Mark Knopfler and Band w Gdańsku. Niesamowity koncert
Mark Knopfler, legenda gitarowego brzmienia, łączący w swoich aranżacjach ogromny wachlarz stylów muzycznych, zagrał dla gdańskiej publiczności w Ergo Arenie. I to jak zagrał!
Charakterystyczne rock’n’rollowe brzmienie, z którego głównie słynie, z domieszką bluesa i country - przez dekady swojej działalności artystycznej Knopfler wykształcił swój unikalny styl muzyczny, gromadząc dzięki temu szerokie grono oddanych fanów na całym świecie.
Polska publiczność miała okazje podziwiać go w tym roku na aż dwóch koncertach, w Krakowie i dzień później w Gdańsku, gdzie rzutem na taśmę udało mi się zdobyć bilet i zasiąść na trybunach i doznać na żywo jego arcymistrzowskiego kunsztu.
Koncert był klimatyczny, ale publiczność oglądała go wyłącznie na siedząco. Dzięki temu można było wygodnie wczuć się w tą spokojną, szczerą muzyczną podróż w którą Mark zabrał publiczność wypełniającą Ergo Arenę.
Sam Artysta (70 lat) większość czasu spędził siedząc, żartobliwie tłumacząc, że to już czas „emerytury” i odpowiedni moment na spoczęcie na krzesełku. Spotęgowało to kontakt z publicznością i po prostu można było zamknąć oczy, zanurzając się w sztukę, którą zaprezentował wraz z 10-osobowym doskonale zgranym zespołem.
Gitary, smyczki, saksofony, kontrabasy, klawisze, perkusje, dosłownie cały batalion idealnie nastrojonych instrumentów połączony z niesamowitymi gitarowymi solówkami Knopflera niezwykle spotęgowały moc utworów. Nie zabrakło również miejsca dla ów instrumentalistów - każdy z nich dostał swoje 5 minut na odegranie popisowych partii. Wspaniale to wszystko było zgrane. Krótko mówiąc: była to bezbłędnie wykonana sztuka najlepiej dogranej ekipy muzycznej pod batutą genialnego artysty.
Na koncert szedłem gotowy na wspaniałą audiowizualną podróż i nie zawiodłem się. Dźwiękowcy i oświetleniowcy poradzili sobie wybitnie, podbijając swoim profesjonalnym podejściem do pracy SHOW na taki poziom, na jaki Mark zasługuje. Wypełniona przez radosną, klaszczącą i krzyczącą publiczność hala to dowód na to, że lepiej być nie mogło. Brawo!
Najbardziej pamiętnym momentem koncertu był ten, gdy grający na swojej srebrnej, błyszczącej do granic możliwości gitarze (National Duolian Resonator 1937) Knopfler zaczął rozświetlać nią, niczym dodatkowym reflektorem ze sceny, uśmiechnięte twarze ludzi zgromadzonych pod sceną.
W ostatniej części widowiska 11 osobowa ekipa, startując z szybszymi numerami, pobudziła publiczność do tego stopnia że zaczęła wybiegać z trybun, aby jak najszybciej dostać się pod scenę i poszaleć. Utworzyło się swoiste Golden Circle z największymi fanami, którzy wręcz pochłaniali energię płynącą ze sceny.
Trzy bisy na koniec a wśród w nich Money For Nothing, z repertuaru Dire Straits. Soczysty, wzbogacony o pełen wachlarz nowych dźwięków, grany na żywo szlagier. Coś pięknego.
Podsumowując, koncert był niesamowity i miejmy nadzieję, że żarty o emeryturze pozostaną tylko żartami. Patrzę w przyszłość z optymizmem i wyczekuję kolejnego koncertu tego genialnego artysty i jego obecnego zespołu. Brawo!