Kożuchowska jako niemoralna Elwira, czyli "Mąż i żona" u Jandy [RECENZJA]
"Mąż i żona" - jedno z najlepszych i najfrywolniejszych dzieł Fredry dostało nowe życie w Teatrze Polonia. Krystyna Janda reżyserując postawiła na prostotę i klasykę, co mogłoby łatwo przesunąć inscenizację w stronę szkolnych przedstawień, gdyby nie bezbłędnie dobrana obsada.
Wydawałoby się, że na klasyczne i trochę - z punktu widzenia dzisiejszych trendów w teatrze – nudne sztuki Aleksandra Fredry nie ma miejsca w teatrze prywatnym. A takim są dwie prowadzone w Warszawie przez Fundację Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury sceny – Och-Teatr i Teatr Polonia. Nic bardziej mylnego. Fredro stworzył ponadczasowe znakomite i punktujące społeczeństwo teksty, które dobrze zrealizowane mogą okazać się sukcesem artystycznym oraz komercyjnym. Przede wszystkim mogą i angażują widza w każdym wieku.
Fredro bawi i uczy
Przykładem może być niedawno pożegnany z afisza Polonii "Pan Jowialski" w reżyserii Anny Polony i Józefa Opalskiego. Skromna, mądrze wymyślona scenografia stała się tłem dla popisów aktorskich Malajkata, Jandy, Zawadzkiej i Opanii w tej zabawnej sztuce.
Na podobne ascetyczne rozwiązania zdecydowała się Krystyna Janda, która w Polonii wyreżyserowała "Męża i żonę". Taka scenografia (kilka mebli, rozwieszone zasłony i projekcje) to spore wyzwanie dla aktorów, bo de facto nie mają się za czym schować. Obsadę do polonijnego "Męża i żony" Janda nazwała wymarzoną. I tak na deskach oglądamy aktorkę Teatru Narodowego Małgorzatę Kożuchowską, braci Hycnar – Jędrzeja i Marcina, Marię Dębską i Tomasza Drabka. Doskonale odnajdują się w intrydze wymyślonej przez Fredrę, w jego różnozgłoskowym języku – dziś przecież będącym sporym wyzwaniem nie tylko dla aktorów, ale i dla publiczności.
Bohaterami komedii są hrabia Wacław (Marcin Hycnar), jego żona Elwira (Małgorzata Kożuchowska), przyjaciel domu Alfred (Jędrzej Hycnar) i rezolutna pokojówka Justysia (Maria Dębska). Stosunki, które łączą tę czwórkę to typowy "czworokąt małżeński". Hrabia Wacław, amator wizyt, plotek, kart i miłostek, ma serdecznie dosyć sentymentalnej żony, rzekomo bez przerwy ślęczącej nad robótkami w pustym i mrocznym domu. Nie wie, że jego serdeczny druh Alfred, cyniczny casanova, od roku namiętnie romansuje z Elwirą. Ale to tylko wierzchołek góry tej niemoralnie dobrej sztuki. W "Mężu i żonie" próżno szukać klasycznego pozytywnego bohatera. Wacław, Alfred, Elwira i Justysia z upodobaniem uprawiają grę pozorów, obnażając obłudę wzorowej – często dziś promowanej – jedynej słusznej moralności i religijności.
"Mąż i żona" w reżyserii Krystyny Jandy jest klasycznym podejściem do tematu. Ale w tej klasyce jest siła, bo jej fundamentem jest gra aktorska. O ile można się zachwycać przerysowanymi i dobrze emocjonalnie zbudowanymi rolami Kożuchowskiej i Dębskiej, to wyjątkowo błyszczą bracia Hycnarowie. Mają w sobie nieposkromioną energię, która wydobywa z tekstu Fredry najlepszą ironię.
"Mąż i żona" w reżyserii Krystyny Jandy to klasyczna inscenizacja, bez kombinowania i eksperymentów. Pozwala skupić się na tekście, który w sposób okrutny punktuje wszechobecną moralną obłudę. Ale taka to już Fredry zemsta.
Jakub Panek, dziennikarz Wirtualnej Polski