Nawet nikt nie zadzwonił. Dramatyczna sytuacja nikogo nie obeszła
We wtorkowy wieczór książę Harry, Meghan i jej matka najadli się strachu. Doszło do nieprzyjemnej sytuacji z udziałem paparazzich. Według syna króla Karola III mogło dojść do tragedii. Mimo to ani jego ojciec, ani brat nie przejęli się sprawą.
Nawet nikt nie zadzwonił. Dramatyczna sytuacja nikogo nie obeszła
Książęta Susseksu we wtorek zjawili się na gali w Nowym Jorku. Choć zostali tam ciepło przyjęci, a Meghan nawet odebrała nagrodę, tuż po opuszczeniu budynku zaczęło robić się gorąco. Na parę czyhali paparazzi, którzy rzekomo ruszyli za nimi w "niemal katastrofalny" pościg. Nowojorska policja podaje jednak inną wersję wydarzeń.
To miał być wielki wieczór dla Meghan
Do Nowego Jorku Harry, Meghan i jej mama Doria Ragland zawitali w wyśmienitych humorach. W końcu dla Meghan był to wyjątkowy wieczór - odebrała nagrodę Women of Vision 2023 za bycie "feministką, orędowniczką praw człowieka i równości płci oraz światowym wzorem do naśladowania". Statuetkę w imieniu The Ms. Foundation wręczała jej słynna amerykańska aktywistka feministyczna Gloria Steinem.
Tuż po zakończeniu gali zrzedły im miny. Rzecznik pary przekazał dramatyczną relację z powrotu z wydarzenia. "Ostatniej nocy książę i księżna Sussex oraz pani Ragland brali udział w niemal katastrofalnym pościgu samochodowym z udziałem grupy bardzo agresywnych paparazzi. Ten nieustający, trwający ponad dwie godziny pościg, doprowadził do wielu niebezpiecznych kolizji z innymi kierowcami, pieszymi i dwoma funkcjonariuszami NYPD" - oświadczył.
Paparazzi uprzykrzają im życie
Po tym, jak księżna Diana w 1997 r. zginęła w wypadku samochodowym w paryskim tunelu, uciekając przed paparazzi, nic dziwnego, że Harry jest szczególnie wyczulony na tym punkcie. W starciu z fotoreporterami w Nowym Jorku wyjął telefon i zaczął nagrywać ich zachowanie. Jak donosi "Page Six", po tym incydencie z księciem i jego żoną nie skontaktował się nikt z rodziny Windsorów. Ani Karol, ani William czy Kate. Tak jakby nie interesowali się losem Harry'ego.
Warto zaznaczyć, że nowojorska policja potwierdziła, że dostał zgłoszenie o incydencie oraz że fotoreporterzy mieli faktycznie utrudnić transport Susseksom. Niemniej jednak nikt nie zgłosił żadnych szkód. Również taksówkarz, który podwoził trójkę, by zmylić paparazzich, skomentował, że cała sytuacja trwała 10 minut, a nie 2 godziny i "pościgiem by tego nie nazwał".