Na Pol'and'Rock Festival nie ma "brudasów". Są ludzie ceniący wolność, tolerancję i dobrą zabawę
Festiwal już od 25 lat gromadzi nerdów, punków, metali i wolnościowców. W tym roku jest potrzebny szczególnie. Po tym, co wydarzyło się w Białymstoku, Pol'and'Rock przywraca nadzieję.
- Tu jest lepiej niż w domu – mówi mi Darek. Ma na głowie pięknego, zielonego irokeza. Widać, że trochę go hodował.
- W domu, w pracy czepiają się mnie za włosy – mówi. – Muszę je spinać, wiązać. Tu nastawiam na cukier zielonego irokeza.
Młodzi ludzie z całej Polski zjeżdżają na festiwal do Kostrzyna nad Odrą. Na polu namiotowym są ich już tłumy. Rozbijają namioty, organizują browary.
Darek z koleżanką Zuzą (nie chciała pokazać twarzy na zdjęciu) są – jak mówią – ”praktycznie z Ukrainy”, czyli z Lublina. Mówią, że tam szef w pracy będzie się czepiał, jak spotka Darka grającego na gitarze gdzieś w przejściu podziemnym. A tu?
– Tu, na Pol'and'Rock, można robić coś się chce i nikt się ciebie nie czepia – mówią.
To prawda. Co roku, od 25 lat, ten festiwal gromadzi nerdów, punków, metali, i wszelkiej maści wolnościowców.
Jeśli w Białymstoku, po drugiej stronie mapy kraju, zobaczyliśmy niedawno Polskę homofobiczną, agresywną i brunatną, to tu mamy zupełne przeciwieństwo takiego myślenia. Tu ludzie są kolorowi, tolerancyjni, uśmiechnięci.
To nasz drugi dom
Emilia jest studentką weterynarii z Warszawy, a Tadek – od pół roku pracuje w Edynburgu. Spotykają się co roku od czterech lat właśnie na festiwalu w Kostrzynie.
- To jest nasz drugi dom – mówi Tadek. – Ja już nawet nie zwracam uwagi na muzykę. Przyjeżdżam tu dla klimatu i ludzi.
Na czym polega ten klimat?
- Można pogadać z ludźmi, otwarcie o wszystkim – mówi Emilia. – Ja z Tadkiem i jego kolegami rozmawiam szczerze o życiu, uczuciach, depresji i o martwych źrebakach, bo przecież studiuję weterynarię.
Wszyscy podkreślają, że ludzie są tu szczerzy, otwarci, przyjaźni. Wszyscy mówią sobie "siema!".
Emilia: - Ludzie mówią, że tu przyjeżdżają ”brudasy”. To nieprawda. Tu przyjeżdżają i ludzie z korpoświata, i studenci, i robotnicy. Wszyscy się dogadują. Tu przez chwilę mogą być sobą, bez wytykania palcami. Tu, jak założę dziwny kapelusz, to nikt mi nie zarzuci, że jestem niepoważna.
- No, ale fakt faktem, że co do ”brudasów”, to trochę jesteśmy ujeb.. błotem – śmieje się Tadek.
Strażacy są z Polski
Michał i Kasia chodzą po polu namiotowym, pytając młodych ludzi, co można poprawić na festiwalu. Ludzie narzekają na stan toy-toyów, brak wody na jednym z pól namiotowych oraz na wywóz śmieci. W tym roku organizatorzy obiecali, że śmieci będą wywożone codziennie, toalety myte trzy razy dziennie, a woda dostarczona na feralne pole namiotowe.
I znów, jak co roku, setki, tysiące wolontariuszy, w Pokojowym Patrolu, w służbach medycznych, zajmie się bezpieczeństwem, opieką i czystością. To wielka szkoła społeczeństwa obywatelskiego.
Aha. I na koniec najważniejsze: jest wóz straży pożarnej OSP Żory. Nie trzeba będzie dzwonić po Niemców.