Piotr Stramowski przeszedł metamorfozę podczas pandemii. Taką, jak wielu
Stramowski pokazał, w jakiej jest formie
Piotr Stramowski w świadomości widzów zaistniał jako ekranowy przystojny twardziel, o zawsze nienagannej, wyrzeźbionej sylwetce. Taką formę utrzymać jednak nie jest łatwo, co też dowcipnie pokazał na swoim przykładzie.
Stramowski swoją sławę i miano ekranowego twardziela zawdzięcza w dużej mierze filmom Patryka Vegi. Choć to nie u niego debiutował i przed występem w "Pitbullu" miał już niemałe portfolio, to właśnie dzięki roli przystojnego Majami zwróciły się na niego oczy szerokiej widowni. Tatuaże, sześciopak i imponujący irokez stały się na dłuższą chwilę jego znakami rozpoznawczymi. Jak jest teraz? Sprawdźcie.
Mięśniak z ekranu
Choć później starał się różnicować swoje role i podejmować inne wyzwania, nawet u Vegi, łatka filmowego przystojniaka przylgnęła do niego na dobre. I nie wydaje mu się szczególnie przeszkadzać.
Stramowski jednak często pokazuje, że ma spory dystans do swojej sławy i wizerunku. Jego ostatni post na Instagramie jest najlepszym przykładem. Pokazał dwa zdjęcia "przed i po" – jedno z czasów zdjęć do "Pitbulla" właśnie – Piotr szczupły, umięśniony, wytatuowany i z imponującym zarostem. Nie da się ukryć, robił wówczas niemałe wrażenie.
Przystojniak w nowej odsłonie
I drugie – to Piotr taki, jak wygląda dziś – wciąż przystojny i w dobrej formie, ale nieco mniej szczupły. Za to w dużo bardziej naturalnej, nie wyidealizowanej odsłonie. Oczywiście składowych na nowy wizerunek jest sporo, po części duży wpływ miał brak intensywnych przygotowań i trneningów do kolejnej roli, a także zamknięcie w domu podczas izolacji, czyli zdecydowanie mniej ruchu.
Aktor postanowił więc pokazać dobitnie, że spadek formy zdarza się każdemu, także jemu, zwłaszcza gdy sprzyjają ku temu okoliczności. "Pandemia pandemią, ale chyba najwyższy czas wziąć się za siebie...", napisał na Instagramie z przymrużeniem oka. Cóż, pewne jest jedno, nawet, jeśli nieco spadła mu forma, no nie w przypadku poczucia humoru. A pogoda ducha, jak pokazał pandemiczny rok, jest nam szczególnie potrzebna.