Księżna Diana wyprzedzała swoją epokę. Marzyła o życiu jak z bajki, dostała zaręczyny w ogródku i ślub z rozsądku
Dziś, gdy obserwujemy Kate Middleton czy Meghan Markle, stają się uosobieniem bajkowego scenariusza. W końcu która z młodych dziewcząt nie marzyła kiedyś o zostaniu księżną? Diana Spencer jest dla nich kontrastem - pokazała, że życie na brytyjskim dworze od bajki potrafi być bardzo dalekie.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
To one znalazły prawdziwą miłość, a szczęściem i swoim doświadczeniem mogą dzielić się z innymi. I szczęście miały w istocie – mają u boku prawdziwych romantyków, których właśnie Diana nauczyła, że ślub wchodzi w grę tylko z miłości. Jej historia jednak różniła się diametralnie od historii młodych księżnych.
Urodzona 1 lipca 1961 r. Diana nie była odrealnioną artystokratką była dziewczyną z wyższych sfer ze „zwykłą” pracą. Choć spotykała się już z Karolem, nie wstydziła się tego, że pracowała jako niania czy przedszkolanka. Wierzyła, że jej życie zmieni się dzięki wybrankowi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I początkowo tak było, a przynajmniej tak to widziała. Zaręczyny były mało romantyczne. Książę Karol „oświadczył się jej w lutym 1981 r. przy grządce kapusty w ogrodzie rezydencji swojej kochanki Camilli”, pisze w książce „Elżbieta II. O czym nie mówi królowa” Marek Rybarczyk.
Zobacz także: Księżna Diana, jakiej jej nie znacie
Chciała być księżną
Mimo wszystko Diana była zachwycona. Bardzo chciała być księżną, marzyła o zostaniu królową. Stopniowo spełniało się marzenie dwudziestolatki. Książę jednak wiedział (Diana też to sobie uświadomiła), że to małżeństwo z rozsądku. Zasugerował się radami, że ma wybrać partnerkę „o słodkim charakterze”, która nie będzie sprzeciwiać się dworskim rygorom, a w najgorszym wypadku cierpieć w milczeniu.
Przyszła księżna najbardziej zakochana była w wizji swojej przyszłości. Wyobrażała sobie piękne zakończenie bajki, tymczasem rzeczywistość okazała się dużo bardziej szorstka, niż można byłoby przypuszczać. Jak opisuje w swojej książce Rybarczyk, Diana miała nawet założoną teczkę w MI5 – notowano w niej każdą znajomość i każde działanie księżnej. Cóż, tłumaczono to tym, że trudno zapanować nad royalsami nie podsłuchując nawet ich rozmów telefonicznych.
Księżna miała wspominać później, że już jadąc w karocy do ślubu czuła się jak „owieczka jadąca na rzeź”, wiedziała, że została zamknięta w złotej klatce. Nie było mowy o wszechobecnym szczęściu podczas ceremonii, nie mówiąc o namiętności nocy poślubnej. Królowa początkowo darzyła ją sympatią, później jej współczuła życia z Karolem. W końcu jednak księżna zapracowała na niechęć teściowej.
Wymykała się ramom
Diana odmawiała udziału w „dworskim cyrku”. Od początku stawiała swoje warunki, nie przejmując się, czy nagina etykietę, czy nie. Nie oznaczało to jednak, że zachowywała się niepoprawnie. Przeciwnie, zawsze zachwycała elegancją, urzekała tłumy pogodnym usposobieniem. Nie chciała mieć nic do ukrycia, a prywatnością dzieliła się... umawiając na ustawki z paparazzi. Trudno było jednak zachować proporcję – wizerunek kochanej przez tłumy księżnej wciąż przelatał się z wizerunkiem kobiety rozpaczliwie zabiegającej o miłość męża, nie ukrywającej dramatycznych faktów z życia, uciekającej się do romansu, zmagającej się z wieloma problemami, w tym bulimią.
Dziś nie do pomyślenia byłoby, że któraś z młodych księżnych mówiłaby publicznie lub zwierzała się komukolwiek z małżeńskich kryzysów czy brałaby udział w ustawianej „przypadkowej” sesji np. na jachcie. Wystarczy wspomnieć choćby, jak szybko francuski tabloid pożałował, że zrobił zdjęcia Kate topless i musiał zapłacić rodzinie królewskiej niemałe odszkodowanie czy burzę, jaką wywołały odważne zdjęcia Markle z planu serialu. Księżne mają ujawniać tyle ze swojej prywatności, ile mieści się w ramach etykiety i dobrego tonu. Nie oznacza to, że nie mogą być niepokorne, choć raczej w słowach, niż czynach. Obie wszak są feministkami, a ich słowa odnoszące się do praw kobiet brzmią później jako słowa monarchii.
Pasowałaby do monarchii w XXI wieku
Diana natomiast niemal pod każdym względem wyprzedzała swoją epokę. Wyprzedzała modę, wyprzedzała obyczaje stając się najbardziej bliską ludziom z niedostępnej rodziny monarchów. Dziś z pewnością jej zachowanie nie wzbudzałoby żadnych zastrzeżeń – doskonale wpisałaby się w „nowoczesną” monarchię – arystokratów bliskich ludziom, działających charytatywnie, zabierających głos w ważnych społecznie kwestiach. Dziś dotrzymywałaby kroku synom i ich żonom. Mogłaby cieszyć się taką popularnością, jaką sobie wymarzyła. Z tym, że miałaby u swojego boku cały sztab specjalistów od PR-u, którzy nie dopuściliby, żeby epatowała swoją prywatnością. Dziś, przy drobnym udziale doradców spokojnie mogłaby pełnić swoją rolę królowej ludzkich serc.
Księżna Diana dokładnie 1 lipca obchodziłaby 57 lat. Zginęła tragicznie w wypadku samochodowym 31 sierpnia 1997 r.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.