Jolanta Fraszyńska nie miała lekko. Dwa rozwody, depresja i utrata majątku dały jej w kość
[GALERIA]
Jolanta Fraszyńska, która 14 grudnia kończy 50 lat, od zawsze była w centrum zainteresowania. Już jako mała dziewczynka brylowała wśród rówieśników i czuła, że jej żywiołem jest scena. Nic więc dziwnego, że zdecydowała się na aktorstwo. W 1990 r., zgodnie z tym, co sobie wymarzyła, ukończyła wrocławską filię Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, że dorosłe życie da jej mocno w kość.
Nieudane związki z mężczyznami, poważne kłopoty finansowe i walka z depresją to dopiero wierzchołek góry lodowej…
Sympatyczna lekarka z Leśnej Góry
Publiczność uwiodła jedną rolą - sympatyczną Moniką Zybert w serialu "Na dobre i na złe". Tyle wystarczyło, by widownia oszalała na jej punkcie. Potem przyszły kolejne propozycje (wcieliła się m.in. w postać Aldony Lipskiej w filmie "Kiler-ów 2-óch"), ale nigdy już nie powtórzyła sukcesu, jaki osiągnęła, grając w produkcji TVP2.
W pewnym momencie kariera Fraszyńskiej gwałtownie wyhamowała. Owszem, pojawiała się na szklanym ekranie, ale głównie w rolach epizodycznych lub drugoplanowych. Jak się później okazało, za wszystkim stała podstępna choroba.
Zapaliła się czerwona lampka
Początkowo aktorka lekceważyła pierwsze objawy choroby. Wmawiała sobie, że złe samopoczucie, nieustanne bóle i zawroty głowy są jedynie wynikiem przepracowania. Jednak gdy do tego doszły lęki, poczucie osamotnienia i problem z wykrzesaniem z siebie choćby krztyny radości, zapaliła jej się w głowie czerwona lampka. Poczuła, że to ostatni moment na reakcję.
Coraz większy ból
Bardziej od bólu fizycznego nieznośny stawał się ból psychiczny. Fraszyńska nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi emocjami.
- Czułam, że jestem w martwym punkcie, niesatysfakcjonującym mnie miejscu. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie potrafię cieszyć się drobiazgami. Poczułam pustkę. Jakby Mur Chiński razem z berlińskim nagle zagrodziły mi drogę. Zrobiło się duszno - wyznała w "Gali".
Straciła kontrolę nad sobą
10 lat temu po raz pierwszy publicznie wyznała, że zmagała się z nerwicą lękową i depresją.
- W trakcie spektaklu, grając, straciłam na scenie przytomność. Byłam przepracowana, po dwóch premierach. To był przełom, wystraszyłam się, że tracę kontrolę nad ciałem, a ono jest przecież moim instrumentem pracy. Zrozumiałam, że muszę podjąć terapię. Nieprzypadkowo w tym samym czasie zaproponowano mi funkcję ambasadora na rzecz depresji - powiedziała na łamach "Gali".
Musiała odnaleźć ojca
Aktorka postanowiła pójść na terapię do kontrowersyjnego niemieckiego psychoterapeuty Berta Hellingera. Przypomnijmy, że niektórzy eksperci ostrzegają przed jego praktykami, które w ich opinii są metodami psychomanipulacyjnymi. Fraszyńskiej to jednak nie zraziło. To właśnie wtedy, za namowami Hellingera, postanowiła odszukać swojego biologicznego ojca.
- To było moje drugie podejście do tej sprawy. Pierwsze miało miejsce przed laty, gdy jako dorastająca dziewczyna dowiedziałam się, że wychowujący mnie tato nie jest moim biologicznym ojcem... Było to dla mnie niezwykle mocne przeżycie - tłumaczyła w "Gali".
Nieudane małżeństwo i depresja poporodowa
Dopiero po uporządkowaniu rodzinnych spraw Fraszyńska zobaczyła światełko w tunelu. Poczuła, że znów wszystko wraca do normy i pierwszy raz od dawna uwierzyła, że może być szczęśliwa. Los miał jednak wobec niej inne plany.
Aktorka przez lata nie miała szczęścia w miłości. Jej pierwsze, burzliwe małżeństwo z Robertem Gonerą, którego poznała na studiach, zakończyło się po 4 latach, a jego owocem jest córka Anastazja. Dodatkowo ciągły stres i obawy o karierę przyczyniły się do depresji porodowej.
- Zderzenie z macierzyństwem było dosyć brutalne, nerwowe i szalone - mówiła w "Twoim Stylu".
Fraszyńska i Gonera latami siebie unikali. Dopiero po długim czasie dojrzeli do decyzji o pogodzeniu się z przeszłością i podjęciu wspólnego wychowywania nad dzieckiem.
Drugi rozwód na koncie
Drugie małżeństwo aktorki z operatorem Grzegorzem Kuczeriszką wcale nie było łatwiejsze, choć trwało znacznie dłużej. Przez 14 lat wspólnego pożycia para doczekała się córki Anieli i wielu problemów. Alkohol, który zawładnął życiem jej męża, nie pozwalał im zaznać spokoju i stabilizacji.
Mimo że aktorka starała się mu pomagać, przegrali walkę, a do drugiego domu, który był budowany z myślą o wspólnej przeprowadzce, wprowadził się tylko Grzegorz. Ostatecznie para rozstała się w 2010 r., a opiekę nad córką powierzono Fraszyńskiej.
Odnalazła szczęście
W 2013 r. podczas warsztatów rozwoju duchowego aktorka poznała Tomasza Zielińskiego. Był jej opiekunem. Środowisko lekarskie zarzucało mu, że łamie etykę zawodową, spotykając się ze swoją pacjentką. Jednak Tomasz okazał się dla Fraszyńskiej wybawieniem - zaakceptował jej dotychczasowe życie i jej dwie córki. Dzięki nowemu partnerowi aktorka wreszcie poczuła się w pełni szczęśliwa.
Padła ofiarą oszustwa
Wydawało się, że Fraszyńska wreszcie może odetchnąć. Niestety, życie postanowiło wystawić ją na kolejną próbę.
W marcu 2018 r. gruchnęła wiadomość, że aktorka, która zainwestowała fortunę w kupowanie dzieł sztuki, straciła swój majątek. Wyszło na jaw, że Joanna S., właścicielka szwedzkiej Galleri New Form z siedzibą w Gdyni, stworzyła piramidę finansową, porównywaną nawet do Amber Gold. W ten sposób prawdopodobnie wyłudziła od Polaków nawet 300 mln złotych.
Oprócz Fraszyńskiej ofiarą oszustwa padł także Tomasz Zieliński, który miał podpisaną umowę na pozyskiwanie nowych klientów. Na szczęście Fraszyńska, po krótkiej chwili załamania, znów stanęła na nogi. Dziś twierdzi, że jej życie zmierza ku lepszemu. Miejmy nadzieję, że pasmo niepowodzeń ma w końcu za sobą.