Doszło do ataku hakerskiego. Amerykanie bez litości wyszydzili Kim Dzong Una
Z Korei Północnej płyną intrygujące wieści w sprawie domniemanego zniknięcia Kim Dzong Una. Kiedyś może opowie o tym kino. Nie byłby to pierwszy film o dyktatorze, choć ostatnim razem skończyło się na groźbach.
Posługując się nomenklaturą podprowadzoną z języka filmu, można by powiedzieć, że do głównej, pandemicznej osi fabularnej dopisano zaskakujący wątek poboczny, który z zapartym tchem śledzą miliony. Niby na świecie dzieje się niemało, ale serwisy informacyjne od dłuższego czasu są cokolwiek monotematyczne i zajmują się, z oczywistych przyczyn, tematem koronawirusa. Ba, ale o czym tu pisać, skoro nawet w Miami od 6 tygodni nie odnotowało ani jednego morderstwa? Dodajmy, że podobnie dobrej passy nie zaliczono tam od 1957 r.
Dlatego Kim niejako spadł prasie z nieba, bo można dumać, czy aby się nie zaraził, a może nawet nie wyzionął ducha, choć przecież zdarzało mu się znikać już wcześniej. Tak czy siak, nie można wykluczyć, że wyjaśnieniem sprawy zajmie się kiedyś popkultura, lubiąca przecież podobne tematy.
ZOBACZ TEŻ: Kim Jo Dzong. Cały świat patrzy na nią. To ona miałaby przejąć władzę w Korei Północnej
Tyle że obecny przywódca Korei Północnej, choć, jak głoszą plotki, powoli otwierający swój kraj chociażby na wymodelowane po zachodniemu obuwie sportowe czy popularne u południowego sąsiada dźwięki muzyki, stosunkowo rzadko bywał tematem szydery. Częściej były to ciche drwiny, bo przecież kogo jak kogo, ale tego faceta lepiej nie drażnić.
Chyba już dziś mało kto pamięta film "Wywiad ze Słońcem Narodu" z 2014 r., skądinąd zresztą marny. Wtedy jednak wywołał prawdziwą medialną burzę. Władze Korei Północnej tak się obruszyły na plany wytwórni Sony Pictures obejmujące szeroką dystrybucję cokolwiek wulgarnej i prostackiej komedii Setha Rogena i Evana Goldberga, że doszło do ataku hakerskiego na studio i wycieku poufnych danych. Mało tego: grożono nawet atakiem na kina, które zdecydują się ten film wyświetlić.
Komedia traktująca o dziennikarzach (Rogen i James Franco) planujących zrobić wywiad z Kimem i przy okazji zwerbowanych przez amerykańskie służby do zamordowania dyktatora, ostatecznie trafiła do dystrybucji cyfrowej. I okazała się, ku złości Kima, hitem.
Nadmieńmy, że i jego ojciec, Kim Dzong Il, zaliczył popkulturowy epizod, i to znacznie, znacznie lepszy. Oczywiście nie tyle on, co jego kukiełka. "Ekipa Ameryka" z 2004 r. to już niemalże kultowy klasyk. Sam Kim senior, zresztą miłośnik kina (ponoć jego godna pozazdroszczenia kolekcja obejmowała niemalże wszystko, od "Piątku trzynastego" i "Rambo" po westerny i kino akcji z Hongkongu) nigdy nie skomentował pamiętnego występu.
Korea Północna też nie oprotestowała tego filmu z zapałem. Kim Dzong Ila bodaj najbardziej ubodło, że przeciwnikiem ukochanego przezeń Jamesa Bonda był w "Śmierć nadejdzie jutro" (2002) jego rodak. Też dyktator.
Cóż, Kim Dzong Il swojego czasu porwał nawet ekipę filmową, aby nakręciła dla niego swoisty klon "Godzilli" (również przez niego ubóstwianej). Stąd może i dobrze, że jego syn nie podziela owej patologicznej miłości do kina. No i istnieje obawa, że nie spotkałaby się ona z wzajemnością.
Trwa ładowanie wpisu: instagram