Mówili, że skoczyła z 16. piętra. Plotką żyła przed laty cała Polska
9 grudnia Irena Santor skończyła 86 lat. Pierwsza dama polskiej estrady zjeździła cały świat i wylansowała takie hity, jak "Już nie ma dzikich plaż" czy "Tych lat nie odda nikt". Jednak jej barwna kariera artystyczna nie zawsze szła w parze z życiem prywatnym.
Czego życzy sobie pierwsza dama polskiej piosenki? W najnowszej rozmowie z Faktem Irena Santor zdradziła, jak będzie świętować ten szczególny dzień. - Bardzo spokojnie będę obchodzić te urodziny. Jestem poza Warszawą na wsi, u moich przyjaciół. Jesteśmy tylko w trójkę. Będę obchodzić urodziny, tak jak trzeba według wszelkich nakazów. Jest mi bardzo dobrze, jak w niebie - zdradza tabloidowi solenizantka.
Fanom na pewno spadł kamień z serca. Pamiętają oni bowiem doskonale, że ostatnie miesiące nie były dla piosenkarki łaskawe. Zresztą, całe życie Ireny Santor usiane jest dramatami.
- Dostawałam w życiu cięgi. To nie zrobiło jednak ze mnie tetryka -  mówiła kilka lat temu.
Mało kto zachowałby taką pogodę ducha w obliczu śmierci bliskich osób, straty dziecka, rozwodu, tragicznego wypadku i ciężkiej choroby. Jak Irenie Santor udało się to wszystko przezwyciężyć?
Skandale 2020. O nich było naprawdę głośno
Wszyscy myśleli, że nie żyje
Bardzo wcześnie straciła rodziców. Miała 5 lat, kiedy jej ojciec zginął z rąk hitlerowców.
- Został zamordowany. Przez przyjaciół, Niemców, których nasza rodzina znała wiele lat. Ludzie z tzw. piątej kolumny jeszcze przed wejściem niemieckiego wojska postanowili rozprawić się z Polakami po swojemu - mówiła w rozmowie z magazynem "Skarb".
Gdy miała 15 lat, wybrała się z zespołem Mazowsze w tournée po Chinach. W Polsce pojawiła się plotka, że wokalistka popełniła samobójstwo, skacząc z 16. piętra.
Nastolatka nie miała jak powiadomić schorowanej matki, że żyje i rozpowszechniane wieści nie mają nic wspólnego z prawdą.
Gdy wróciła do kraju, natychmiast pojechała ją odwiedzić, jednak było już za późno.
- Nie było mnie przy jej śmierci. Straciłam nie tylko matkę, ale także swoją najlepszą przyjaciółkę - wspominała. - Z chwilą, gdy odchodzi mama, stajemy się opiekunami dla samego siebie.
Depresja męża i śmierć dziecka
Po śmierci matki życie młodziutkiej Ireny było nieustanną podróżą. Wraz z zespołem Mazowsze zwiedziła cały świat. To właśnie podczas podróży poznała skrzypka Stanisława Santora.
Miłość spadła na nich jak grom z jasnego nieba, niedługo potem wzięli ślub. Jednak wkrótce los wystawił ich na próbę. Stanisław cierpiał na depresję, a ich małżeństwo pomału się rozpadało.
Mimo wszystko zdecydowali się na dziecko. Niestety, komplikacje związane z ciążą doprowadziły do śmierci noworodka krótko po porodzie.
Para rozstała się po 19 latach. Co ciekawe, artystka wciąż pozostawała w kontakcie z byłym mężem.
- Do końca życia byliśmy przyjaciółmi. Lata przeżyte z moim mężem to najwspanialsze chwile i nie zamieniłabym ich na inne - wspominała po latach gwiazda.
Koleżanka zginęła na miejscu
Gwiazda oprócz dramatów rodzinnych otarła się też o śmierć. W 1961 r. wraz ze swoją przyjaciółką Ludmiłą Jakubczak wracały z nagrań w Łodzi. Tuż przed Warszawą doszło do tragicznego w skutkach wypadku samochodowego.
Santor cudem uniknęła śmierci. Niestety 22-letnia towarzyszka jej podróży zginęła na miejscu.
- Wtedy zrozumiałam, że trzeba się cieszyć z każdej chwili, że samo to, że budzę się rano i patrzę na słońce to już jest szczęście - opowiedziała później Santor.
Dramatyczna diagnoza
W 2000 r. u artystki zdiagnozowano nowotwór piersi. Irena Santor postanowiła powiedzieć o tym głośno, aby swoim przykładem zachęcić jak najwięcej kobiet do częstszych badań.
Dzięki szybkiej reakcji lekarzy, udało jej się wygrać walkę z rakiem.
- Opatrzność widocznie uznała, że jeszcze nie przyszła na mnie pora. Dlatego staram się ten czas, który mi pozostał, wykorzystać, robiąc to, co potrafię najlepiej. A najlepiej wychodzi mi śpiewanie - mówiła w rozmowie z "Życie na gorąco".
"Pani Irena była w kiepskim stanie"
W 2018 r. na Santor spadł kolejny cios. W wieku 84 lat odszedł jej długoletni partner. Ze Zbigniewem Korpolewskim, aktorem i dyrektorem warszawskiej "Syreny" była związana 25 lat. Para nigdy nie sformalizowała związku.
- Staram się być dzielna, ale jest mi bardzo trudno. Proszę wszystkich o wybaczenie. Bo w najbliższym czasie znacznie ograniczę swoją aktywność - zwierzała się "Faktowi".
Ukochany Santor rok wcześniej przeszedł poważną operację serca. Po zabiegu wymagał rehabilitacji i stałej fachowej opieki. Dlatego para zamieszkała w Domu Artysty i Weterana w Skolimowie.
- Pani Irena podjęła taką decyzję, ponieważ Dom Artystów Weteranów przypominał jej o śmierci Zbigniewa. Pani Irena była w kiepskim stanie - mówiła "Super Expressowi" osoba z otoczenia piosenkarki.
W kwietniu tego roku Santor udzieliła wywiadu, w którym zdradziła, jak radzi sobie po śmierci ukochanego.
- W Warszawie na szczęście mam osobę, która robi mi zakupy, choć mam na osiedlu sklepik, do którego mogłabym chodzić. Jest tu bardzo bezpiecznie - mówiła "Super Expressowi"
W tej samej rozmowie odniosła się też do działań rządu w kwestii walki z pandemią koronawirusa. Nie były to miłe słowa.
- Mam wielki żal do władz, że poza małymi wyjątkami nie wspomagają ludzi kultury. Dopóki byliśmy im potrzebni, umilaliśmy im czas, to było fajnie. Teraz się od nas odwrócili. To smutne. Traktują nas po macoszemu, a przecież płacimy podatki jak wszyscy. Jestem pełna nadziei, lada chwila otworzą się teatry i wszystko zacznie wracać do normy.