Maja Sablewska: "Kiedy inni obrabiali mi tyłek, ja ostro zasuwałam!"
Maja Sablewska to przykład jednej z bardziej błyskotliwych karier w polskim show-biznesie i dowód na to, że konsekwentna praca przynosi wymierne efekty. Przed laty zaczynała jako współpracownica polskich gwiazd muzyki, dziś buduje własne imperium. Jak podsumowuje ostatnią dekadę? Okazuje się, że droga do sukcesu nie była łatwa.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Piotr Grabarczyk, Wirtualna Polska: Nie do końca ufam swoim matematycznym umiejętnościom, ale jeśli dobrze liczę, to w tym roku obchodzisz w show-biznesie mały jubileusz. Dziesięć lat temu Polska poznała cię jako menadżerkę Dody. Spodziewałaś się, że to będzie bilet na tak szaloną przejażdżkę?
Maja Sablewska: O kurczę, masz rację! Faktycznie, z Dodą jako menadżer zaczęłam pracę właśnie w 2007 r., choć współpracowałam z nią już od 2005. Kompletnie się tego wszystkiego nie spodziewałam. Każdy, kto mnie zna, wie, że zostałam rzucona na głęboką wodę i musiałam popłynąć. Nigdy nie pomyślałabym, że moje życie tak się potoczy i że kiedyś będę robiła to, czym zajmuję się teraz. Wyznaję zasadę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i najwyraźniej moja droga musiała tak wyglądać. 10 lat... To jest fajna rocznica.
Jak długo dojrzewała w tobie świadomość tego, co naprawdę chcesz robić? My znamy tylko te graniczne momenty - współpraca z Dodą, potem Mariną i Edytą Górniak, "X Factor" i w końcu "Sablewskiej sposób na modę". A przecież "pomiędzy" nimi w twojej głowie musiało się kotłować mnóstwo myśli, miało miejsce dużo zakulisowych historii, które ostatecznie doprowadziły cię właśnie tutaj.
Bo ja pomiędzy tymi kolejnymi etapami starałam się nie tłumaczyć, nie oceniać i nie płakać, choć miewałam trudne okresy. Szczególnie ten po "X Factorze", kiedy wszyscy zaczęli mnie oceniać. Nagle z menedżera numer jeden stałam się menedżerem numer sto jeden. Pamiętam taki wywiad z panią Jolantą Pieńkowską w "Dzień Dobry TVN", która zapytała mnie wprost: "Jak to jest, byłaś kiedyś najlepszym menedżerem w tym kraju, a teraz prowadzisz bloga?". Zatkało mnie. Pomyślałam, że jeśli w ciągu kilku lat pomogłam trzem artystkom, bo nie oszukujmy się, pomogłam, to jeśli w ciągu sześciu miesięcy pomagam trzem tysiącom kobiet, które odwiedzają mojego bloga i tym się inspirują, to ja jednak wybieram tę drugą opcję.
I wtedy przyszedł pomysł na własny program.
Poszłam z tym pomysłem do Małgosi Łupiny z TVN Style. Ona na początku dość sceptycznie podchodziła do programu o modzie, szczególnie takiego, w którym ja nie chciałam nikogo oceniać i krytykować. Wtedy to było nie do pomyślenia. Na szczęście dała mi szansę i dzięki temu mogłam pokazać, jaka jestem naprawdę. Bo w czasie, kiedy wszyscy obrabiali mi tyłek i pewnie z satysfakcją odnotowywali jakieś porażki, ja ostro zasuwałam, żeby ten program stworzyć. I to się udało! Zobacz, wystartowała 9. edycja, a ja jestem w świetnym momencie swojego życia i do tego bardzo szczęśliwa. A po drodze przeszłam jakieś 45 metamorfoz.
Ale to chyba nie była taka bajkowa historia, że od pomysłu do realizacji minęła krótka chwila. Ile czekałaś na to, żeby dostać zielone światło na produkcję "Sablewskiej sposób na modę"?
To była długa i ciężka droga. Był taki moment, że poszłam nawet do innej stacji i oni chcieli robić ze mną program, ale ja byłam nastawiona na pracę w TVN Style, bo podobała mi się ta stacja, jej filozofia i jakość. Kiedy pojawiłam się u Małgosi Łupiny i Joasi Tylman, to tak naprawdę czułam się jak na przesłuchaniu. One powiedziały mi wtedy, że owszem, chcą ten program, ale na własnych warunkach. A ja miałam trochę inny pomysł... Od tego momentu do powstania 1. edycji "Sablewskiej sposób na modę" minęło 10 miesięcy i to był czas wzlotów i upadków, bo dostałam od nich po tyłku, ale to mi się bardzo przydało. Nabrałam pokory.
Wszyscy wtedy uważnie ci się przyglądali, komentowali, zwiastowali koniec kariery, gorzkich słów nie szczędziły też twoje eks podopieczne. Nie chciałaś ustosunkować się do tego, co czytałaś na swój temat w mediach i powiedzieć: "hej, nie możecie mnie skreślać, bo właśnie coś szykuję"?
I to jak! Miałam tak ogromną ochotę komentować te wszystkie impertynencje, które wyrzucały z siebie moje byłe artystki, ale wiedziałam, że nie mogę. Choć mogłam zrobić szach-mat. Musiałam się zachować profesjonalnie i tak jest do dzisiaj, choć na szczęście już nie muszę o tym mówić. Chciałam spróbować powalczyć z mediami, ale sam wiesz, że to nie ma pomaga.
Domyślam się, że doświadczenie z pracy menedżerskiej podpowiadało ci, że wojna z mediami raczej nie ma sensu.
Dlatego postawiłam w pewnym momencie na autentyczność. Jestem, jaka jestem. Nieidealna, popełniam błędy i już. I taki jest mój program. O ludziach dla ludzi. Chciałam zrobić coś pożytecznego dla innych, ale już nie dla gwiazd i nie tylko dla siebie. Podczas 1. edycji "Sablewskiej sposób na modę" zdałam sobie sprawę, że tym się różni moja praca z Polkami od tej z gwiazdami, że z nimi na pewnym etapie się żegnamy. A z gwiazdami nigdy się nie żegnałyśmy. Szybko się z nimi zaprzyjaźniałam, oddawałam serce, a potem dostawałam po du..e.
To wszystko pięknie brzmi: "pomaganie Polkom", "robienie czegoś dla ludzi" i tak dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że od początku musiałaś liczyć się z tym, że koniec końców o powodzeniu projektu zadecydują słupki oglądalności. Stresowałaś się tym? Nadal śledzisz te statystyki?
Do tej pory je śledzę. I mogę się pochwalić, że jakiś tydzień temu emitowane były powtórki 8. edycji i miały ogromną oglądalność i udział w rynku. Więc skoro nawet archiwalne odcinki tak dobrze się oglądają, to mogę się tylko cieszyć. Ale ten moment po pierwszym odcinku, to oczekiwanie na wyniki... Doskonale to pamiętam. Po emisji zadzwoniła do mnie Małgosia Łupina i powiedziała "Maja, mamy hit!". Wiedziałam już, że jest dobrze. Co ciekawe, dokładnie wtedy Doda poprosiła mnie, żebym do niej wróciła, żebyśmy znów zaczęły razem pracować i ja się naprawdę mocno wahałam. Do Dody zawsze miałam dobre serce i zastanawiałam się nad tym powrotem, ale ostatecznie postawiłam na siebie i program. To była dobra decyzja.
Jej pokłosie zbierasz do dzisiaj, ale po 9 edycjach tego samego programu przychodzi moment, żeby spróbować czegoś nowego?
Jest ogromna potrzeba na to, żeby się rozwijać, znowu skoczyć na głęboką wodę i zaryzykować. Zakończyłam 9. edycję, program świetnie się ogląda. Co dalej? Tego nie mogę jeszcze zdradzić, znasz mnie - pochwalę się, gdy wszystko będzie już gotowe.
Możesz chyba za to zdradzić co nieco o programie dla HGTV, w którym pokażesz kulisy urządzania swojego nowego mieszkania. Na jakim etapie jest ta produkcja?
Od niedawna jestem właścicielką mieszkania na Powiślu. Czekam teraz na najlepszą ekipę remontową, bo muszę przesunąć ściany, zamienić garderobę z łazienką, więc jest od groma roboty. Pokażemy też trochę mojej codzienności. To będzie bardziej reality-show niż stricte program z poradami o urządzaniu mieszkania. Taka "Sablewska na chacie".
Zdajesz sobie sprawę z tego, że to bardzo szybko da amunicję portalom i krytykom, którzy zarzucą ci, że taki reality-show to ekshibicjonizm. Z drugiej strony, jeśli ktoś stawia na autentyczność, to nie ma siły - trzeba się trochę odsłonić.
Staram się żyć według maksymy "nigdy nie mów nigdy". Jak coś czuję, jak wiem, że to wpłynie na innych ludzi i zrobi dla nich sporo dobrego, to po prostu to robię. Bo dlaczego nie? Nigdy nie wystąpiłabym w reklamach czy kampaniach różnych marek, gdybym nie była pewna tych wyborów. Ta pewność siebie przychodzi z czasem i wtedy można odkrywać się na nowo, pozwalać sobie na rzeczy, o których wcześniej nawet byśmy nie pomyśleli. I tak też było z decyzją o tym programie dla HGTV. Nie pokażę tam nic, czego bym nie chciała.
A nie tęsknisz czasami za muzyką? Nie ma mowy o powrocie do niej?
Zupełnie nie. Muza tylko jako przyjemność, kojarzy mi się teraz z relaksem, czymś inspirującym, a nie z pracą. Dostaję wiele takich propozycji, szczególnie od młodych artystów, którzy dopiero wchodzą na scenę, ale ja trochę wypadłam z rynku. Mam swoich ulubionych menadżerów i odsyłam tych artystów do nich. Zamieniłam muzykę na modę i to była najlepsza decyzja w moim życiu.
Zobacz też: Maja Sablewska zrobiła metamorfozę naszemu dziennikarzowi. Jak wyszło?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.