Nie żyje Justin Carter. Zginął tragicznie na planie teledysku
Muzyk country Justin Carter nie żyje. 35-latek zmarł po postrzale z broni, która była rekwizytem na planie teledysku. Policja i menadżer nie ujawnia szczegółów.
O śmierci Justina Cartera piszą niemal wszystkie amerykańskie media. Jak podaje ABC 13, muzyk zmarł w trakcie nagrywania teledysku, w swoim apartamencie. Czytamy, że elementem scenografii była broń. Carter miał rekwizyt przy sobie. Nagle podczas nagrania broń wystrzeliła. Kula trafiła Cartera w oko. Matka muzyka, Cindy McClellan, potwierdziła to w rozmowie z Fox News.
- Był wspaniałym artystą – powiedziała McClellan. – Mamy nadzieję, że ludzie go nie zapomną – dodała.
Matka Cartera podkreśla, że był dobrym człowiekiem, wierzył w Boga, wspierał organizacje charytatywne. Teledysk, który kręcili, miał być wstępem do zbliżającej się trasy koncertowej. Carter miał już zaplanowane koncerty w 10 stanach USA. 9 marca do sieci trafił jego nowy utwór – "Love Affair".
Triple Threat Management, które współpracowało z 35-latkiem, nie opowiada o szczegółach tragicznego wypadku. Nie wiadomo, kto odpowiada za to, że broń na planie była niezabezpieczona i naładowana.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Za pośrednictwem mediów społecznościowych rodzina i przyjaciele zmarłego muzyka proszą o uszanowanie czasu ich żałoby i wsparcie. Na Instagramie można przeczytać apel menadżerów do fanów. Jeśli chcą, mogą wesprzeć rodzinę finansowo, by ta mogła opłacić pogrzeb Cartera.