Pokazała zdjęcie grobu męża. Wie doskonale, co stanie się w sobotę
"Jutro staną tu kolejne delegacje, żeby ozdobić groby tonami wiązanek. Aż kamieniom zabraknie powietrza" - pisze z żalem Joanna Racewicz. Przejmujące słowa dziennikarki i wdowy po szefie ochrony prezydenta RP padły w przeddzień 11. rocznicy katastrofy smoleńskiej.
W sobotę mija 11. rocznica katastrofy smoleńskiej, która dla Joanny Racewicz miała przede wszystkim charakter osobistej tragedii. Na pokładzie samolotu Tu-154, który 10 kwietnia 2010 roku rozbił się na wojskowym lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj, poza prezydencką parą, politykami i członkami załogi był też jej mąż kpt. Paweł Janeczek. W chwili tragedii ich syn Igor miał niespełna 2 lata. Chłopiec dwa tygodnie później obchodził urodziny. Dziennikarka wielokrotnie dawała wyraz swojemu niezadowoleniu, że ta narodowa tragedia uległa partyjnemu zawłaszczeniu i stała się narzędziem politycznej walki w rękach jednej formacji.
W przeddzień 11. rocznicy katastrofy smoleńskiej Joanna Racewicz nie ma wątpliwości, że i tym razem będziemy świadkami politycznego teatru. Jedna z odsłon tego spektaklu rozegra się także nad grobem jej męża, choć wie, że bardzo by tego nie chciał.
Oni odeszli w 2020 roku
"Zostawcie Tupolewa. Nie zadręczajcie pomników. Przynajmniej tego. Oszczędźcie Janosika. Nie zasypujcie go kwiatami. Proszę. Nigdy nie lubił akademii ku czci, wszelkich wzmożeń ani narodowego zadęcia. Kwiaty tylko w ogrodzie albo białym wazonie na stole. Jaka szkoda tylko, że nie będę wysłuchana. Jutro, w 11. rocznicę w poważnych garniturach i namaszczonych twarzach staną tu kolejne delegacje, żeby ozdobić groby tonami wiązanek. Aż kamieniom zabraknie powietrza. Staną w maskach panie i panowie, i tylko oczy będą do upilnowania... Przyjdą - w imię potrzeby czy powinności? Dla hołdu czy polityki? Tak, jestem wdzięczna za pamięć, ale ona nie musi walić w bęben ani więdnąć na grobach" - czytamy w przejmującym wpisie wdowy po Pawle Janeczku ps. "Janosik".
Racewicz zaznacza, że choć o taką pamięć najłatwiej, zarówno zmarłym, jak i ich bliskim, jest ona najmniej potrzebna.
"Tyle razy powtarzałam tym, co płaczą po Janosiku, że - jeśli chcą ukłonić się Przyjacielowi - niech zabiorą na spacer Jego Syna. Na mecz, trening, lody. Zrozumiał jeden. Dzięki, Darek. Nie, nie mam pretensji. Każdy ma swoje życie, ale prawdziwą i doskonałą pamiątką po zmarłych są ich dzieci, a nie granity na Powązkach. Dźwigać trumnę przyjaciela na ramieniu - wielka rzecz. Ale większa - zadbać o żywych. Są pomniki trwalsze niż ze spiżu. Na wyciągnięcie ręki. Cudne i uśmiechnięte. Żyję dzięki jednemu z nich. Dziękuję, Synku. Idziemy w stronę światła" - napisała dziennikarka, na koniec odnosząc się do śmiertelnego żniwa, jakie w ostatnich dniach zbiera pandemia koronawirusa.
"PS. Teraz codziennie umiera kilka Tupolewów. Dzień w dzień. W samotności, udręce, na covidowych oddziałach. Bez uścisku dłoni ukochanej osoby, bez ostatniego 'do widzenia'. Przytulam wszystkich, których serca pękają z żalu. Nie umiem was pocieszyć" - zakończyła swój wpis na Instagramie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram