"Musiałem pić, by funkcjonować. Praca nie sprawiała przyjemności". Szczere słowa Szyca o walce z nałogiem
GALERIA
Borys Szyc wraca na szczyt. Przeszedł terapię, która przewartościowała jego życie. Od trzech lat nie pije. - Popełniłem i popełniam, ale już bardziej świadomie, bo żyję świadomie - mówi. Układa mu się i życiowo, i prywatnie. Jeszcze kilka lat temu jednak tak nie było. Musiało minąć sporo czasu, żeby zrozumiał, że ma poważny problem z alkoholem i że chce zerwać z nałogiem. Dziś doszedł do jednego, najważniejszego wniosku - alkoholizm jest zwykłą ucieczką.
- Na pewno przed odpowiedzialnością. To choroba bardzo trudna do zdiagnozowania. Po cichu wchodzi w każdy zakamarek życia, a później wiąże się ze wszystkim, co robisz, z twoją miłością, z twoim jedzeniem, z twoim codziennym rytmem życia. I tak zaczyna się w ciebie wczepiać, że właściwie nie wiadomo, kiedy przejmuje nad tobą kontrolę - mówił w szczerej rozmowie z "Vivą".
Zwycięska walka
Teraz sam zarówno dostrzega problem, jak i zdaje sobie sprawę, jak trudną drogę przeszedł, by znów wyjść na prostą. - Żaden alkoholik nie potrafi wskazać tego dnia, gdy się nim staje, to się dzieje mimochodem. Mimochodem alkohol zaczyna zalewać wszystkie dziury w człowieku. A potem przestajesz w ogóle o nich myśleć, ale te dziury nie znikają - dodał.
- Nie wiem, czy wrócę, czy nie wrócę, ale na pewno już zmieniłem moje życie. Zdaję sobie jednak z tego sprawę, że nawroty są wpisane w tę chorobę, i że czynią wielkie spustoszenie. Od niektórych nawrotów ludzie umierają. Bo to tak, jakbyś odpalił rakietę ze skręconą sprężyną - stwierdził.
Ostatni moment na zmianę
Wcześniej jednak nie dopuszczał do siebie myśli o powagi sytuacji. Nałóg nie ciągnął aktora na dno. Mimo prywatnych problemów wciąż był aktywny zawodowo i grał w kolejnych filmach.
- Sam się zastanawiam, jak ja tyle rzeczy zrobiłem, tyle ról zagrałem - komentował w wywiadzie. - W ostatnim okresie mojego piętnastoletniego picia nie odczuwałem już żadnej przyjemności. Musiałem pić tylko, żeby dalej funkcjonować, aż w końcu powiedziałem sobie "stop". Bo zrozumiałem, że się zabiję. A tego nie chciałem - dodał w rozmowie z "Vivą".
Wszystko dzięki miłości
Decyzja o podjęciu terapii i ustatkowaniu się niewątpliwie była najlepszą, jaką mógł podjąć. Jeszcze kilka lat temu mówił, że zrobił to głównie dla swojej córki Soni. Nie można jednak nie zauważyć, że dużą rolę w przemianie aktora miała jego ukochana, Justyna Jeger-Nagłowska. To u jej boku odnalazł spokój i szczęście. Dziś mogą się cieszyć wspólnymi chwilami wytchnienia.
- Trochę poprzyjmowałem na siebie na kredyt. Miałem bardzo dużo zajęć, bo zbieram plon mojej trzeźwości i wróciły do mnie propozycje. (…) Myślę, że jak ta fama o mnie się rozeszła, to propozycje się skurczyły, bo kto chce pracować z aktorem, który zawala plan, przychodzi nietrzeźwy, albo w ogóle nie dociera? Dla mnie jednak najgorsze było, że przestało mi się podobać to, co robię, nie czerpałem już z tego żadnej przyjemności - przyznał gorzko gwiazdor.
Wyszedł na prostą
Dziś znów można powiedzieć, że Borys Szyc jest na fali. Dostaje coraz więcej propozycji zawodowych i sam dużo bardziej się w nie angażuje. Wystarczy wspomnieć jego występ w trzeciej części komedii "Listy do M.", która niedługo po premierze stała się kinowym przebojem. Szyc miał okazję pokazać w niej widzom swój komediowy talent.
- Dzięki mojej trzeźwości mogę docenić tę rolę. Bo kiedy się pije, to wszystko się rozmywa - umiejętność wyboru też. Alkohol działa jak rozpuszczalnik, twoja decyzyjność, błysk, poczucie piękna rozmywa się. Dlatego imałem się różnych terapii przez lata, aż trafiłem do doktora Woronowicza. To słynny buldog, który niejednego alkoholika w pysk strzelił. Powiedział: albo chcesz się ratować, albo zdychaj na ulicy. Kiedy pierwszy raz do niego trafiłem, ponad dziesięć lat temu, wydał mi się chamski, bo alkoholicy mają poczucie wyższości i niższości w jednej sekundzie. Albo czują się lepsi od innych, albo dużo gorsi i tak tym poczuciem winy i wyższości się napełniają. Po dziesięciu latach trafiłem do niego, nie zmuszony zresztą przez nikogo, bo to musi być własna decyzja. Już wydał mi się inny, już był deską ratunkową - podsumował aktor.