Joanna Moro solidaryzuje się z Ukrainą. Rosyjscy znajomi dzwonią do niej z pretensjami
Ludzie na Litwie pomagają Ukrainie jak Polki i Polacy, ale jednocześnie wyraźnie się boją: "muszę sprawdzić, gdzie jest najbliższy schron". Trzeba głośno mówić: ta okrutna wojna musi się skończyć jak najszybciej. Joanna Moro, polska aktorka urodzona na Litwie opowiada, co się tam dziś dzieje w związku z sytuacją w Ukrainie.
Przemek Gulda: Mieszkałaś i pracowałaś w kilku krajach, związanych z wojną: w Rosji, w Ukrainie, na Litwie. Masz tam znajomych, rodzinę, na pewno wiesz, co się tam teraz dzieje...
Joanna Moro: Zacznę od tego, że moje kontakty z tymi krajami, zwłaszcza z Rosją, były czysto zawodowe, nigdy nie uczestniczyłam w żadnej działalności związanej z poczynaniami rosyjskiego rządu. Nigdy nie chciałam też zabierać głosu na tematy polityczne. Ale teraz miarka się przebrała.
I co chcesz powiedzieć?
Przede wszystkim pragnę, jak wiele osób z całego świata, apelować o to, żeby ta okrutna wojna skończyła się jak najszybciej. Ludzie niewyobrażalnie cierpią. Znajomi wysyłają do mnie filmy i zdjęcia ze swoich osiedli we Lwowie czy w Kijowie. Widać na nich zniszczenia, bombardowania, uszkodzone budynki, samochody. Łzy same się cisną do oczu, serce się kraje, kiedy się na to patrzy.
Masz dziś bezpośredni kontakt z kimś stamtąd?
Tak, wokół mnie jest sporo osób z Ukrainy. Mamy mieszkanie nad Zalewem Zegrzyńskim, kilka dni temu zadzwonili do mnie sąsiedzi i powiedzieli, że dotarła tam grupa osób uciekających przed wojną i nie mają się gdzie podziać. Natychmiast pojechaliśmy tam z mężem i udostępniliśmy nasze mieszkanie. To były bardzo smutne rozmowy. Naszymi gośćmi są młode dziewczyny, które są załamane i przerażone. Zapytaliśmy, jak długo chcą zostać, jakiej pomocy potrzebują. Odpowiedziały bez wahania: chcemy jak najszybciej wracać, to przecież nasz kraj, niech się tylko skończy to piekło.
Mam też kontakt z osobami z Ukrainy, które są w Polsce od dawna i tu pracują. Wiem, że przeżywają teraz straszne dylematy i dramaty. Starsza kobieta, którą znam od lat, mówiła mi: "Muszę tam wrócić już teraz, tam zostali moi krewni, mój dom - chcę im pomóc, chcę czuć się potrzebna, chcę czuć, że coś robię". A jej dzieci próbują ją powstrzymać: "Mamo, to jest niebezpiecznie, nie jedź, poczekaj jeszcze".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
A twoi znajomi z Rosji?
Ech, to trudny temat. Mam wrażenie, że rosyjskie społeczeństwo jest bardzo podzielone. Są tacy, którzy próbują głośno mówić prawdę o wojnie, ale jest też mnóstwo osób, które ślepo wierzą w rządową propagandę, w te zapewnienia, że Ukraina zawsze była rosyjska i musi wrócić do Rosji.
Niektórzy znajomi dzwonią do mnie z wielkimi pretensjami za to, że głośno mówię o wojnie i okrucieństwach, które się dzieją w trakcie bestialskiego ataku wojsk Putina na niepodległą Ukrainę. Tłumaczą mi z wściekłością: "Przecież ty nie wiesz, jak jest naprawdę, zachodnie media cię oszukują, tam wcale nie ma żadnej brutalności, a jeśli już, to wobec nas, Rosjan, musimy przed tym chronić naszych obywateli i obywatelki". I nic ich nie przekonuje, że mogą nie mieć racji. Nie wiem, co można jeszcze zrobić, żeby zmienić ich nastawienie i punkt widzenia.
Jak wygląda dziś sytuacja na Litwie?
Najkrócej rzecz biorąc, mam wrażenie, że bardzo podobnie jak w Polsce. Ludzie są bardzo przejęci sytuacją i natychmiast ruszyli na pomoc Ukrainie na wszystkie możliwe sposoby. Tak jak tu organizowane są tam zbiórki, ludzie wysyłają pieniądze i najbardziej potrzebne rzeczy. Odbywają się antywojenne manifestacje i demonstracje pod ambasadą Rosji, na które przychodzi mnóstwo ludzi.
Boją się, że mogą być następni, zaraz po Ukrainie?
Tak, boją się. Może nie mówią tego wprost, ale można to bez problemu wyczytać w rozmowach z nimi. Z jednej strony skupiają się na bieżących sprawach, na pomocy i wsparciu dla ludzi z Ukrainy, mówią: "nie myślimy o najgorszym", ale zaraz dodają też: "muszę jak najszybciej sprawdzić, gdzie jest schron najbliższy z mojego domu". Pojawiają się też wyraźne sygnały, że niektórzy zaczynają myśleć o wyjeździe: "najpierw do rodziny do Polski, a potem może gdzieś dalej, zobaczymy".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Co można jeszcze zrobić, żeby pomóc Ukrainie?
Mówić wszędzie i głośno, że ta wojna musi się skończyć czym prędzej. Sama robię, co tylko mogę. Ale czasem mam poczucie, że ręce mi opadają. W weekend grałam w teatrze, strasznie ciężko było wyjść na scenę w takiej chwili i występować w komedii. Cały spektakl jakoś wytrzymałam, ale na oklaskach łzy lały mi się już strumieniami. Odczuwaliśmy podniosły nastrój ze strony naszej publiczności, która była świadoma co się dzieje u naszych sąsiadów. Gramy komedię i mocno się śmiejemy, ale przecież cały czas pamiętamy, co się dzieje za naszą granicą i myślimy o tych biednych, cierpiących ludziach i małych bezbronnych dzieciach.
Przed nami ważny egzamin z człowieczeństwa i widząc ten ogrom zaangażowania ludzi z całego świata, a szczególnie nas, Polaków, wiem, że przetrwamy. A kiedy się to wszystko już skończy, będziemy musieli pomóc odbudować ich kraj, wolną Ukrainę.
Anna Dereszowska przyjmie ukraińskich uchodźców w swoim mazurskim domu
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski