Nie żyje Antoni Gucwiński. Przed laty stworzył kultowy program "Z kamerą wśród zwierząt"
Antoni Gucwiński zmarł 8 grudnia 2021 r. Współautor kultowego programu "Z kamerą wśród zwierząt" nie był postacią bez skazy. Kilka miesięcy temu wybuchł kolejny skandal z udziałem byłego dyrektora zoo.
Antoni Gucwiński i jego żona Hanna przed laty zrobili zwrotną karierę w telewizji. To oni stworzyli "Z kamerą wśród zwierząt" - program, który był nadawany w TVP od początku lat 70. Małżeństwo z pasją opowiadało o życiu zwierząt , które na co dzień otaczały ich w pracy. Oboje pracowali we wrocławskim Ogrodzie Zoologicznym, a przed kamerami przybliżali zwyczaje swoich pupili najmłodszym widzom. Program przyniósł im rozpoznawalność i sprawił, że stali się legendami telewizji. Choć nie to było marzeniem Antoniego.
Gucwiński już jako chłopak wiedział, że praca ze zwierzętami jest jego powołaniem. Zrezygnował z nauki w liceum na rzecz technikum hodowlanego. Pracując później w zoo, znalazł nie tylko radość z wykonywanego zawodu, ale też miłość. To właśnie w warszawskim zoo poznał przyszłą żonę, Hannę, również absolwentkę zootechniki.
Gdy wpadli na pomysł realizowania programu telewizyjnego we wrocławskim zoo, gdzie pracowali, nie mogli przewidzieć, jaki odniesie sukces. Program był nadawany przez ponad 30 lat - aż do 2002 r. Nakręcono ponad 750 odcinków.
Z programem i działalnością Gucwińskich związane były też wpadki oraz kontrowersje. Opiekunowie zwierząt wspominali orangutana, który za nic miał materiały z VII Zjazdu PZPR.
- Kamera poszła w ruch, a nasz orangutan wyjął książkę z regału i zaczął jak szalony drzeć kartki. Małżonka próbowała wyrwać mu album, ale złośliwa małpa za nic nie chciała go oddać. Myślałem, że padnę na zawał - opowiadał Gucwiński w rozmowie z "Show".
Inny odcinek musiał być ocenzurowany. - To była lata 80., pokazywaliśmy bociany i powiedzieliśmy, że mimo iż mają czerwone nogi i czerwone dzioby, mogą latać tam, gdzie chcą - wspominała Hanna Gucwińska.
Prowadzący program starali się pomagać zwierzętom, podobno wiele udało im się uratować od śmierci. Uratowali też dziewczynę będącą pod wpływem narkotyków, która wtargnęła na wybieg tygrysów. Ocalono ją, bo opiekunowie wiedzieli, iż ich drapieżne koty od maleńkości bały się... szufelek.
Ale metody pracy Gucwińskich nie zawsze były dobrze oceniane. Gucwiński został oskarżony o znęcanie się nad niedźwiedziem Mago. W latach 90. jako dyrektor zadecydował o tym, by nie usypiać niedźwiedzia z matką i rodzeństwem. W 1996 r. zamknął Mago na zapleczu wybiegu po tym, jak niedźwiedź pokrył siostrę i z kazirodczego związku urodziły się trzy małe.
Gucwiński chciał zapobiec podobnym zdarzeniom, więc niedźwiedź spędził w odosobnieniu 10 lat. Obrońcy praw zwierząt uznali, że to przejaw znęcania się. Dyrektor zoo stanął przed sądem. I choć w 2011 r. uznano go za winnego, dostał karę grzywny w wysokości 100 zł na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Proces kosztował jednak słynne małżeństwo dużo więcej. Gucwińska musiała sprzedać dom rodzinny, żeby spłacić adwokatów i koszty postępowania.
Ponownie o Gucwińskich zrobiło się głośno w 2021 r. W lipcu Ekostraż dokonała interwencji na posesji pod Miliczem, gdzie znajdowały się konie należące do Gucwińskich. Na miejscu znaleziono konia, który leżał na ziemi od 2 dni, bo nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach.
"Stawy są obrzmiałe, obolałe, koń ma już nawet odleżyny. Każdy, kto ma choćby minimalną wiedzę o koniach, wie, czym kończy się leżenie konia. Pan Antoni Gucwiński także, tylko jak zawsze nic nie wie, nikt go nie poinformował, niczego nie zauważył" – pisano na Instagramie. Ekostraż prosiła wtedy o pomoc dla konia. Ale ostatecznie ten musiał zostać uśpiony. O aferze rozpisywano się w mediach.
- Mieliśmy prawo do tego, żeby spokojnie żyć, a nie bać się wyjść za bramkę, że nas ktoś pobije. Nie można tworzyć takich sytuacji - mówiła Gucwińska w wywiadzie dla Plejady.
O śmierci Gucwińskiego poinformował prezydent Wrocławia.