Krzesimir Dębski wspomina rodzinną tragedię
Jego dziadkowie padli ofiarą strasznego morderstwa
W 1943 roku nacjonaliści z UPA dokonali masowych mordów na Polakach mieszkających na Wołyniu. Tragedia nie ominęła najbliższej rodziny znanego polskiego kompozytora. Dębski postanowił podzielić się tą smutną historią z magazynem "Viva".
11 lipca 1943 roku jest nazywany "Krwawą Niedzielą" na Wołyniu. To właśnie tego dnia tamtejsi nacjonaliści mordowali Polaków podczas mszy w kościołach. Rodzice kompozytora przeżyli krwawą rzeż. Niestety, dziadkowie Dębskiego zostali uprowadzeni i zamordowani. Po latach muzyk postanowił wrócić do Kisielina, w celu odkrycia prawdy o śmierci swoich najbliższych.
Udało mu się trafić na pewne ślady
Po latach przerwano zmowę milczenia
Kompozytor w wywiadzie powiedział, że zmowę milczenia przerwali szkolni znajomi jego rodziców.
- Ich syn, mój równolatek, milicjant, został zabity w miejscowych porachunkach. Żeby go rozpoznać, trzeba było pobrać DNA, bo jego ciało było tak zmasakrowane, podrzucone rodzicom w plastikowym worku. Zmieniły się czasy, ale metody mordowania ludzi pozostały takie same. Okrucieństwo band UPA nie miało granic. Świadkowie zdarzeń z 1943 roku pamiętali przecież rozłupywanie głów siekierą, rozpruwanie kobiet w ciąży, nadziewanie noworodków na płoty czy podpalanie dzieci. Więc to zmasakrowane ciało… Powrót do przeszłości. Rodzice tego milicjanta chyba pod wpływem szoku powiedzieli nam, kto zabił.
Rodzinna tragedia Krzesimira Dębskiego
Krzesimir wspomniał również, że podczas kręcenia filmu "Oczyszczenie" syn nieżyjącego już mordercy robił wszystko, żeby nikt nie poznał prawdy. _- Kiedy ktoś zaczynał mówić, zaraz mu przerywał. I to widać na filmie Agnieszki Arnold. Wyjechaliśmy wtedy, zastanawialiśmy się, co robić, ale ten człowiek zmarł. Zresztą, jak go spotkaliśmy ostatni raz, wyglądał strasznie. Chyba trawiła go jakaś choroba. Wciąż powtarzał: "Po co wracać do tego? Po co wracać?". _
Rodzinna tragedia Krzesimira Dębskiego
Dębski na koniec wywiadu dla tygodnika "Viva" dodał, że morderca dziadków przez lata manipulował wszystkich. Lokalne gazety traktowały go jak bohatera.
- Był świadomym manipulatorem prawdy, gazety rozpisywały się o nim jako o bohaterze, bojowniku UPA, a on powtarzał, że w Kisielinie to Polacy mordowali. Raz jeden, wydaje mi się, że byliśmy o krok od odkrycia, gdzie leżą dziadkowie. Był człowiek, który pamiętał, jak wywozili lekarza w brązowym garniturze, z żoną. I już miał powiedzieć, gdy ten mu przerwał. I koniec.