Piotr Madej: późno dotarło do mnie, że trzeba mówić o emocjach
- Długo towarzyszył mi strach przed mówieniem, że jestem szczęśliwy, właśnie dlatego, że nie chciałem zapeszyć. Łapałem się na tym, że w rozmowach ze znajomymi bałem się przyznać, że u mnie jest okej. A przecież jestem szczęśliwie zakochany, mam pracę, mam z czego żyć, niczego mi nie brakuje - mówi Piotr Madej, kryjący się za Patrick the Pan, który wydał właśnie czwartą płytę "Miło wszystko".
Urszula Korąkiewicz: Jest miło mimo wszystko czy wszystko jest miłe? Krótko mówiąc, jak czytać tytuł "Miło wszystko"?
Piotr Madej: Czas i okoliczności sprawiły, że tytuł tej płyty jest adekwatny. Ale nawet gdyby nie pandemia, byłby właśnie taki. Zapowiadałem, że mój czwarty krążek będzie odwrotnością poprzedniego. Nie będzie ciężkiego, depresyjnego, dołującego klimatu. Miałem przeczucie, że ta płyta będzie zwyczajnie dla słuchacza miła. A tytułowa gra słów towarzyszyła mi od dłuższego czasu. Czekałem na dobry moment, żeby ją wykorzystać. Nie mógł być lepszy.
Co masz na myśli?
Dobrze wspominam izolację. Akurat mi nie przeszkodziła, a wręcz pomogła. Cały czas pracowałem nad swoim materiałem, a także jako producent nad materiałami innych artystów. Śmiem twierdzić, że popadłem w pracoholizm. A letnia premiera, kiedy wszyscy odpuszczamy, wydała mi się idealna.
Jak powstawało "Miło wszystko"?
Pomysł na płytę, szkic i chęć jej tworzenia pojawiły się jakieś pół roku wcześniej przed pandemią. Przyznam, że marzyłem o dłuższym czasie wolnym, w którym mógłbym się na niej skupić. I kiedy wszystko stanęło, od razu zacząłem jeździć do studia. Zwiozłem sobie tam cały sprzęt i zacząłem nad nią pracować. Więc… w zasadzie możemy nazwać tę płytę dzieckiem pandemicznym.
Zdarzyło ci się wspomnieć, że nie dotknęła cię emocjonalnie sama pandemia, ale to, co się dzieje w kraju. Co cię frustruje?
Pierwsza kwestia z brzegu – podział społeczny, utrzymująca się polaryzacja i wynikające z niej wszelkie absurdy, w tym brak tolerancji choćby dla społeczności LGBT. Brak wsparcia dla ekologicznych rozwiązań i odnawialnych źródeł energii mimo tego, że od dawna mówi się, że Ziemia jest wyeksploatowana. Rząd z miesiąca na miesiąc podejmuje absurdalne decyzje, z którymi się nie zgadzam i które budzą we mnie złość.
Łatwo jest rozmawiać o emocjach? Łatwo jest o nich pisać?
Dwa razy nie. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć. Ta banalna wiedza, że trzeba rozmawiać we wszystkich relacjach, zabiegać o to, by czyścić atmosferę, przyszła do mnie dość późno w życiu. Teraz jestem tego orędownikiem. Widzę, że to działa i dzięki temu lepiej się żyje. Równolegle poczułem, że dobrze byłoby napisać też o tym piosenkę. Bo piosenka "Porozmawiajmy o emocjach" miała pierwotnie zupełnie inny tytuł i zupełnie inny tekst, ale ostatecznie Dawid Podsiadło namówił mnie do zmiany. Dał mi do myślenia, żeby postawić na bardziej uniwersalny temat. Czyli, jak zwykle, miłość.
O miłości śpiewasz, mówisz, że niełatwo mówić o emocjach. A czy to wstyd mówić, że się jest szczęśliwym?
Mam wrażenie, że jesteśmy przesądnym społeczeństwem. Jest tyle powiedzeń, żeby czegoś nie wykrakać, nie mówić głośno. Długo towarzyszył mi strach przed mówieniem, że jestem szczęśliwy, właśnie dlatego, że nie chciałem zapeszyć. Łapałem się na tym, że w rozmowach ze znajomymi bałem się przyznać, że u mnie jest okej. A przecież jestem szczęśliwie zakochany, mam pracę, mam z czego żyć, niczego mi nie brakuje. A mimo to, kiedy chciałem o tym mówić, czułem nad sobą jakiś bat. Stąd się wziął tekst tej piosenki. "Toronto" to świadoma kontynuacja "Porozmawiajmy o emocjach". Bo w końcu trzeba rozmawiać i mówić wprost zarówno o tym, że jest źle i że jest dobrze.
Wspomniałeś o Dawidzie Podsiadło, współpracujecie już od dłuższego czasu. Jak to wygląda w waszym przypadku?
Tu nie ma żadnego ścierania się czy przeciągania liny. Tu jest wszystko uporządkowane. W naszym zespole jest dziewięć, a kiedy gramy Leśną Trasę to nawet i trzynaście osób. Mamy kierowników muzycznych, Kubę Galińskiego i Olka Świerkota, którzy mają ogromne doświadczenie i wiedzę i to oni nakierowują nam, kto i jak ma grać. Oczywiście, kiedy pracujemy nad materiałem działamy zawsze na zasadzie burzy mózgów, ale każdy zna swoje miejsce w szeregu i potencjalne obowiązki.
Jest w tym wszystkim miejsce na kumpelstwo, na przyjaźń?
Nie pracowalibyśmy razem, gdyby nie aspekty towarzyskie. Gdyby ich nie było, ani Dawid, ani ja byśmy się na coś takiego nie zdecydowali. To, że intensywnie pracujemy od przeszło trzech lat mogłoby sugerować, że nie ma w tym miejsca na zwykłe kolegowanie się, ale to nieprawda. Bardzo się lubimy.
Mówisz też, że zdarza ci się popadać w pracoholizm. Jesteś muzykiem, tekściarzem, producentem. Właściwie człowiekiem-orkiestrą. Teraz jest na rynku czas dla samowystarczalnych indywidualistów?
Lubię tak pracować, działam tak od samego początku. Geneza tkwi w tym, że kiedy nagrywałem swoją pierwszą płytę, czułem wstyd i brak wiary w mój projekt. Wstydziłem się tego dziewiczego emocjonalnego i muzycznego odsłonięcia. Nie wyobrażałem sobie, że ktokolwiek mógłby robić to ze mną. Dziś już tak nie mam, wierzę w swój projekt i dumnie go reprezentuję. I nieraz zapraszam kogoś do współpracy. Dziś sam zachęcam innych, by na tyle, ile potrafią, tworzyli piosenki sami. Bo ta niewiedza na etapie kompozycji jest inspirująca, kierujesz się intuicją, instynktem, a nie wirtuozerią wyniesioną ze szkoły muzycznej. To błądzenie sprawia, że muzyka, którą tworzysz, jest absolutnie twoja. Ale nie kryję, że w związku z tym, że ja sam, z racji tego, że potrafię stworzyć od a do z i piosenkę, i płytę, mam manię kontroli.
Potrafisz pójść na kompromis?
Współpraca z przeróżnymi artystami to nieustanna nauka. Jedni nie mają pomysłu i wizji i stuprocentowo ci ufają, inni mają tę wizję konkretną i ukierunkowaną – wtedy wypracowanie kompromisu to czołówka umiejętności. Ja się sztuki chodzenia na kompromisy cały czas uczę.
Piotr Madej, to jak pisze o sobie na Instagramie, "ten na środku w Patrick the Pan i ten po lewej w zespole Dawida Podsiadło. Muzyk, gitarzysta, pianista, wokalista, producent, tekściarz. Jego najnowsza, czwarta płyta, "Miło wszystko", ukazała się 25 czerwca nakładem wydawnictwa Agora Muzyka.