Los bardzo ciężko doświadczył Lidię Stanisławską. Kiedy chciała skoczyć, pojawił się tajemniczy mężczyzna
Koszmar się skończył
W maju tygodnik "Życie na gorąco" podał druzgocącą informację. U znanej dziennikarki i piosenkarki wykryto guz piersi. Biopsja wykazała, że zabieg jest niezbędny i w czerwcu Stanisławska wylądowała na chirurgii.
Choć zmiany nowotworowe usunięto, to nastąpiły powikłania. Artystka i jej najbliżsi przez kilka miesięcy żyli w niepewności. Kilka dni temu wyniki kontroli w końcu potwierdziły, że Stanisławska pokonała chorobę.
- To najpiękniejszy moment w moim życiu – zwierzyła się "Życiu na gorąco".
Niedawna choroba to niestety niejedyna próba, na jaką wystawił ją los.
Przyspieszona lekcja dorosłości
Urodziła się w Szczecinie. Choć od małego uwielbiała śpiewać, to postanowiła zdawać na filologię polską. Pojechała do Trójmiasta, gdzie zakochała się w Andrzeju, operatorze TV.
- Odbywałam z jego udziałem przyspieszoną lekcję dorosłości. Spacery po plaży nocą, kąpiele w morzu nago, odkrywanie erotyzmu. Pełen amok, zaczadzenie, które nie pozwalało mi dostrzec, że im bardziej mój zachwyt rósł, to jego malał – wspominała po latach.
Uczucie wyparowało, nastoletnia Lidia oblała egzaminy i z podkulonym ogonem wróciła do domu. Długo lizała rany.
Wpadła w oko niewłaściwej osobie
Złamane serce leczyła tym, co kochała najbardziej – śpiewem. W 1973 r. przyszedł przełom. Zadebiutowała na Koszalińskiej Giełdzie Piosenki i zajęła pierwsze miejsce.
Zaraz potem rozpoczęła pracę w kawiarni hotelu Bristol, gdzie występowała na scenie. Niestety wpadła też w oko szefowi. Kiedy zbyła jego awanse, przekonała się, co to mobbing.
- Jako dyrektor wykorzystywał każdą okazję, by mnie upokorzyć. Było ciężko... – mówiła magazynowi "Nostalgia".
Była zdeterminowana. Chciała odebrać sobie życie
Potem było jeszcze gorzej. Kiedy wróciła z imprezy sylwestrowej, okazało się, że wyrzucono ją z mieszkania.
- Spaceruję po mroźnej Warszawie. Czuję się odepchnięta, niepotrzebna. Na moście Poniatowskiego przechyliłam się przez barierkę, sprawdzając, czy gdy skoczę, to mam stuprocentową pewność, że to koniec. Nie wiem, skąd pojawił się ten stary człowiek o kuli. "Dziecko, zaufaj życiu, człowiek jest silny, tylko o tym nie wie" – mówiła.
Posłuchała i wzięła życie za rogi. Zaczęła grać w kabarecie "Pod Egidą", dużo śpiewała i stawała się coraz bardziej popularna.
Zachwyciła podczas opolskich "Debiutów" w 1976 r., gdzie wyróżniono jej "Czułość". Z kolei słynny kawałek "Dzwon znad doliny" dotarł do finału konkursu "Grand Prix de Paris".
W 1978 r. pojawił się w Sopocie z piosenką "Gwiazda nad Tobą" i zajęła trzecie miejsce. Rok później ukazała się jej pierwsza płyta. W latach 80. i 90. dużo koncertowała za granicą. Zdobyła dużą popularność w Bułgarii, Czechosłowacji czy NRD.
Zostawił ją z niczym
Choć jako artystka mogła mówić o spełnieniu, życie osobiste Lidii Stanisławskiej pozostawiało wiele do życzenia.
Jej pierwsze małżeństwo się rozpadło. W swojej biografii pisze wprost, że wina leżała po jej stronie – zakochała się w innym mężczyźnie.
- Miałam 22 lata i choć marzyłam o rodzinie, wtedy jeszcze do niej nie dorosłam – wspominała po latach.
Razem z 6-letnią córką odeszła do kochanka. Wybranek okazał się despotą. Ze strachu przed jego zazdrością przestała występować. Nie dawał jej pieniędzy, szantażował, wyżywał się psychicznie. Z czasem pojawiła się przemoc. Na domiar złego mężczyzna nie znosił jej dziecka.
- Stosował wobec niej najbardziej wymyślne sposoby poniżania, a ja, broniąc własnego dziecka, byłam karana jeszcze dotkliwiej - wspominała.
W końcu zebrała się na odwagę. Odchodząc, ogołocił jej mieszkanie, zostawiając tylko pianino. Było za ciężkie.
Takich facetów już nie robią
Po latach sercowych perypetii w końcu poznała tego jedynego. Był nim Jan, lekarz weterynarii. Niestety, wówczas zajęty. Jednak byli sobie przeznaczeni. Po 14 latach znów się spotkali. Jan był już po rozwodzie. Pobrali się w 2007 r.
- Mój "łysy anioł" jeździ ze mną w trasy i kupuje mi kwiaty bez okazji. To mężczyzna z gatunku, którego już nie ma – mówiła niedawno.
Jak nie trudno się domyślić, Jan był dla Stanisławskiej wielkim oparciem, kiedy kilka miesięcy temu, lekarze wykryli u niej nowotwór.
"Gwiazdą nie umiałam i nie umiem być"
63-letnia artystka dała się poznać nie tylko jako utalentowana piosenkarka. Stanisławska wielokrotnie pojawiała się na małym i dużym ekranie.
W 1975 r. zagrała w jednym z odcinków "Czterdziestolatka", a kilka lat temu mogliśmy zobaczyć ją w "Plebanii" oraz "Samym życiu". Jej piosenki zostały też wykorzystane w filmach "Palace Hotel" oraz "Wesela nie będzie".
Ponadto jest autorką popularnego dyptyku "Gwiazdy w anegdocie" oraz książki autobiograficznej "Jak nie zrobić kariery czyli potyczki z show-biznesem". W 2001 r. wydała drugą płytę zatytułowaną "Inna twarz". Ciągle występuje, śpiewa i gra.
- Ściskałam dłonie najważniejszych ludzi w państwie. Jednak najbardziej istotne dla mnie jest nie to, co ja czułam, ale co poczuli inni przez to, co robię. Mam wiele dowodów wdzięczności za wszystkie te emocje. Dlatego nie wysłałam jeszcze marzeń zawodowych na emeryturę. Gwiazdą nie umiałam i nie umiem być. Ale chciałabym jeszcze parę lat pocieszyć się satysfakcją, jaką daje scena – deklarowała niedawno na łamach "Nostalgii".