Menedżer Girls on Fire odpowiada prawicy. "To przykre, że ktoś z miłosierdziem na ustach insynuuje rzeczy, których nie ma"
Radny PiS i prawa strona internetu alarmują, że na tegorocznym festiwalu w Opolu może wybuchnąć skandal. Wszystko przez występ zespołu Girls on Fire. Ale nic z tego.
Informacja, że zespół Girls on Fire wykona podczas opolskich "Debiutów" kawałek "Siła kobiet", wywołała natychmiastową reakcję środowisk konserwatywnych. Ich przedstawiciele zarzucają dziewczynom "promowanie antychrześcijańskich wartości" i podejrzewają, że trio wykorzysta okazję, aby zamanifestować ze sceny swoje poglądy polityczne.
O komentarz poprosiliśmy Andrzeja Marca, menedżera zespołu Girls on Fire i wieloletniego promotora muzyki.
Grzegorz Kłos: piosenkę "Siła kobiet" nazywa się niekiedy "hymnem czarnego protestu".
Andrzej Marzec: byłem na Placu Zamkowym i nie słyszałem, aby wszyscy śpiewali "Siłę kobiet". Oczywiście, ten kto chce nazwać piosenkę dziewczyn z Girls on Fire hymnem czarnego protestu, to już jego indywidualna sprawa. Jak wszyscy wiemy, coś co się staje hymnem, nie musi być hymnem samym w sobie. Zresztą, gdyby tak było, media już dawno by to podchwyciły. A tak się przecież nie stało aż do teraz. Płyta, na której jest utwór "Siła kobiet", została wydana na początku zeszłego roku i nikt nie pisał wówczas, że piosenka jest symbolem kobiet maszerujących z czarnymi parasolkami.
"Sen o Warszawie", wykonywany przez kibiców Legii, nie jest ani zakazany, ani piętnowany.
Czy zgłaszając kawałek "Siła kobiet" czuliście w kościach, że może to się spotkać ze sprzeciwem pewnych środowisk?
Absolutnie nie. Zgłoszenie piosenki do konkursu w Opolu nie było z naszej strony żadną prowokacją. Uznaliśmy po prostu, że utwór wart jest zaprezentowania. Jeśli weźmiemy pod uwagę sedno tekstu "Siły kobiet", to jest ono przecież bardzo uniwersalne – trzeba się z nami liczyć, jesteśmy silne. Zespół nie odwołuje się, jakby chcieli niektórzy, ani do antykatolickich, ani antyaborcyjnych przesłanek. Dziewczyny śpiewają po prostu o kobietach, o ich wolnej woli, o ich sile, którą życie codzienne wystawia na próbę, o czym teraz w Polsce głośno. Zresztą to nie piosenka, a teledysk wzbudził larum środowisk katolickich, które postawiły zespołowi absurdalne zarzuty.
*No właśnie, porozmawiajmy o teledysku. *
Jestem zdziwiony, że wywołał on takie kontrowersje. Jest bardzo uniwersalny – pojawiają się w nim kobiety z różnych epok i środowisk, w różnych sytuacjach dziejowych. Dopatrywanie się w nim jakichś ukrytych znaczeń, jest grubą nadinterpretacją. W gruncie rzeczy jest to dosyć przykre, że ktoś z miłosierdziem na ustach i dziesięcioma przykazaniami insynuuje i wmawia rzeczy, których nie ma.
Czy nie obawiacie się, że pod naciskami prawicy powtórzy się zeszłoroczna historia z Drem Misiem, a Girls on Fire zostanie skreślony z listy wykonawców startujących w Opolu?
W żadnym razie. Kontrakt jest podpisany, hotele zarezerwowane, identyfikatory czekają. Zespół ma ustalone godziny prób, także nie widzę powodów, dla których Girls on Fire miałoby nie zagrać na festiwalu.
*W komentarzach niektórzy internauci wróżą nawet , że Girls on Fire szykuje podczas konkursu jakąś prowokację. *
Muszę państwa rozczarować. Zespół Girls on Fire jest gościem TVP i przyjmując zaproszenie na festiwal, musi wpisać się w przyjętą koncepcję programu i ją bezwzględnie zaakceptować. Podkreślam: to nie jest koncert zespołu Girls on Fire, ale stricte występ w scenografii festiwalowej. Wszelkie odstępstwa byłyby złamaniem regulaminu.
Można spotkać się z opinią, że Girls on Fire to polska odpowiedź na Pussy Riot.
A to już w ogóle jest absurd. Girls on Fire nie jest zespołem ani walczącym, ani wykorzystującym działania bezpośrednie. One śpiewają o rzeczach, które dotyczą nas na co dzień. Zarówno pana, jak i mnie. Przecież żyjemy wśród i z kobietami – matkami, siostrami, żonami, córkami.
Andrzej Marzec to legenda polskiego rynku muzycznego. Promotor, producent telewizyjny, menedżer, agent polskich artystów i szef agencji AMC. Dzięki niemu w latach 80. i 90. zagrały w Polsce takie gwiazdy jak Tina Turner, The Cure, Depeche Mode czy Leonard Cohen.