Martyna Wojciechowska apeluje tuż po wyborach. Kobiety nie mogą już dłużej tak umierać
Wynik wyborczy dał Martynie Wojciechowskiej nadzieję na szybkie zmiany w pawie tak, aby lekarze nie ryzykowali więcej życiem matki, u której pojawiają się powikłania w ciąży. Przywołała jedną z mniej znanych historii Marty z Dąbrowy Górniczej. Tej śmierci można było uniknąć.
W internetowym wpisie Martyna Wojciechowska podkreśla przede wszystkim, że już zbyt wiele Polek zmarło na skutek tzw. efektu mrożącego po drakońskim wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2020 r.
"Lekarze nie podejmują działań, bo czekają na to, że serce płodu przestanie bić, a sepsa postępuje wyjątkowo szybko" - tłumaczy dziennikarka.
Na dowód przypomniała jedną z ofiar.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odeszli w 2023 roku. Pozostaną w naszej pamięci
"Zatrzymaj się. Co widzisz? To Marta Sowińska z synkiem Wiktorem. Oboje nie żyją. Koszt ludzki zaostrzonej ustawy antyaborcyjnej w Polsce" - pisze Wojciechowska.
Marta Sowińska starała się z mężem o dziecko przez pięć lat, w tym czasie dwukrotnie poroniła. 31 grudnia 2021 r. dowiedziała się, że znowu jest w ciąży. W 20. tygodniu, jak pisze Anna Pamuła w reportażu dla "Time", zaczęła mieć skurcze i trafiła do szpitala. Następnego dnia dostała wysokiej gorączki. Lekarze zaaplikowali jej m.in. paracetamol i antybiotyk. O pierwszej w nocy zaczęła krwawić z dróg rodnych. Serce płodu przestało bić, ale nie usunięto go z organizmu matki. Przewieziono ją na salę porodową.
Martwy chłopiec urodził się niedługo po piątej nad ranem. Marta Sowińska zapadła w śpiączkę i w tym samym dniu zmarła. Lekarze powiedzieli dziennikarce, że "pacjentka całym sercem chciała uratować ciążę i nawet po tym, jak dowiedziała się, że serce płodu nie bije, nie wyraziła zgody na proponowane działanie medyczne (wywołanie poronienia)". Takie wyjaśnienie zupełnie nie przekonuje męża Marty Sowińskiej.
- Chciała mieć dziecko, ale nie chciała dla niego umierać. Na początku się nie zgodziła, ale po 40 min powiedziała "OK". Gdyby 12 godzin wcześniej wyjaśnili nam, że życie Marty jest w niebezpieczeństwie, a ciąża musi zostać przerwana, aby ją uratować, żadne z nas by się nad tym nie zastanawiało. Aborcja nie była dla nas tematem tabu. Zaufaliśmy im. Kim ja jestem, żeby sprawdzać każdy krok lekarza? - powiedział Krzysztof Sowiński.
Przesłanie, jakie wypływa z tej i podobnych historii, jest, zdaniem Martyny Wojciechowskiej, oczywiste: "Ani jednej więcej". Liczy na szybką nowelizację prawa antyaborcyjnego.
"Dzisiaj szczególnie, tuż po wyborach parlamentarnych mam nadzieję, że zmiany w tym zakresie pojawią się w Polsce jak najszybciej. Wierzę, że lekarze przestaną się bać leczyć" - stwierdziła "kobieta na krańcu świata".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" sprawdzamy, jak bardzo Netflix zmasakrował "Znachora", radzimy, dlaczego niektórych seriali lepiej nie oglądać w Pendolino oraz żegnamy się z "Sex Education", bo chyba najwyższy już czas, nie? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.