Dom Krupińskiej i Karpiel-Bułecki. Luksusy? Oj nie
Ich warszawskie mieszkanie jest większe niż dom na Podhalu, ale mimo to Paulina Krupińska i Sebastian Karpiel-Bułecka nie wyobrażają sobie życia w stolicy. Podjęli ważną decyzję, a pandemia tylko ich w niej utwierdziła.
Pandemia koronawirusa zmieniła życie większości z nas. Paulina Krupińska i Sebastian Karpiel-Bułecka przekonali się, że nie są stworzeni do życia w mieście i że ponad wszystko cenią sobie bliskość przyrody i rodziny. Jak donosi jeden z kolorowych tygodników, słynni małżonkowie podjęli decyzję o rozbudowie domu w Kościelisku. Po doświadczeniach ostatniego roku są bardziej niż pewni, że chcą na stałe mieszkać na Podhalu. - Po tygodniu izolacji w naszym warszawskim mieszkaniu Sebastian powiedział: "jeszcze trochę posiedzimy w czterech ścianach i zwariujemy". Wsiedliśmy w auto i wróciliśmy do Kościeliska. W górach poczuliśmy namiastkę wolności i normalności, choć nasz dom w Kościelisku jest mniejszy od mieszkania - wyznała prezenterka TVN.
Jedna decyzja pociągnęła za sobą drugą. Małżonkowie zdecydowali się więc na rozbudowę domu w górach. W niedalekiej przyszłości powiększy się nie tylko ich obecna nieruchomość, ale w jej pobliżu powstaną też kolejne.
Emerytury polskich gwiazd. Narzekają, że mają je za niskie
Krupińska i Karpiel-Bułecka planują zająć się wynajmem domków letniskowych. Na Podhalu nikogo to nie dziwi, bo turystyka to jedno z głównych źródeł dochodu jego mieszkańców. Lider zespołu Zakopower, architekt z zawodu, już jakiś czas temu zajął się projektowaniem nie tylko rozbudowy swojego rodzinnego domu, ale i domków dla wczasowiczów. Te mają stanąć na ziemi, którą muzyk odziedziczył po rodzicach.
Znani małżonkowie chcą zrealizować swoje plany w najbliższym czasie. Ten jest istotny zwłaszcza jeśli chodzi o powiększenie ich domu. Chcieliby zdążyć zanim ich 5-letnia córka Tosia zacznie szkołę. Zdecydowali, że dziewczynka będzie uczyć się w jednej ze szkół w regionie. Paulina Krupińska nie ma wątpliwości, że to dobra decyzja dla jej rodziny.
- Na Podhalu jest prawdziwe życie. Tu nikt nie zamyka drzwi na klucz. Życie płynie wolniej, wszyscy o sobie wszystko wiedzą, dzieci mają las pod nosem (...) Po sąsiedzku mieszka rodzina Sebastiana. Czasami wychodzę na pole i wołam dzieci: "Jędruś, Tosia obiad!", a kuzynka odkrzykuje: "Już im dałam". Moje dzieci potrafią zniknąć na trzy godziny, a ja jestem spokojna. Wiem, że bawią się z kuzynami - opowiada Paulina Krupińska.