Joanna Racewicz: nadal nie pogodziła się z tragiczną śmiercią męża
None
Joanna Racewicz
Od pięciu lat 10 kwietnia to dla dziennikarki wyjątkowo trudny czas. Tego dnia przypada rocznica katastrofy prezydenckiego samolotu, w której zginął mąż Joanny Racewicz.
Paweł Janeczek był szefem ochrony w Biurze Ochrony Rządu. Do Smoleńska leciał jako obstawa prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego.
Prezenterka "Panoramy" dopiero niedawno zaczęła dochodzić do siebie po tej tragedii. Nie ukrywa, że momentami przy życiu trzymał ją tylko jej syn.
W przejmujących wspomnieniach opowiada o swoim najczarniejszym dniu oraz o miłości, która się nie zdarza.
Joanna Racewicz
Racewicz i Janeczek poznali się w 2002 roku podczas podróży samolotem. "Janosik", jak nazywali go współpracownicy, ochraniał wówczas Leszka Millera.
Dziennikarka doskonale pamięta, co wówczas pomyślała o przystojnym oficerze.
Zobaczyłam herszta bandy niesamowitych ludzi, którzy pójdą za nim w ogień. To było urzekające. Jak bajka o rycerzach króla Artura - napisała w swojej książce "12 rozmów o pamięci".
Uczucie, które się między nimi wówczas narodziło, zaskoczyło oboje. Niedługo potem Janeczek wystawił je na próbę.
Joanna Racewicz
Kilka miesięcy po pierwszym spotkaniu Janeczek wyjechał na misję do Iraku. Jego przyjaciel z BOR, Dariusz Bielas, nie ma wątpliwości, dlaczego to zrobił.
Sam się przestraszył, że dopadła go ta "strzała". Chciał się sprawdzić. Chciał się upewnić, że spotkał kogoś, za kim wreszcie będzie tęsknić.
Po powrocie dziennikarka i oficer stali się nierozłączni. Pobrali się w 2004 roku w pałacyku oddalonym 100 kilometrów od Warszawy.
Joanna Racewicz
Dziennikarka nie mogła się nachwalić męża.
Potrafił jak nikt przekopać się przez wszystkie moje warstwy, przyzwyczajenia, strachy. I zobaczyć kogoś, komu warto powiedzieć: "Będę przy tobie na dobre i na złe".
Para szybko zaczęła starania o potomstwo. Niestety Racewicz straciła pierwszą ciążę.
Syn Igor pojawił się na świecie w 2008 roku i stał się oczkiem w głowie obojga rodziców.
Joanna Racewicz z synem Igorem
Janeczek wziął miesięczny urlop, by pomóc Racewicz w opiece nad synkiem.
Najlepszy tata na świecie. Robił zakupy, czytał książki o diecie karmiącej matki, dbał, żeby niczego nam nie brakowało. To w jego ramionach Igor czuł się najbezpieczniej. Ja się bałam, a Paweł bez mrugnięcia okiem kąpał synka - wspomina w książce dziennikarka.
Pod wpływem nowej roli i obowiązków, oficer zaczął myśleć o porzuceniu służby. Miał być szefem ochrony do końca 2010 roku. Niestety w kwietniu zdarzył się wypadek...
Paweł Janeczek
10 kwietnia 2010 roku rano Janeczek wstał, zrobił śniadanie i wyszedł.
Nie mogę sobie wybaczyć, że nie wstałam i nie dałam mu całusa na do widzenia. Byłam zmęczona. Widziałam światło w kuchni, odwróciłam się na drugi bok i dalej spałam. Słyszałam, jak drzwi się zamykają - napisała.
Racewicz twierdzi, że takie zachowanie wynikało z faktu, że nie bała się o męża, bo zawsze zapewniał ją, że wróci. Tym razem nie dotrzymał słowa.
Wiadomość o rozbiciu się samolotu zastała dziennikarkę w pracy. Nie mogła uwierzyć, że maszyna spadła, a śmierć poniosło 96 osób. Dzwoniła do Pawła, ale jego telefon milczał.
Joanna Racewicz
Długo nie mogła sobie dać rady z bólem i żalem. Nie wie, co by zrobiła, gdyby nie syn.
Był czas, kiedy nie miałam siły, żeby wstać rano, odsłonić okno. Ale za chwilę przychodził do łóżka Igor i mówił: "Mama, jeść". To zmuszało do złapania oddechu i zajęcia się codziennością.
Racewicz nie chce idealizować ich związku, bo twierdzi, że były w nim gorsze chwile, ale jest przekonana, że razem pokonaliby wszystkie trudności.
Joanna Racewicz
Dziennikarka nadal często bywa na cmentarzu na Powązkach, gdzie pochowany jest Janeczek. Kwietniowa data wciąż jest dla niej bolesna, ale na prośbę 7-letniego syna nie nosi już czarnych ubrań i stara się uśmiechać. Nie może jednak oglądać zdjęć i filmów z przeszłości, na których ona i mąż byli razem szczęśliwi.
Żal mi ludzi, którzy tracą czas. Jakby nie wiedzieli, że mają go tak mało na kochanie drugiego człowieka, podróże, książki, oglądanie filmów, wspólne gotowanie, trzymanie się za rękę i patrzenie na zachód słońca.