopada 1982 r.