Niezwykła historia przyjaźni Katarzyny Bujakiewicz i Anny Przybylskiej. Zaprzeczały wszelkim stereotypom
[GALERIA]
Mówi się, że w show-biznesie nie ma miejsca na przyjaźń. Jednak Ania Przybylska i Katarzyna Bujakiewicz na każdym kroku zaprzeczały stereotypom. Poznały się na planie filmu "Rób swoje, ryzyko jest twoje" i od razu wiedziały, że zostaną najlepszymi koleżankami. Dziś Bujakiewicz obchodzi 45 urodziny. Symbolicznie, dzień po premierze biografii Przybylskiej. Poznajcie historię ich niezwykłej przyjaźni.
Przyjaźń od pierwszego spojrzenia
Po raz pierwszy trafiły na siebie w 2002 r. Bujakiewicz miała 30 lat i była doświadczoną aktorką ze sporym dorobkiem zawodowym. Przybylska była młodsza o 6 lat, jednak miała już status super gwiazdy dzięki roli uroczej Marylki w serialu "Złotopolscy". Od razu zwróciły na siebie uwagę. Były niepokorne, głośne, a uśmiech nie schodził im z twarzy. Już wtedy wiedziały, że trafiły na siebie dwie bratnie dusze.
"Szalone frendzie"
Od tego momentu były nierozłączne. Nazywały się żartobliwie "frendziami" i faktycznie były w stanie zrobić dla siebie wszystko. Wspierały się do tego stopnia, że odsepowały sobie role. Na każdym kroku zadawały kłam krążącemu stereotypowi, że w branży każdy pod każdym kopie dołki.
- Pamiętam moment, gdy Anka wpadła do garderoby przy okazji jakiejś naszej wspólnej produkcji. Już po chwili zdałam sobie sprawę, że w końcu mam poważną konkurencję, jeśli chodzi o temperament – mówi Bujakiewicz na kartach biografii Ani Przybylskiej.
Nowa lokatorka
Bujakiewicz była częstym gościem w domu Przybylskiej i Bieniuka.
- Gdy Ania i Jarek przeprowadzili się do Poznania, to stałam się ich domownikiem. Jarek ciągle albo na treningach, albo wyjeżdżał na mecze, zgrupowania, więc zorganizowałam Ani życie w Poznaniu. Rano szłyśmy na siłownię, trzy razy w tygodniu na spinning, potem jeszcze jakaś mała siłownia, sauna. (…) Później jechałyśmy do niej, Ania gotowała, ja jadłam. Takie nudne, zwyczajne, poznańskie życie – wspomina Bujakiewicz.
Wyjątkowa więź
Przyjaciółki nie ograniczały się tylko do codziennych spotkań między swoimi obowiązkami. Bujakiewicz wspomina w biografii, że zdarzały się zwariowane momenty, w których spędzały ze sobą nawet Walentynki.
- Jarek akurat wyjechał na jakiś mecz. Zadzwoniłam z pociągu z Warszawy, że wracam. Ania: "Wpadaj koniecznie, czekam”. Po drodze przypomniało mi się, że przecież są walentynki, zaszłam więc do kwiaciarni. Panowie przede mną brali po jednym kwiatku, a ja mówię: "Poproszę ten największy bukiet". Pukam do drzwi, Ania otwiera, patrzy na mnie i mówi: "Wiedziałam, Bujakiewicz, że coś odpie*dolisz... Też się przygotowałam". Wchodzę, a tam w salonie przygotowana kolacja przy świecach, szampan. I zrobiłyśmy sobie romantyczny wieczór - wspomina Bujakiewicz.
Bezcenne wsparcie
Kiedy Bujakiewicz urodziła dziecko, początki macierzyństwa nie były dla niej łatwe. Zawsze stawiała sobie Anię za wzór. Faktycznie rodzina była dla niej najważniejsza i mimo ogromnego temperamentu dzieci ją uwielbiały. To właśnie Przybylska wspierała koleżankę w trudnych chwilach.
- Myślałam, że będę spokojniejszą matką niż ona, ale nie wyszło - mówiła kilka lat temu w wywiadzie dla "Super Expressu".
Bardziej niż rodzina
Kiedy Przybylska zaczęła walkę z nowotworem, Bujakiewicz dodawała jej otuchy. Kiedy Ania wiedziała, że nie zostało jej zbyt wiele czasu, przyjaciółka obiecała jej, że będzie wspierała Jarka Bieniuka w opiece nad dziećmi. Dodatkowo aktorka postanowiła, że nie będzie komentowała w mediach śmierci gwiazdy "Złotopolskich". Dotrzymała słowa. Kiedy po śmierci Przybylskiej dziennikarze dzwonili do niej, nie odbierała telefonu. Nie komentowała sprawy w mediach społecznościowych. Do dziś dzieci Ani traktują ją jak najlepszą ciocię, która zawsze służy im dobrą radą.
Ważna decyzja
Bujakiewicz zrobiła wyjątek dopiero po trzech latach. Za namową mamy Ani, pani Krystyny, zaangażowała się w pracę nad biografią Przybylskiej. To właśnie dzięki niej możemy dowiedzieć się wielu niezwykłych sytuacji, które towarzyszyły im przez wszystkie lata znajomości.
- Pani Krysia mnie poprosiła i wiedziałam, z czym to się łączy, że będę musiała się w końcu wypowiedzieć. Ale to jest tak, że jest to nadal trudne. Dlatego ja nie mogę się wypowiadać - powiedziała aktorka w rozmowie z reporterką TVN.
Tylko pozazdrościć
Choć Kasia przełamała się za namową mamy Ani i udzieliła wywiadów, była zmuszona odmówić nagrania audiobooka. Jak sama tłumaczyła, jest to zbyt świeża sprawa, a rany będą się zasklepiać jeszcze wiele lat. Ostatecznie biografię Ani Przybylskiej przeczyta Anna Dereszowska. Trzeba przyznać, że taka przyjaciółka to skarb.