Kinga Rusin specjalnie dla WP Gwiazdy: "Są na świecie miejsca gdzie, pomimo biedy można naturę chronić"
Gwiazda TVN-u uciekła od zgiełku cywilizacji w świat, gdzie od człowieka ważniejsza jest przyroda. Kinga Rusin na urlop wybrała wyspy archipelagu Samoa. Otoczenie rajskich plaż, malowniczych wulkanicznych lądów i bujnej roślinności Oceanii sprzyjają nie tylko wypoczynkowi, ale i refleksji. Specjalnie dla WP Gwiazdy Kinga Rusin opisała swoje wrażenia z bajecznej podróży. Dziennikarka podzieliła się też z nami prywatnymi zdjęciami z wycieczki.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Powszechnie uważa się, że Oceania to raj na ziemi. I ten raj bardzo chciałam zobaczyć zanim zniknie albo zostanie zniszczony! Ale nie wylądowałam tu, 20 tysięcy kilometrów od Polski, żeby leżeć z drinkiem przy basenie i obserwować egzotyczne kraje z perspektywy kurortu, tylko żeby pojeździć, pochodzić, doświadczyć, dotknąć, przeżyć, ocenić, przekonać się na własne oczy, jak to z tym rajem tu jest.
*Pierwszy przystanek - Samoa. *
Cel - objechanie dwóch największych wysp archipelagu i obejście trzeciej, na której nie ma dróg. Tempo duże, bo po drodze mnóstwo miejsc do zobaczenia. Przed przyjazdem wiedziałam o Samoa tyle, że jest podzielone na cześć Zachodnią i na Samoa Amerykańskie (terytorium USA), że na samym archipelagu żyje ok. 180 tys. Samoańczyków, podczas gdy w Nowej Zelandii, USA i Australii ... ponad 600 tys., no i że Samoańczycy to bardzo życzliwi i zawsze uśmiechnięci ludzie. To ostatnie potwierdzam. Uśmiechają się i machają do nieznajomych (bezinteresownie!) już małe dzieci, każdy ma coś miłego do powiedzenia i dosłownie każdy cię pozdrawia. To z naszej perspektywy prawdziwa egzotyka.
Drogi na wyspach opasają je dokładnie dookoła i biegną w większości tuż przy oceanie. Wzdłuż tych dróg toczy się wyspiarskie życie czyli słynne Fa'a Samoa, którego nie mierzy się czasem, ale zasadami i tradycją. Ludzie, szczególnie na większej i dzikszej wyspie Savai'i ciągle żyją w społecznościach takich jak kilkaset lat temu. Większość mieszka tam w charakterystycznych domkach - fale, czyli zadaszonych wiatach zbudowanych na prostokątnej, kamiennej podstawie, bez bocznych ścian czy drzwi, bez jakichkolwiek wygód czy intymności. Śpią na matach, siedzą na ziemi, nieliczni mają bieżącą wodę czy toalety. Przed głównym fale znajdują się często... groby przodków. Fale ustawione są wzdłuż drogi tak, że jadąc z niewielką prędkością mogliśmy swobodnie obserwować, co się w nich dzieje. Wszyscy żyją w jednym pomieszczeniu - fale afolau, z kuchennym szałasem tunoa, natomiast zbierają się razem z krewnymi i innymi mieszkańcami wioski pod dachem większego fale tele, gdzie toczy się życie społeczności, odbywają wesela i pogrzeby i codzienne narady. Tradycji nie przeszkadza elektryfikacja. Dlatego nie ma tu wprawdzie toalet, ale wieczorem wyraźnie widać ekrany telewizorów. Zarówno starszyzna jak i młodzież chodzi w charakterystycznych samoańskich spódnicach, lava lava.* Ciekawe jest to, że ci na pierwszy rzut oka walczący z nadwagą ludzie bardzo czynnie uprawiają sport. Popołudniu w wioskach rozgrywane są gry zespołowe, rugby, piłka nożna, koszykówka czy siatkówka.* Mijając samoańskie wioski na Savai'i wielokrotnie przyglądaliśmy się takim turniejom.
Samoańczycy są bardzo rodzinni i bardzo bogobojni. Wyprawy misjonarskie zdecydowanie były tu owocne. W Samoa przypada chyba najwięcej kościołów na głowę mieszkańca na świecie! Gdzie nie spojrzałam kościół, a to rzymsko-katolicki, a to protestancki, Metodystów, Zielonoświątkowców, Mormonów. Czasami wszystkie te odłamy chrześcijaństwa mają świątynie w jednej wiosce, obok siebie. Przy skromnych warunkach życia mieszkańców Samoa, Kościół charakteryzuje tu prawdziwa gigantomania, gdzie potężne budowle przeznaczone są dla małych grupek ludzi. Może to dzięki głębokiej wierze Samoańczycy są tacy życzliwi i pogodzeni z losem, a może to jednak klimat i tradycja?
Czy na Samoa znalazłam raj? Tak! Ale nie wszędzie. Bez wątpienia, szczególnie z europejskiej perspektywy, są tu jeszcze wciąż dzikie miejsca, z dziewiczą przyrodą, obłędnymi widokami i bez tłumu turystów, dla których nie ma rozwiniętej bazy hotelowej. Ale gdybym ograniczyła się tylko do zwiedzenia zachodniej części wyspy Upolu, na której znajduje się stolica kraju Apia i główne lotnisko, to powiedziałabym, że jest to raj "w odwrocie". Ta część wyspy "cywilizuje" się, a tropikalna dżungla jest wycinana pod uprawy i pastwiska. "Cywilizacji Zachodu" powoli, choć ewidentnie wkracza na Samoa.* Niestety z tym co ma najgorszego i najtańszego, ze śmieciowym, pakowanym przemysłowo jedzeniem, z niezdrowymi napojami gazowanymi w plastikowych butelkach i blaszanych puszkach, ze starymi samochodami, których już nikt nie chce na kontynencie, z szybko rdzewiejącą blachą falistą, która zastępuje tradycyjne lau, dachy z liści palmy.* To w niektórych miejscach zakłócało mi kontemplowanie przyrody, której fragmenty, szczególnie w południowo wschodniej części wyspy Upolu, daleko od stolicy, pozostały jeszcze dziewicze i oszałamiająco piękne. Potężna tropikalna dżungla porastająca prawie pionowe zbocza wulkanicznych gór jest zjawiskiem nie do opisania! Podobnie jak plaże z wysokimi, granitowymi klifami poprzecinane łachami białego piasku i otoczone palmowymi gajami. Ryba z kokosem i palusamj (liście ziemniaków taro z miąższem z kokosa) zjedzone na dziewiczej plaży Matareva z widokiem na palmy i błękitną wodę będą jednym z najpiękniejszych wspomnień tej wyprawy. Podobnie jak spanie w drewnianym fale, osłoniętym jedynie matami z palmowych liści, ale za to z widokiem na ocean zapierającym dech. Żadne zdjęcie niestety nie oddaje tego klimatu i naturalnego piękna tych miejsc. To unikatowe, krajobrazowe perełki, których zachowanie w nietkniętej formie powinno być w lokalnym i globalnym interesie.
Piękno dziewiczej przyrody rzuca na kolana na największej wyspie archipelagu, Savai'i. Tu czas może się nie zatrzymał, ale zdecydowanie płynie wolniej. Nie ma wielu samochodów - objechaliśmy wyspę dookoła w zasadzie nikogo nie mijając. Nie ma pseudo-supermarketów i tej całej zachodniej tandety z plastikowymi kwiatami na czele - bo i takie na tych wyspach słynących z kwiatów, o zgrozo, widziałam.
Mieszkańcy Savai'i są bliscy mojemu sercu, bo traktują swój tropikalny las jak świętość i nie pozwalają go wycinać, a wielu miałoby na to wielką ochotę. Dziewicza dżungla pokrywa praktycznie całą wyspę. Rosną tam olbrzymie okazy fantastycznych drzew, których sprzedaż zasiliłaby kasę nie jednej firmy. Tubylcy wierzą jednak, że w sercu ich dżungli znajduje się wejście do ogrodów, przez które dusze idą do raju, a zniszczenie jej mogłoby ten pochód zatrzymać.* Okazuje się, że są na świecie miejsca, gdzie pomimo biedy można naturę chronić.* Liczę na to, może naiwnie, że nikomu nie uda się przekonać Samoańczyków z wyspy Savai'i do zmiany takiego nastawienia i dziewicza, nietknięta przyroda będzie cieszyć tu oczy i mieszkańców i turystów.
To było niesamowite przeżycie móc z bliska oglądać obrazki jak ze starych filmów podróżniczych Tony Halika, ale nie wolno zapominać, że Samoa to nie skansen i dla uciechy turystów ludzie nie będą tu wiecznie żyli tak, jak ich praprzodkowie. Chociaż wolniej niż na Upolu, to jednak i na Savai'ii cywilizacja wkracza do wiosek, nie tylko z tym co dobre, na przykład z sanitariatami, ale też z wszystkim tym, co Zachód chce szybko opchnąć nieświadomym zagrożeń ludom. Stąd sporo tu starych lodówek, kineskopowych telewizorów oraz sprzętu, który nie znajduje już chętnych do używania w bogatszych krajach.
Kiedy objeżdżając samoańskie wyspy czasami widziałam rozrzucone w tym "raju" puszki, plastikowe butelki i opakowania po popularnych na całym świecie słodyczach, zastanawiałam się, czy te wszystkie gigantyczne koncerny wydające miliardy na reklamy nie powinny być zobligowane do wspierania istniejącego już programu edukacyjnego Keep Samoa Clean. Przecież to tylko kwestia uświadomienia w odpowiedni sposób zagrożeń. Ale jedna rzecz to zebrać śmiecie, a inna to je zutylizować. Jedzący do niedawna wyłącznie lokalne warzywa i owoce i pijący sok z kokosów Samoańczycy nie mieli problemu niepotrzebnych opakowań. Może bogate, globalne firmy wprowadzając na rynki trzeciego świata swoje produkty, powinny brać za to odpowiedzialność?
To problemy do natychmiastowego rozwiązania i liczę na to, że poza tymi, którzy chcą tu zarobić znajdują się też ci, którzy będą chcieli to miejsce ocalić dla następnych pokoleń, bo warto!
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.