Skromny i bezinteresowny
Krzysztof Kiersznowski w 2018 r. otarł się o śmierć, gdy w dniu jego imienin na rondzie w centrum Warszawy w jego auto uderzył inny samochód. Wypadek wyglądał bardzo groźnie, pojazd aktora nadawał się do kasacji, na szczęście jemu nic się nie stało i uniknął pobytu w szpitalu. Na oddział trafił dopiero dwa lata później - z powodu planowanej operacji. Zakończyła się sukcesem, choć wkrótce pojawiły się doniesienia o rzekomych komplikacjach.
Kiersznowski poddał się wtedy operacji udrożnienia żył. Szybko został wypisany do domu i dementował, że "przez nagłe skoki ciśnienia" musiał wrócić na oddział. Aktor, który w listopadzie skończy 70 lat, ostatnio rzeczywiście bywa w szpitalu, ale nie w charakterze pacjenta.
W trudnym czasie pandemii zdecydował się nieść pomoc lekarzom i uważa, że to, co robi, jest całkowicie naturalne.
"Robię to, co do mnie należy"
Krzysztof Kiersznowski potwierdził w rozmowie z "Twoim Imperium", że bierze udział w akcji wspierania pracowników ochrony zdrowia w czasie pandemii.
- Współpracuję z jedną z fundacji, dzięki której nasi lekarze otrzymują ciepłe posiłki – mówił aktor. I nie chce z tego tytułu żadnych pochwał.
- Dajcie spokój, nie ma o czym mówić, nie czuję się żadnym filantropem. Po prostu robię to, co do mnie należy. I uważam to za coś całkowicie naturalnego – dodał aktor.
Kino, teatr, telewizja
Krzysztof Kiersznowski to kultowy aktor znany głównie z "Vabanku" i "Kilera", a ostatnio z serialu "Blondynka" czy "Barwy Szczęścia".
Kiersznowski nie stroni także od teatru i filmów pełnometrażowych. W ostatnich latach wystąpił w takich produkcjach jak "Underdog", "Futro z misia", "Pitbull. Ostatni pies". W zeszłym roku mignął w "Asymetrii" (rola taksówkarza niewymieniana w napisach końcowych), a na premierę czeka film dla dzieci "Czarny młyn" z jego udziałem. Premiera jest zaplanowana na kwiecień 2021 r.