Janusz Kłosiński o swoim pogrzebie: "Pochowajcie mnie tam, gdzie chowają bezimiennych włóczęgów"
W wieku 96 lat zmarł Janusz Kłosiński. Niegdyś jeden z najpopularniejszych aktorów drugiego planu, profesjonalista w każdym calu. W jednym z wywiadów artysta wyznał, w jaki sposób chciałby być pochowany.
Aktor zadebiutował niewielką rólką w "Zakazanych piosenkach" z 1946 r., potem przyszły kolejne. Zbójnik Kuśmider w "Janosiku", dyrektor Wardowski w "Czterdziestolatku" oraz sympatyczny rosyjski żołnierz w "Czterech pancernych". Z tej roli został zapamiętany najbardziej. I choć kariera zdawała się rozwijać, to jedno przemówienie naraziło aktora na ostracyzm. Kłosiński, do tej pory unikający polityki, na prośbę wiceministra kultury, zgodził się wystąpić w telewizji. Był 13 grudnia 1981 r.
- Powiedziałem na antenie, że dosyć już strajków i rozkładu państwa uznanego przez wszystkie kraje świata. Wprowadzenie stanu wojennego uznałem za położeniu kresu tej nieuzasadnionej rozróbie – mówił w "Angorze".
Tylko on jeden z aktorskiej braci publicznie poparł wprowadzenie stanu wojennego. Wtedy ludzie zaczęli się od niego odsuwać. W ostatnich latach był uważany wręcz za "artystę wyklętego", którego nazwisko popadało w zapomnienie. Zdyskredytowany Kłosiński opowiedział o tym, jak wyobraża sobie swój pogrzeb.
- Chciałbym aby pochowali mnie tam, gdzie chowają bezimiennych włóczęgów. Całe życie byłem związany z postacią Chrystusa, włóczęgi, którego na salony nie wpuszczano… - wyznał kiedyś "Super Expressowi".
Od lat zmagał się z problemami zdrowotnymi. Jednak nawet wtedy starał się nie narzekać. Do ostatnich dni zachował pokorę i pogodę ducha. Zmarł 8 listopada 2017 r.