Bogumiła Wander
Ale w łodzkiej TVP pracowała pani krótko, bo potem zaraz była Warszawa?
BW: Tak, kilka lat przepracowałam w Łodzi. Wtedy było tam piękne i ogromne studio, gdzie nagrywano programy Janusza Rzeszewskiego. Przyjeżdżały znane gwiazdy z Warszawy, a transmisja była nie tylko w Polsce, ale również za granicą. I pewnego dnia Janusz mówi do mnie: „Wiesz, mamy taką świetną oglądalność poza Polską i od samego początku nas transmitują, więc przygotuj powitanie we wszystkich językach z krajów demoludów.“ Byłam pewna, że on sobie żartuje i zignorowałam tę prośbę. Po chwili Janusz zawołał mnie na próbę: No to mów! A ja na to: „Ale co?“ Zdenerwował się: „Kurczę, gdybym ja Dziedzic o to poprosił, to ona by stanęła na głowie i by się tego wszystkiego na pamięć nauczyła, a ty co?!“ Popłakałam się, ale tak się zawzięłam, poprosiłam o pomoc cudzoziemców, którzy studiowali w Łodzi i nauczyłam się tych zapowiedzi po czesku, po węgiersku, bułgarsku i potem podczas nagrania cała ekipa patrzyła na mnie z szacunkiem.
I powiedziała pani to wszystko bez promptera, oczywiście?
BW: Na tak! Wtedy nie było czegoś takiego jak prompter. Wszystkich zapowiedzi trzeba się było nauczyć na pamięć. Zresztą, ja nigdy nie prowadziłam żadnego programu z promptera.