Trwa ładowanie...

Open'er poszedł na rekord. Praktycznie pod każdym względem

Raz do roku, na kilka lipcowych dni tysiące ludzi przybiera wakacyjny, festiwalowy wizerunek. Nasuwa się pytanie - czy wciąż się opłaca być "openerowiczem"? Tegoroczna edycja mówi sama za siebie.

Open'er poszedł na rekord. Praktycznie pod każdym względemŹródło: East News
d31nayb
d31nayb

Na Open’era czekamy cały rok. Z roku na rok rosną oczekiwania, Open'er Festival to wydarzenie, na które czeka się cały rok. Impreza odbywająca się w Gdyni od 2003 roku przyciąga tłumy fanów muzyki z Polski i z zagranicy. Koncerty, sztuka, teatr, moda i fantastyczna zabawa przeplatają się w akompaniamencie okrzyków zachwyconej widowni. Jednak gdyński festiwal to nie tylko wielkie artystyczne święto, to także jedna z największych, wakacyjnych towarzyskich imprez. Imprez, na których "się bywa" i bywaniem dumnie chwali.

O tym, że Open’er idzie na rekord, zdążyli już mówić niemal wszyscy zainteresowani pod niemal każdym kątem. Imponujący fakt przewija się w niemal każdych relacjach, z dumą podkreśla go promotor imprezy, Alter Art. Wyprzedało się wszystko, jednodniowe bilety, dwudniowe karnety, karnety na całą imprezę. Festiwalowicze wciąż jakby nie mogą się nadziwić, że Kosakowo zalało istne morze ludzi. „Tu nigdy nie było tyle osób”, to chyba najczęstsze zdanie, jakie dało się słyszeć w kolejkach i pod sceną.

East News
Źródło: East News

Pytanie, po co to wszystko, czy warto tak się męczyć, stać po kilkanaście godzin, jechać długie kilometry w korkach, by potem postać kilka godzin pod sceną i mieć przed sobą perspektywę długiego i męczącego powrotu w ogromnym ścisku do domu? Każdy, kto był choć raz na Open’erze wie, że tak. Warto, żeby zobaczyć, jak Nick Cave staje się z publicznością jednością i mieć pewność, że ten koncert przejdzie do historii, jak Depeche Mode kokietuje fanów, jak Massive Attack gra swój prezycycyjnie przemyślany spektakl, jak David Byrne okazuje się jednym z najjaśniejszych punktów, oczarowuje cheoreografią i przenosi do czasów świetności Talking Heads. A przecież to nie wszystko. Żeby zobaczyć wszystko, co dzieje się w namiocie, Alter Stage czy pomniejszych scenach trzeba byłoby wydłużyć dobę.

East News
Źródło: East News

Owszem, od przemierzania terenu lotniska od sceny do sceny można zedrzeć podeszwy. Owszem, można nieźle się poobijać próbując się przedrzeć przez wyjątkowo rozbawiony tłum i nie umieć zliczyć, ile razy zaklęło się pod nosem. A jednak gdy tylko ze sceny zaczynają płynąć pierwsze dźwięki koncertu, wszystko wokół przestaje mieć znaczenie. Przynajmniej dla tych, którzy rzeczywiście przyjechali tu dla swoich ulubionych wykonawców. A tych zdecydowanie nie brakuje. Już na występach Artcic Monkeys, Depeche Mode, Gorillaz czy Bruna Marsa naprawdę trudno było swobodnie o miejsce, nie tylko pod sceną, ale wiele metrów dalej. Nic dziwnego, wszystkie zespoły zafundowały prawdziwą podróż przez całą swoją karierę Chyba jeśli i niepowtarzalny Nick Cave.

East News
Źródło: East News

I znowu, Open’er poszedł na rekord. Rekordowa jest podobno ilość foodtrucków, toi toi i tematycznych stref… ale rekordowe są też do nich kolejki. Żeby lawirować między nimi a sceną trzeba się wykazać niezłym zmysłem logistycznym i kondycją. Rekordowa była też ilość nastolatków. Jeśli uważacie, że Open’er to festiwal dorosłej, wysublimowanej publiczności, to byliście w błędzie. Dużą część oczywiście stanowią fani headlinerów śledzących ich karierę od początku. Bardziej rzucają się w oczy jednak młodzi, którzy radośnie i „openerowo” zaczynają wakacje.

d31nayb

Szkoda tylko, że nieraz zamiast oddawaniu się zabawie w myśl „radość, miłość, muzyka”, woleli wdawać się w delikatnie mówiąc, pyskówki i przepychanki. Nic dziwnego, że zaprawieni w boju festiwalowicze czy dojrzali już słuchacze woleli wybierać tyły, nawet za cenę słabszej widoczności. W tym roku, poza stałymi bywalcami, zaprawionymi już w festiwalowym życiu, publiczność pokazała, że "openerowicze", to zupełnie inna liga widzów, niż na pozostałych letnich imprezach. Kolorowa, fantazyjnie przebrana, głośna, radosna, ale i... taka, którą "stać". I jak się okazało, tych, których stać, by się "polansować" w Kosakowie było codziennie kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset tysięcy (w pierwszych podsumowaniach przewija się liczba przynajmniej 70 tys. osób dziennie). Wydawać by się mogło, że frekwencja i chaotycznie poruszające się tłumy na tegorocznym festiwalu nieco przerosły organizatorów. Ale to, żeby impreza całkowicie się wyprzedała, nie zdarzyło się jak dotąd ani razu.

East News
Źródło: East News

W efekcie czas oczekiwania na koncerty upływał na pokręcaniu głową z dezaprobatą, szturchaniu, słownych potyczkach i dawającemu się coraz bardziej we znaki znużeniu. A jednak nikt zebranych, mimo narzekań, nie potrafił sobie odpuścić Open’era. Ciekawość brała górę – co zagra gwiazda wieczoru, kogo jeszcze nie znam, a może pozytywnie mnie zaskoczy. I w końcu o kilka długości ciekawość wyprzedzała zwykła radość. Bo na Open’erze wszystko jest dozwolone, śpiewy, okrzyki i tańce do upadłego. Co z tego, że zmęczenie i tak daje o sobie znać (na koniec ze zdwojoną siłą), skoro ciągle nie jest dosyć i chce się śpiewać za Davem Gahanem „I just can’t get enough”!

d31nayb
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d31nayb