Krystyna Janda nie może się uporać z żałobą po śmierci matki. Noce spędza w jej pokoju
Krystyna Janda była bardzo związana ze swoją mamą. Kilka miesięcy po jej śmierci wciąż nie może uporać się z jej stratą.
Aktorka nie może sobie wybaczyć, że nie było jej obok mamy w ostatnich chwilach. "Umarła, kiedy byłam na scenie, umarła w otoczeniu rodziny i zwierząt. Mój starszy syn trzymał Ją cały czas za rękę. Przyjechałam do domu, godzinę po Jej śmierci. Nie poczekała na mnie" - napisała w felietonie dla "Onetu".
Pani Zdzisława zmarła w kwietniu 2019 r. Miała 90 lat. Była ostoją bezpieczeństwa dla córki. Wspólnie prowadziły dom przez ostatnie 29 lat. Odegrała wielką rolę w wychowywaniu dorosłych już wnuków: Marii, Adama i Jędrzeja.
Zobacz też: Z tymi co się znają - Natalia Hatalska
Teraz Krystyna Janda pozostała w domu sama. Bardzo źle znosi ten stan. "Nie mogę spać jeszcze bardziej niż dawniej. Wchodzę teraz nocami po dwa, trzy razy do pokoju mamy. Pachnie Nią. Zaglądam do torebek, (...) do szuflad" - wyznała.
Jak wspomina aktorka, jej mama była bardzo łagodnym człowiekiem. Nigdy z nikim się nie pokłóciła, w trakcie rozmów nie podnosiła głosu. Lecz ostatnie lata jej życia były przepełnione goryczą.
"Tak się cieszyłam, że doczekałam końca komunizmu, że doczekałam zdrowego, normalnego, zwyczajnego kraju. Że wy i nasze dzieci, wykształcone, inteligentne, pracowite, mądre, że czeka was tylko wszystko co dobre. A tu na nowo to wszystko - w pogardzie. Tylko zło, chytrość, cwaniactwo, głupota, podłość, cynizm. I za moich czasów się już nie zmieni. Będę umierać z niepokojem o was wszystkich" - powiedziała pani Zdzisława w rozmowie z córką.