Joanna Racewicz nagłaśnia sprawę. Rosjanie nie odpuszczają
Dziennikarka Polsatu Joanna Racewicz apeluje w sprawie ukraińskich dzieci, deportowanych do Rosji.To wołanie nie o pieniądze, ale o refleksję. Chce poruszyć serca Polaków.
Joanna Racewicz jest autorką książki "To nie kraj, to ludzie", która jest zapisem rozmów z ukrańskimi uchodźcami. Nie brakuje w nich świadectw rosyjskiego barbarzyństwa, cierpień ofiar wojny, ale też nikczemności zwykłych ludzi.
"Młoda kobieta szła do granicy (ukraińsko-polskiej - przyp. red.), bo ktoś, komu zapłaciła za transport, po prostu ją wyrzucił z samochodu. Chroniła pod kurtką swoje dzieciątko. Ogrzewała je własnym ciepłem. Kiedy już doszła, siadła na łóżku, nie chciała zdjąć kurtki, ale widać było, że pod tą kurtką coś jest. I to "coś" jej wypada. To martwe dziecko" - relacjonowała dziennikarka jedną z opowieści.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odeszli w 2022 r. Pozostaną w naszej pamięci
Wiosną tego roku Joanna Racewicz zaangażowała się w akcję zainicjowaną uchwałą Senatu RP, potępiającą wywożenie ukraińskich dzieci w głąb Rosji. Wedle opinii organizacji międzynarodowych, są one gromadzone w specjalnych ośrodkach reedukacyjnych, a następnie przydzielane rosyjskim rodzinom zastępczym. Wszystko w jednym celu: "deukrainizacji", wynarodowienia. Przykład idzie z samej góry.
Rosyjska rzeczniczka praw dziecka Maria Lwowa-Biełowa "adoptowała" dzieci z Mariupola. Niedługo potem poskarżyła się publicznie, że Ukrainiec krzyczy ciągle do jej biologicznego potomstwa: "Zjem cię mały Moskalu" co, według niej, świadczy tylko o wrodzonej nienawiści do Rosjan.
Na problem porywanych i indoktrynowanych dzieci z Ukrainy Joanna Racewicz zwróciła jeszcze raz uwagę przy okazji zorganizowanej 2 czerwca, przez Senat, konferencji tematycznej. Podała przykład dziewięcioletniego Antona, który po półrocznym "praniu mózgu" wrócił do ojczyzny, powtarzając, że "ruska armia niesie wyzwolenie, bo cały jego kraj opanowała banda faszystów".
Jak poinformowała dziennikarka, takich dziecięcych ofiar wojny jest już 20 tys. Władze rosyjskie proponują swoim obywatelom pół mln rubli (ok. 26 tys. zł - przyp. red.) za przygarnięcie ukraińskiego dziecka, ale nie ma wielu chętnych.
"Nawet 'patrioci' nie chcą 'dzieci gorszej kategorii'. One zawsze będą 'obce', choć odmienione" - napisała w mediach społecznościowych.
Na koniec Joanna Racewicz zaapelowała emocjonalnie do rodaków.
"Kiedy w Polsce ginie dziecko, szuka go cały kraj. Rodzice, bliscy, służby, media. Słychać 'child alert' i wołanie o pomoc. [...] Trzeba o porwanych dzieciach mówić, pisać. Nie pozwalać światu zapomnieć, przywyknąć. Pomyślcie o tym, gdy będziecie tulić swoje. [...] Rozpacz po stracie małej istoty nie ma barwy politycznej. Dobrze o tym pamiętać. Po prostu. Żałuję, że nie wszyscy myślą podobnie" - stwierdziła Joanna Racewicz.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat kontrowersje wokół "Małej syrenki", rozprawiamy o strajku scenarzystów i filmach dokumentalnych oraz zdradzamy, jakich letnich premier kinowych nie możemy się doczekać. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski