Jednego zabrakło w filmie o Maryli Rodowicz. "Przecież można z nim porozmawiać"
Najgłośniejszym świątecznym programem w telewizji wcale nie okazały się koncerty kolęd ani transmisja pasterki. Trochę nieoczekiwanie stał się nim biograficzny film o gwieździe polskiej piosenki, Maryli Rodowicz. Dziś media żyją komentarzami na temat filmu. Wirtualna Polska o opinię poprosiła największą polską specjalistkę w dziedzinie twórczości tej artystki, dziennikarkę Marię Szabłowską.
Przemek Gulda: Czy podobał się pani film biograficzny o Maryli Rodowicz?
Maria Szabłowska: Trudno jest przykładać takie kategorie do opowieści o czyimś życiu. Bo to trochę tak, jakby próbować odpowiedzieć, czy samo to życie się podobało. Mogę więc raczej powiedzieć, że była to solidna dawka wiedzy o tej artystce. A wiem coś o tym, przecież napisałam o niej dwie książki.
Dowiedziała się pani o niej z tego filmu czegoś nowego?
Ja nie, ale powtarzam: jestem dość specyficzną osobą do rozmowy na ten temat. Mam natomiast wrażenie, że publiczność mogła się sporo dowiedzieć. Możemy co najwyżej dyskutować na temat doboru informacji i na temat charakteru filmu.
Nie podobał się pani ten charakter?
Mam wrażenie, że za dużo było w tym filmie życia osobistego Maryli, które rzeczywiście jest bardzo ciekawe i barwne. Ale zdecydowanie warto też powiedzieć o jej istotnej roli na polskiej scenie muzycznej. A tego w tym filmie na pewno zabrakło.
Maryla Rodowicz wspomina konflikt z Urszuluą Sipińska: "Małpowała po mnie!"
Jaka to rola?
Jej kariera to bardzo istotny punkt odniesienia dla wielu śpiewających kobiet. Rodowicz była jedną z pierwszych polskich wokalistek, które stanęły w szranki z mężczyznami. I często w tej konkurencji odnosiła ogromne sukcesy. Warto też wspomnieć o tym, że Maryla jest od zawsze bardzo odważna, jeśli chodzi o nowe trendy, nie boi się eksperymentowania, nowych pomysłów i estetyk. Jest bardzo otwarta na świat. I jeszcze jeden drobiazg, który też jest bardzo istotny: jej kostiumy. Ona ma niewyczerpywalne źródło pomysłów, jeśli chodzi o to, jak ma wyglądać na scenie ona sama i jej zespół. To też jest bardzo inspirujące dla wielu jej następców i następczyń.
Dałoby się zrobić taki film?
Znam dość dobrze archiwa TVP i wiem, co można w nich znaleźć na jej temat. Dałoby się dołożyć do tego filmu mnóstwo ciekawych materiałów, ale wiadomo, że telewizyjny dokument nie może przecież trwać godzinami.
Co jeszcze mogłoby się tam znaleźć?
Na pewno wiele kwestii muzycznych. Myślę, że warto byłoby opowiedzieć, jak powstawały jej najsłynniejsze piosenki. Koniecznie trzeba by też dodać duży rozdział poświęcony jej relacji z Sewerynem Krajewskim. Bardzo mi go brak w tym filmie. A przecież można z nim porozmawiać, choć mieszka dziś w USA. Brakuje też trochę Agnieszki Osieckiej, ale wiadomo, że nie można już z nią zrobić wywiadu. Ich relacja i ich współpraca były bardzo ważne dla samej Maryli i dla polskiej piosenki. Rodowicz, Osiecka i Krajewski stanowili najbardziej chyba twórczą trójcę w historii polskiej sceny muzycznej.
Słabo rozwinięty jest też wątek próby zrobienia kariery na Zachodzie. To było niezwykle istotne z jej punktu widzenia, ale także z punktu widzenia polskich fanek i fanów. To był ważny sygnał, że ktoś stąd, zza żelaznej kurtyny, może zdobyć uznanie za granicą. To się ostatecznie nie udało, z powodów osobistych, ale były na to ogromne szanse.
Czy myśli pani, że sama Maryla polubi ten film?
Wiem, że oglądała go jeszcze przed premierą. Nie wiem, jak podobał jej się cały film, ale napisała do mnie bardzo ciepłą wiadomość, w której dziękowała za to, co powiedziałam przed kamerą.