Krystyna Janda z petardą na 70. urodziny. "My Way" w Teatrze Polonia to coś więcej niż spektakl [RECENZJA]
Krystyna Janda 70. urodziny postanowiła uczcić w iście amerykańskim stylu. W sukni wyjętej z oscarowej gali, w szpilkach, w nienagannym makijażu ikona polskiego kina i teatru spowiada się ze swojego życia, ujawniając nieznane fakty, przy okazji ostro krytykując PiS. I choć "My Way" napisała i wyreżyserowała sama, a monolog opowiada o jej życiu, nie znajdziemy w Teatrze Polonia oprószonej brokatem laurki.
Miejsce w encyklopediach, portalach plotkarskich, worek nagród, książki, linia swoich kosmetyków, setki ról i liczne reżyserie. A także cięty język i osobowość, która nie pozwala iść obojętnie przez życie. To Krystyna Janda. Ktoś więcej niż aktorka i reżyserka. Kto?
"Urodziłam się 19 grudnia, który jest ku mojemu zdumieniu – Dniem Wiecznie Zielonych Roślin, choć wolałabym się urodzić 20 grudnia, bo to Dzień Orgazmu. A tak naprawdę urodziłam się 18 grudnia, który jest nudnym – Dniem Bez Przekleństw. Nic się nie zgadza. Tak więc, 19 grudnia w piątek, w adwencie, o 2 w nocy, 1952 roku, który był rokiem przestępnym. W Starachowicach. Nic szczególnego. Zmęczona pielęgniarka nie zauważyła, że się zaczął nowy dzień, i wpisała 18 grudnia" - tak zaczyna swój monolog w nowej sztuce Teatru Polonia "My Way" Krystyna Janda.
100 minut bólu i blasku
Kolejne kilkadziesiąt minut, aktorka stojąca na scenie w wieczorowej sukni projektu Tomasza Ossolińskiego, w której mogłaby spokojnie pojechać na oscarową galę, w nienagannym makijażu, w szpilkach opowiada o swojej drodze. A ta to gotowy scenariusz na film. Na razie powstał spektakl, monodram, a właściwie coś na wzór broadwayowskiego stand-upu.
Na pustej scenie, otoczona błyszczącymi czarnymi zasłonami, otulona zmieniającymi się kolorami opowiada o swoim życiu.
Sama koncepcja takiego przedstawienia wydawałaby się nieco narcystyczna i ryzykowna. Ale Krystyna Janda snując opowieść o swoim życiu prywatnym i zawodowym, o sukcesach i porażkach, o polityce, dzieciach, uniesieniach i upadkach, bardzo umiejętnie dobiera słowa. Nie popada w samouwielbienie próbując sprzedać widzom oprószoną brokatem laurkę z napisem "JANDA".
Sprawnie dobrane anegdoty, co rusz rzucone przekleństwa, ale też szczere wzruszenie, gdy opowiada o wychowywaniu m.in. swojej córki – Marii Seweryn sprawiają, że "My Way" to coś, czego w polskim teatrze dotąd nie było.
Aktorka wykorzystała najlepsze cechy granych przez siebie bohaterek filmów Andrzeja Wajdy, ale też tych ze swoich "flagowych" spektakli. Dzięki czemu Krystyna Janda opowiadana przez Krystynę Jandę ma trochę z Marii Callas ("Maria Callas. Master Class", reż. Andrzej Domalik), Shirley Valentine ("Shirley Valentine", reż. Maciej Wojtyszko), Florence Foster Jenkins ("Boska!", reż. Andrzej Domalik), i trochę z Beaty ("Pomoc domowa", reż. Krystyna Janda).
W "My Way", podobnie jak kiedyś w spektaklu "Danuta W.", który powstał na kanwie książki Danuty Wałęsy, Krystyna Janda posługuje się licznymi datami i wydarzeniami historycznymi. Zabiera nas w podróż nie tylko po swoim życiu, ale też po transformacji Polski. Lekko obchodzi się z Andrzejem Sewerynem opowiadając o swoim nieudanym małżeństwie. Skupia się na tym udanym związku – z operatorem filmowym Edwardem Kłosińskim. Aktorka podkreśla jak wspaniały i ważny dla niej to był człowiek, jak dzięki niemu zbudowała siebie na nowo i swoje prywatne teatry. I jak bardzo cierpiała, gdy odszedł.
Grillowanie PiS-u i Kamil Durczok od betonu
W "My Way" skrzy się od emocji. Od tych dotyczących jej prywatnego życia, wychowywania Marii Seweryn, a później jej synów, poprzez problemy z władzą w PRL i za czasów PiS-u, po wspomnienia ukochanych przyjaciół – aktorek i aktorów zarówno tych nieżyjących jak Jerzy Trela, Barbara Krafftówna czy Piotr Machalica, jak i tych, z którymi silne przyjaźnie łączą ją do dziś. Stąd ciekawe i zabawne anegdoty dot. relacji z Jerzym Stuhrem czy Januszem Gajosem, a także ciekawe analizy osobowości wielkich aktorów i aktorek. Wszystko przedstawiane z dystansem, ale też charakterystyczną dla Krystyny Jandy przebojowością. Ze sceny pada w końcu odpowiedź na pytania – dlaczego ten spektakl na 70. urodziny, dlaczego właśnie taki, itd.? – Bo mogę! – od razu wyjaśnia ikona polskiego kina i teatru.
Ta myśl przyświecała Jandzie przy pisaniu tekstu. Nie bała się wpleść w niego otwartej i ostrej krytyki rządu Prawa i Sprawiedliwości ("jeśli dalej będzie rządził PiS, znikniemy z powierzchni ziemi grupowo. Na marginesie, za zdanie: 'Od kiedy rządzi PiS, czuję się, jakby ktoś mi cały czas srał na głowę', biorę copyright"), wystawienia recenzji resortowi kultury zarządzanemu przez Piotra Glińskiego, ale też ujawnieniu trudnych faktów z życia, jak m.in. ten o zetknięciu się w młodym wieku z pedofilem ("byłam w studium baletowym przy Operetce Warszawskiej, mam skończoną szkołę muzyczną pierwszego stopnia w klasie fortepianu, w której mnie notabene prześladował pedofil, rudy chórzysta, tenor, ale się nie dałam. Mówię o tym, bo to teraz modne, wcześniej nie przyszłoby mi do głowy komukolwiek się z tego zwierzać, myślałam, że to są normalne sprawy młodości i trzeba je jakoś przejść i sobie z nimi poradzić").
Aktorka opowiadając o historii powstania Teatru Polonia i Och-Teatru, obu prywatnych scen od kilkunastu lat z sukcesem prowadzonych przez założoną przez nią i jej bliskich Fundację Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury, zdradza ciekawe szczegóły. M.in. wyjawia, jak ówczesna gwiazda telewizji Kamil Durczok pomógł jej załatwić beton na budowę, jak nie układają jej się relacje ze wspólnotą mieszkaniową przy Marszałkowskiej oraz gdzie się podział brylant z jej pierścionka zaręczynowego.
Ukoronowaniem 100-minutowego występu jest wykonanie na żywo piosenki "My Way" rozsławionej przez Franka Sinatrę, w polskim przekładzie - w towarzystwie najpierw trąbki, aż w finale całej orkiestry. Po obejrzeniu tego jakże udanego przedsięwzięcia widzowie wyjdą z teatru nie tylko z przekonaniem, że Krystyna Janda ma doskonałe poczucie humoru, ale że jest po prostu wielką aktorką. Przez swoją osobowość i cięty język (wyrażają go m.in. te słowa ze spektaklu: "jestem gotowa nago nabić się na iglicę Pałacu Kultury, dla sztuki i w słusznej sprawie"), narażoną każdego dnia na PR-owe kryzysy, ale przez to wiarygodną. Z "My Way" wyłania się jeszcze jeden obraz – kobiety dojrzałej, niesamowicie silnej i spełnionej. Z klasą, której wypada życzyć młodszym.
Ocena spektaklu: ******/******
Jakub Panek, dziennikarz i wydawca Wirtualnej Polski