Piotr Fronczewski w żałobie po śmierci matki
70-letni aktor to ikona polskiego kina. Artysta znany z wielu kultowych ról i charakterystycznego głosu w ostatnich latach opiekował się swoją matką. Niestety, niedawno kobieta zmarła w wieku 104 lat.
Bogna Fronczewska była najważniejszą kobietą w życiu aktora. Mieszkała z nim i jego żoną Ewą od sześciu lat. Przeprowadziła się do syna dopiero w wieku 98 lat, kiedy po złamaniu nogi potrzebowała opieki i rehabilitacji. Artysta był bardzo zżyty z matką i nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, żeby oddać ją do domu spokojnej starości. Dla Fronczewskiego była osobą wyjątkową, którą darzył ogromnym szacunkiem - Do dziś pamiętam jej sukienki i spódnice, których się trzymałem. Była dla mnie kimś czułym, delikatnym, subtelnym. Ufałem jej bezgranicznie i to się właściwie nie zmieniło. To chyba jedyna osoba na świecie, której nigdy nie okłamałem - powiedział w wywiadzie rzece "Ja, Fronczewski".
Mimo ogromnej miłości do matki, aktor bał się, że opiekowanie się schorowaną kobietą może go przerosnąć - Bardzo się bałem, ale cieszę się, że nie zrejterowałem, że nie ominąłem tego ważnego etapu w moim życiu. To są rekolekcje, jakich nie doświadczymy w żadnym kościele - mówił aktor.
Piotr wielokrotnie podkreślał, że wiele zawdzięcza swojej żonie, z którą jest od ponad 40 lat. Ewa na równi z aktorem pomagała w opiece nad teściową. Obydwoje uważali, że mają dług wdzięczności za wszystkie lata, podczas których Bogna pomagała im w opiece nad dziećmi. - To jest niezwykłe i cenne doświadczenie. Kiedy rano pomagam jej usiąść, podaję śniadanie, przytulam na dzień dobry. To jest stan, którego nie potrafię opisać. Trzymając ją w ramionach, mam przecież świadomość, że wziąłem się z niej. Dalej nie ma już słów. Jest tylko bliskość - opowiadał. - Dziś spłacam dług za jej dobroć, poświęcenie, za te wszystkie lata, gdy była dla mnie oparciem. Starałem się jej nigdy nie zawieść, chociaż nie zawsze mi się udawało - mówił ze wzruszeniem o matce.