Justyna Steczkowska: to nie koniec zamieszania wokół koncertu z Carrerasem!
To miał być dla niej jeden z najważniejszych momentów w karierze. 20 grudnia 2015 roku Justyna Steczkowska miała wystąpić u boku Jose Carrerasa w świątecznym koncercie w Krakowie. Ze względu na złe warunki atmosferyczne nie dotarła jednak na czas. Plotkowano, że za kilkunastominutowe spóźnienie grozi jej 50 tys. złotych kary! Menadżer artystki stanowczo zaprzeczył jednak tym rewelacjom. Zdradził nam, że dla Jose Carrerasa najważniejsze było, iż Steczkowska cała i zdrowa dotarła na miejsce po szalonej podróży pod eskortą policji. Jednak jak donosi "Fakt", funkcjonariusze zaprzeczyli tej wersji. Czyżby artystka minęła się z prawdą?
Tego samego dnia wokalistka miała zaplanowany wcześniej występ w Toruniu. Jedynym sposobem, by zdążyła zaśpiewać na dwóch imprezach, był przelot samolotem. Plan pokrzyżowała jednak mgła nad Krakowem. Gwiazda i jej ekipa wylądowali ostatecznie w Katowicach. Po wszystkim zapewniała, że do ostatniej chwili wierzyła, że pod eskortą policji uda jej się dotrzeć na czas. Było już jednak za późno. Policja oficjalnie zaprzeczyła jednak wersji wydarzeń przedstawianej przez Steczkowską i jej współpracowników.
Na terenie Śląska, a dokładnie na trasie przejazdu pani Justyny Steczkowskiej w dniu 20 grudnia 2015 roku śląscy policjanci nie eskortowali artystki - zapewniła w rozmowie z "Faktem" rzeczniczka Komendanta Wojewódzkiego Policji w Katowicach, podinsp. Aleksandra Nowara.
Policjanci z Krakowa również nic o żadnej eskorcie nie wiedzą.
Małopolska Policja nie przeprowadzała żadnej asysty dla pani Justyny Steczkowskiej. Nie wiemy również, skąd wziął się szum informacyjny, w którym mowa o udziale krakowskich policjantów - powiedział gazecie Krzysztof Łach z zespołu prasowego Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Dlaczego więc Steczkowska zapewniała, że robiła wszystko co mogła, by pod eskortą policji dotrzeć na czas z Katowic do Krakowa?
Jusi zależy, by wykpić się od odszkodowania, jakie jej grozi. Chce pokazać, że zrobiła wszystko, by dotrzeć na koncert, a ta eskorta według niej nadawała sprawie powagi - stwierdził anonimowo informator "Faktu".
Menadżer wokalistki w rozmowie z tabloidem podkreślił, że o żadnym kłamstwie nie ma mowy.
To nie była oficjalna sytuacja, którą zamawialiśmy. Po prostu radiowóz, który był w Krakowie pomógł nam dostać się do areny, gdzie odbywał się koncert - podsumował Łukasz Wojtanowski.
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski