Trwa ładowanie...

Krzysztof Zalewski: Jestem przerażony sytuacją w Polsce, dlatego krzyczę

Krzysztof Zalewski ma wizerunek grzecznego chłopca z gitarą, ale kiedy sytuacja w Polsce jest napięta, nie zamierza siedzieć cicho. W swoich utworach komentuje nasze przywary - z ksenofobią i wrogością wobec innych na czele, a ze sceny zachęca Polaków do pójścia na wybory.

Krzysztof Zalewski: Jestem przerażony sytuacją w Polsce, dlatego krzyczęŹródło: East News
d3v5v9l
d3v5v9l

Ostatnio przemówił na Woodstocku, namawiając wielotysięczny tłum do stawienia się u urn. Jak podkreśla, nie chce być agitatorem politycznym, ale brakuje mu w kraju protest songów, takich, jakie pisał Kazik. Dziś jest pewny siebie, ma wyraźne poglądy i wie, co jest dobre tak dla kraju, jak i dla niego. Dojście do tego miejsca zajęło mu sporo czasu. O swojej przemianie, Męskim Graniu i różnicach między nim a Dawidem Podsiadło opowiedział nam w rozmowie.

Artur Zaborski: Czy artyści powinni komentować ze scen sytuację społeczno-polityczną w kraju?

Krzysztof Zalewski: Nie należy uogólniać i mówić, jakie kto ma zadanie. Każdy musi robić to, co mu serce podpowiada. Sam miałem przyjemność zagrać na Woodstocku, gdzie nie potrafiłem sobie na koniec występu odmówić przemówienia do wielotysięcznego tłumu. Ale nie chciałem agitować, tylko zachęcić, żeby każdy z obecnych pod sceną ludzi poszedł na wybory i oddał swój głos. Tylko w ten sposób możemy mieć u władzy ludzi, których chcemy tam widzieć.

Dlaczego to zrobiłeś?

Ja nie chcę mówić, kto jest dobry, a kto jest zły, bo każdy ma swój rozum i swoje sumienie. Zależy mi jedynie, żeby u urn stanęli wszyscy, a nie tylko ci, których zachęci do tego rozdawnictwo pieniędzy, jakim aktualnie rządząca partia kupuje sobie głosy. Napawa mnie to smutkiem i przerażeniem, bo przekonuje się elektorat, że wszyscy przedsiębiorcy, którzy inteligencją i pracowitością dorobili się kapitału, to krętacze i złodzieje. A przecież to przedsiębiorcy tworzą dostatek naszego narodu, a nie armia polityków. Nie mogę się pogodzić z tym, że dziś na każdego, kto ma pieniądze, patrzy się podejrzliwie, jakby w myśl zasady: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Boję się, że wypracowane przez ćwierć wieku bogactwo zwyczajnie może się skończyć.

East News
Źródło: East News

Częściej niż Polacy głos zabierają gwiazdy z zagranicy. Na koncertach sytuację w Polsce komentują giganci - Mick Jagger, Bono, Roger Waters. Dobrze robią?

Uważam, że tak, bo dzięki temu fani Stonesów czy Watersa zewrą szyki i pójdą do wyborów. Nawet jeśli tak, jak ja bardziej będą głosować przeciw komuś, niż za kimś. To, co mówił Bono na koncertach zagranicą, jak i słowa Jaggera, że jestem za stary, żeby być sędzią, to są sygnały solidarności społeczeństwa, które nie zmienią sytuacji w kraju, ale upewnią ludzi, że są razem, że tworzą jakąś grupę, silną i wyraźną. Stonesi mają tak silną bazę fanów, że też i zwolennicy obozu rządzącego się wśród nich znajdują, więc może słowa idola dadzą im do myślenia? Trudno przecież się obrazić na Stonesów, jak się ich słuchało przez tyle lat.

d3v5v9l

Wierzysz, że krzyczenie ze sceny może coś zmienić?

Wolę być naiwniakiem, niż cynikiem. Nie zgadzam się z przekonaniem, że muzykanci są tylko od muzyki - tak to się mówiło w 1968 roku, jak Dejmek wystawiał "Dziady”. Historia rock’n’rolla to jest też historia ruchów społecznych. Trochę brakuje nam dziś w Polsce protest songów. W młodych dziś też jest silna potrzeba buntu i wykrzyczenia go, ale nie każdy potrafi pisać protest songi tak w punkt jak Kazik. Myślę, że deficyt społeczno-politycznego komentarza w polskich utworach to jest bardziej kwestia tego, że jest to trudne, niż chęci wyrażania się. Ale tacy artyści są - wystarczy wspomnieć chociażby Marię Peszek.

Albo o tobie - na płycie "Złoto” odważnie komentujesz sytuację Polski, choćby kwestię uchodźców.

Na "Złocie” zaangażowane są teksty utworów: "Uchodźca” i "Polsko”. Czasem myślę, że tekst do tego drugiego mógł być jeszcze bardziej dosadny i między oczy, ale dzięki temu, że jest zawoalowany, ta piosenka może żyć życiem muzycznym, a nie tylko płynnym kontekstem społeczno-politycznym. Tak jak powiedziałem: chcę mówić to, co myślę, a nie być agitatorem politycznym.

East News
Źródło: East News

Czytałeś na forach komentarze ludzi na temat tego utworu?

Czasem tak, ale nie poświęcam temu zbyt wiele czasu, wolę wykorzystać go na przykład na próby. Oduczam się czytania opinii internautów także z tego powodu, że nie jestem jeszcze na tyle pewny siebie, żeby one mnie nie dotykały. Od razu mam ochotę polemizować z anonimowym człowiekiem, co jest bez sensu. Cieszę się, jak coś wywołuje dyskusję. Niech sobie ludzie wyciągają z piosenki to, co ich porusza.

d3v5v9l

Bunt ci pozostał?

Zawsze trzeba mieć w sobie odrobinę buntu. Bismarck powiedział, że kto nie był socjalistą za młodu, ten będzie świnią na starość. Ale we wszystkim trzeba znaleźć złoty środek. Mam ten ogromny przywilej, że ze sceny mogę mówić o tym, co mnie boli, ale nie chcę z niej nikogo namawiać na zmianę poglądów. Wolność słowa to podstawa. O to się bili nasi rodzice, żeby każdy na forum mógł wykrzyczeć to, co go boli. Mnie jakiś element niezgody na świat nieustannie towarzyszy, ale nie chcę pozwolić, by ta niezgoda mnie zjadała. Staram się nie karmić złymi emocjami.

Kiedyś było inaczej?

Kiedyś na wiele rzeczy nie zwracałem uwagi. Wydawało mi się, że gram prywatne koncerty, a tak nigdy nie jest, bo przecież wszystko, co robimy publicznie, w trymiga trafia do sieci. Jest na YouTubie taki stary koncert z Poznania, na którym wyglądam tak, że jak mam słabszy dzień, to sobie to nagranie włączam i leżę ze śmiechu. Dzisiaj wiem, że na każdy występ muszę być przygotowany nie tylko emocjonalnie i muzycznie, ale również wizualnie, bo na tych filmikach nie zawsze wszystko słychać, ale widać doskonale. Mam świadomość, że nie ma bardziej i mniej ważnych koncertów.

Kiedy zdałeś sobie z tego sprawę?

Największy wpływ na zmianę mojego podejścia do kwetii wizualnych miała Brodka, z którą grałem przez cztery lata. Nie pozwalała członkom zespołu wychodzić ubranymi byle jak. Ważny był wystrój sceny - czasem graliśmy z wielkim okiem nad nami, czasem ze złotymi dłońmi. Monika ma też bardzo skrupulatne podejście do światła. Ona potrafiła każdą piosenkę przedyskutowywać z realizatorem, co mi imponuje. Przez lata byłem fanem Bowiego, który często miał ekstrawaganckie stroje, dbał o oprawę występów, a mimo to jakoś te dwa punkty w głowie mi się wcześniej nie zeszły. Zawsze wiedziałem, co zrobić od strony muzycznej, ale na scenę wychodziłem w poszarganej koszulce prosto z busa. Bowie nigdy by tak nie zrobił! Na szczęście w końcu to załapałem. Najpierw poszedłem tropem Talking Heads: nie musisz być wystrojony, ale ważne, byś był jakiś, czyli czarne dżinsy, biała koszula i dobre buty są lepsze niż jakieś pstrokacizny. Szczęśliwie później poznałem Vasinę, która mnie ubiera. Nie powiem, że dziś moda to już mój konik, ale na pewno jest lepiej.

d3v5v9l

Masz też swój styl, któremu jesteś wierny. Długo go szukałeś?

Cały czas szukam. On zaczął się formować, kiedy nagrałem płytę "Zelig" w 2013 roku i zacząłem grać koncerty. To wtedy mogłem skonfrontować to, co działa na publiczność, z tym, co jest przekombinowane. Mnie się wydawało, że wiele rzeczy innych wzrusza, a ludzie na nie nie reagowali. Ja między 20-ką a 30-ką prowadziłem dość imprezowy tryb życia. Dopiero gdy odkryłem, że najlepszą imprezą jest granie koncertów, zaczęło mi się wszystko układać. Chwilę mi to zajęło.

Jesteś w trasie koncertowej z Męskim Graniem, pracujesz z Kortezem i Dawidem Podsiadło, który też zaczął karierę w bardzo młodym wieku. Nie masz wrażenia, że młodsze od nas pokolenie jest jednak bardziej pewne siebie, ma trwalszą tożsamość - kobiety stają w jednym szeregu z mężczyznami, a jedni i drudzy są konsekwentni w swojej muzyce?

Nie uważam tak. To, że ja nie byłem wierny od początku jednej stylistyce czy gatunkowi, bierze się z mojego odwiecznego bycia w opozycji do wszystkich. Kiedy otoczenie jarało się Ace of Base czy 2Unlimited, ja byłem fanem Queen; kiedy zrobiła się moda na muzykę klubową i równolegle hip-hop, ja byłem metalowcem - w liceum byłem najniższy w klasie, późno zacząłem rosnąć. Żeby dodać sobie animuszu i męskości, przywdziewałem ramoneskę i słuchałem metalu. Fascynacja nim dawała mi siłę do walki z kompleksem. Dawid Podsiadło być może wcześniej dojrzał emocjonalnie i szybciej doszedł do tego, czego w życiu chce. Każdy ma swoją drogę.

Czyli są między wami różnice.

Jeśli chodzi o różnicę wieku to niewielkie. Dawid na swoje 25 lat i jest dojrzałym kolesiem. Mimo że w mediach jest wesołkiem, to jest mądry życiowo. Zaskakuje mnie, że tak młody człowiek może być tak poukładany. On się urodził w 1993 roku, ja jestem dzieckiem później komuny, ale przecież octu na półkach już nie doświadczyłem, bo kiedy bardziej świadomie patrzyłem na świat, zmiany transformacyjne już się dokonały. Poza tym, że on nie kojarzy pewnych seriali, kreskówek ani piosenki "Nóż" Illusionu, bo miał wówczas dwa lata, nie czuję żadnej różnicy. Dawid się zresztą zdziwił, że jestem niemal dekadę starszy od niego, bo młodo wyglądam. Był pewien, że różni nas góra pięć lat. Wiek nie był problemem, a jedynie dotarcie się muzycznie.

d3v5v9l

Jak ono przebiegało?

Ja parłem w stronę mocniejszych brzmień. Pierwsza piosenka, którą przyniosłem na próbę Męskiego Grania, była mocno rockowa. Dawid ma sznyt bardziej popowy, a Kortez, nasz trzeci muszkieter w projekcie, odnajduje się we wzruszających balladach, więc trochę nam zajęło znalezienie czegoś, co kręci nas wszystkich. Z pomocą przyszedł Marcin Macuk, szeryf tegorocznej Orkiestry, który zasugerował, by jeden refren odpuścić i zostawić Korteza samego z fortepianem. Okazało się, ze jest miejsce dla każdego z nas. Ja i Dawid to dwaj tenorzy, a Kortez ze swoim głębokim barytonem tworzy przeciwwagę dla nas. Myślę, że udało się uchwycić energię każdego.

East News
Źródło: East News

Zaraz, zaraz - trzech młodych facetów nie walczy o terytorium, tylko gładko dochodzi do porozumienia?

Też byłem tym zaskoczony! Myślałem nawet: "Kurde, gdzie ten nasz buzujący testosteron uchodzi!?”. Ale prawda jest taka, że Kortez jest na tyle pewny siebie, że nie ma potrzeby, żeby cokolwiek komukolwiek udowadniać. Bardzo jest spolegliwy, skory do pomocy, nie forsuje swoich rzeczy na siłę. Z Dawidem super się dogadywaliśmy. Ścigaliśmy się, kto wymyśli fajniejszą melodię. To był rodzaj rywalizacji, ale pozytywnej, bo kiedy on wymyślił coś fajnego, mnie to stymulowało, żeby go przeskoczyć. On miał podobnie, co było dla nas bardzo kreatywne, byliśmy jak dobrze napędzające się maszyny. Energia towarzysząca temu projektowi jest wyłącznie pozytywna. Mamy listę piosenek, staramy się sprawiedliwie podzielić wokalami. Nie ma takich sytuacji, że bijemy się o śpiewanie - raczej przeginamy w drugą stronę: "Nie, nie, ty to zaśpiewaj, bo zrobisz to lepiej”.

d3v5v9l

Grzeczny chłopiec z gitarą? Do tego dążyłeś?

Jak wielu młodych ludzi skażonych mitem Jima Morrisona, wyobrażałem sobie większe szaleństwa. Ale ja już się wyszalałem. Może niektórym wciąż się wydaje, że imprezowanie ma w muzycznym świecie w sobie coś wytwornego, ale z mojego doświadczenia wynika, że nie ma blichtru, tylko smutek, żenada i gęganie. Wolę inaczej, a nie wchodzi w grę połączenie tych dwóch światów. Nie umiałbym balansować między nimi.

Jak wyglądało twoje życie, gdy eksplorowałeś ten mityczny świat rocka?

Nie chcę się rozwodzić nad tym. Zawsze byłem aktywny i starałem się cały czas tworzyć - choć były różne okresy. Dopóki nie przestałem imprezować, nie miałem siły przebicia, by zebrać wszystkie swoje pomysły, przedstawić je komuś i pójść do przodu. Imprezowe życie zabierało mi tyle energii, że brakowało mi jej, by się realizować. Byłem też zupełnie pozbawiony stanowczości. Trwałem w stanie zawieszenia. Miałem na komputerze ponad 100 piosenek, ale żadnej nie umiałem skończyć.

Dlaczego?

To dużo łatwiejsze, niż mieć dwa skończone utwory, które można już ocenić i powiedzieć, że to nie to. Żyłem w dziecięcym świecie marzeń, snułem wizję na imprezach, jakim to będę królem życia. Jeśli chcę robić to, co robię, to muszę wydawać płyty i koncertować, a nie trochę pracować, a trochę opowiadać, kim chcę być. Cały czas chciałem być frontmanem, co wynika pewnie z trochę rozdętego ego a trochę z moich atutów. Scena to jest coś mojego. Mam charakterystyczny głos, swój sposób opowiadania, więc łatwiej mi znaleźć swój język, będąc wokalistą. Ale wtedy zamiast szukać tego języka, wolałem mówić, jak to go będę szukał.

d3v5v9l

Po koncercie od razu szedłeś na piwo?

Kiedy grałem z tymi wszystkimi zespołami przez lata, nagrodą faktycznie była dla mnie impreza. Teraz zaś największą nagrodą i zarazem największym hajem jest sam koncert. Potem schodzę, mam już trochę mniej energii i idę spać. Haj nie jest na imprezie, ale w muzyce. Po koncercie gadamy z chłopakami, ale legend nie można o nas opowiadać. Ostatnio poszliśmy całym zespołem na paint balla między próbą a koncertem. Tak to u mnie wygląda, że albo szukam jakiejś siłowni, albo skaczę na skakance. A potem zasypiam z książką w hotelu. Może to jest nudne, ale czasem warto zmusić się, by pójść spać wcześnie. Potem możesz wstać o 7 i wsiąść do busa, bo masz do przejechania spory kawałek Polski. A jak wychodzisz na koncert, to nie masz zdartego gardła, tylko frajdę i energię. Jak się zliczy zyski i straty, to obecny sposób funkcjonowania jest dużo lepszy.

d3v5v9l
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3v5v9l