Myślał, że żyje. Dramatyczne wyznanie przyjaciela
Słynny przyjaciel tragicznie zmarłego Kobe Bryanta opowiedział rozdzierającą serce historię. Wciąż dochodzi do siebie.
Informacja o tragicznej śmierci Kobe Bryanta spadła jak grom z jasnego nieba. Była tak szokująca i nieprawdopodobna, że niektórzy w pierwszej chwili zwyczajnie w nią nie uwierzyli. Jedną z takich osób był raper i aktor Ice Cube, prywatnie przyjaciel zmarłego koszykarza Los Angeles Lakers.
ZOBACZ TEŻ: To tutaj zginął Kobe Bryant. Zobacz nagranie z miejsca katastrofy
W programie stacji TV ESPN Cube otworzył się i opowiedział się, co zrobił, kiedy przeczytał o wypadku maszyny, którą leciał Bryan, jego córka i 7 innych osób.
Prowadząca zapytała go, z kim od razu się skontaktował. Tylko jedna osoba przyszła mu do głowy.
- Kobe. Napisałem do niego, żeby sprawdzić, czy mi odpisze. Kiedy tego nie zrobił, nie zacząłem od razu się martwić, bo to Kobe. On zawsze wcześniej czy później oddzwaniał. Zawsze tak było - mówił łamiącym się głosem artysta. I dodał:
- Całą noc myślałem o jego żonie Vanessie. O jego córkach. Rozmyślałem o jego rodzicach. O wszystkich, którzy go kochali. O tym, co stracili. Ja wiem, co straciliśmy my, jego fani.
W programie Cube wyjaśnił też, że nie ma zbyt wielu idoli młodszych od siebie. Kobe Bryant był jednym z nich. Raper przyznał też, że wciąż nie może się pozbierać. Co zresztą widać na nagraniu, które wylądowało na Twitterze.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kobe Bryant, jego 13-letnia córka Gianna i 7 innych osób zginęło w katastrofie śmigłowca w niedzielę rano 26 stycznia czasu lokalnego.
Maszyna rozbiła się o zbocze jednej z gór nieopodal Calabasas w stanie Kalifornia. Z informacji, jakie pojawiły się w mediach, wynika, że wszyscy lecieli i do Thousand Oaks na mecz koszykówki, w którym miała zagrać córka Bryanta.
W śledztwo włączyło się FBI. Według nieoficjalnych informacji przyczyną wypadku mogła być słaba widoczność.